Czy Bóg chce uzdrawiać, a jeśli tak, to dlaczego nie uzdrawia wszystkich, wyjaśnia o. Remigiusz Recław SJ.
Marcin Jakimowicz: Bóg chce uzdrawiać?
Remigiusz Recław: Wierzę, że tak.
Ludzie raz słyszą, że „w Jego ranach jest nasze zdrowie”, że Jezus nie powiedział uczniom „módlcie się za chorych”, ale „uzdrawiajcie ich”, a raz o „przyjęciu cierpienia”. I głupieją. Jak to jest? To pęknięcie, z którym nie radzi sobie wiele osób.
To niezwykle ważny problem, nad którym musi zastanowić się dziś Kościół. Księża często boją się teologii uzdrowienia. Mówią: po co te Msze z modlitwą o uzdrowienie. A jednocześnie, cóż za paradoks, przyjmują intencje o uzdrowienie. „O błogosławieństwo i zdrowie dla rodziny Kowalskich” albo „o uzdrowienie z raka”. Coś jest nie tak. Bo za pieniądze mogę modlić się o zdrowie na Mszy św., a za darmo już nie? Możemy powiedzieć krótko na Mszy św.: „o uzdrowienie z raka. Ciebie prosimy. Wysłuchaj nas, Panie”. A jeśli ta modlitwa ma trwać pół godziny, to już jest problem? Może to brzmi brutalnie, ale jeśli mamy takie wewnętrzne opory przed modlitwą uzdrowienia, to może uczciwiej będzie zaproponować intencję: „o przyjęcie nowotworu w rodzinie Kowalskich”.
Nie przejdzie.
Spójrzmy to na bez emocji, z punktu widzenia logiki. Pojawiło się hasło „teologia sukcesu”. Ciekawe, że zamiast kojarzyć ją z dobrymi samochodami, wakacjami w ciepłych krajach i przepychem na stołach, łączy się to hasło z ogłaszaniem w imieniu Jezusa uwolnienia czy uzdrowienia. Po drugiej stronie teologii sukcesu stawia się teologię krzyża. Dlaczego zatem krzyż utożsamia się z chorobą, a nie z biedą? Jezus nie mówi: „błogosławieni chorzy”, ale mówi: „błogosławieni ubodzy”. Teologia krzyża to przyjęcie ubóstwa. A teologia sukcesu to życie w bogactwie.
Czym w takim razie jest krzyż, który Jezus kazał wziąć na siebie?
Miłością i miłosierdziem. Oddaniem siebie do końca. Do końca kochać i do końca być miłosiernym – to podstawowy komunikat krzyża. Zbyt łatwo zamieniliśmy miłosierdzie na chorobę, a to oznacza, że tylko ci, którzy chorują, mają okazję wziąć krzyż. Jezus do końca niósł krzyż, a nie do końca za nas chorował. Mam propozycję dla tych, którzy natychmiast mówią o krzyżu, gdy tylko słyszą o uzdrowieniach – zacznijcie żyć tak, jak najbiedniejszy człowiek z waszej parafii. Jak przyjmiesz krzyż, o którym mówi Jezus, przestaniesz tworzyć krzyże urojone.
Czy zatem cierpienie jest krzyżem?
Oczywiście. Cierpienie fizyczne, choroby mogą nas doprowadzić do nawrócenia. Ileż razy to widziałem. Tak jak wielokrotnie widziałem ludzi, którzy padali na kolana dopiero po doświadczeniu rozpadu małżeństwa czy utraty pracy. Czy to znaczy, że Bóg „dał im rozwód” albo „zwolnił ich z pracy”? Że tego od nich oczekiwał? Nie! On jest w stanie posłużyć się nawet złem, które nas spotkało. Ale nie stwarza tych rzeczywistości. Nie daje ich! Wielu ludziom potrzebny jest zimny prysznic. Inaczej się nie ockną. Jeśli choroba jest – jak słyszę czasami – „wolą Bożą”, to idąc do lekarza z tą chorobą, postępujemy wbrew woli samego Boga. Jeśli uważamy, że prawdziwa jest „teologia dobrej choroby”, to bądźmy do końca konsekwentni i nie chodźmy do lekarzy. Bo jak to wygląda? Umawiam się do specjalisty, a odmawiam wspólnocie modlitwy?
„Jan Paweł II przyjmował cierpienie. Chciał być chory” – usłyszałem. – Dlaczego w takim razie do samego końca korzystał z pomocy lekarzy? – zapytałem. – Nie lepiej było wywiesić kartkę: „Służbie zdrowia wstęp wzbroniony”?
Dokładnie o tym mówię. Dochodzimy w naszych dyskusjach do jakiegoś absurdu, tworzenia nielogicznych koncepcji.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
13 maja br. grupa osób skrzywdzonych w Kościele skierowała list do Rady Stałej Episkopatu Polski.