Piszą ikony. Zamiast chwytać w dłoń pilota, biorą pędzel. Chcą opowiedzieć o cudach, jakich doświadczyli, delikatnie nakładając złoto na aureolę. Tak się modlą.
O niebo lepiej
Henryk Przondziono /Foto Gość
– Pisanie ikon to ogromna lekcja pokory – opowiada Magdalena Sontag (z Jadzią na ręku). Obok: ikonka namalowana przez czteroletnią Lidkę.
Ależ piękne mieszkanie! Dopieszczone w każdym detalu. Nad łóżeczkiem w pokoju dziewczynek hasło: „Keep calm and czytaj Muminki”. Na półeczkach mnóstwo miniaturowych wielobarwnych domków. Widać, że mieszka tu artystka. Magdalena Sontag pisze ikony od lat. Zaczęła na pierwszym roku studiów (ówczesna papieska Akademia Teologiczna, kierunek sztuka sakralna). Dziś sama prowadzi warsztaty ikonopisarskie.
– Pierwsza moja ikona? Matka Boska Włodzimierska – opowiada, trzymając na ręku małą Jadzię (jej starsza siostra Lidka jest w przedszkolu). – Pisanie ikon to ogromna lekcja pokory. Zwłaszcza jeśli postanawiasz samemu przygotować deskę i gruntować ją. Codziennie nakładasz jedną warstwę gruntu (a musi być ich co najmniej kilkanaście). Potem szlifowanie. Nakładanie złota również wymaga cierpliwości i ogromnego spokoju. A samo pisanie ikony? Praca z pigmentami? Nakładanie farb? Praca z cieniutkimi pędzelkami? Czy to nie lekcja cierpliwości?
– Pamiętajmy, że ikona jest doświadczeniem Kościoła sprzed podziału na Wschód i Zachód, sprzed 1054 roku – opowiada Magda. – Kanon został ustalony w niepodzielonym Kościele. I to on jest depozytariuszem ikony. Tylko w nim ma ona rację bytu. Jakże piękną i poruszającą tradycją jest pisanie ikony przez wspólnotę. Poszczególni ludzie tworzą ją razem i nawet się wówczas nie podpisują. W czasie obrzędu poświęcenia ikony wnosi ją kapłan i wręcza twórcom. Dlaczego? Bo to Kościół jest depozytariuszem ikony. Tu nie ma miejsca na dowolność, na wolnoamerykankę. To również lekcja pokory: tworzymy wedle wielowiekowego kanonu: zasad „świętej, złotej geometrii”, z zastosowaniem proporcji, tradycyjnych naturalnych barw. Nie ma żadnej dekoracyjnej, zbędnej linii.
Jako podkładu nie wykorzystuję jedynie desek, ale i kamienie czy wyrzucone przez morze kawałki drewna. Napisałam już 200 ikon na deskach i 350 na kamieniach. Tu macie ikonę mojego męża Kuby. Jak widać na załączonym obrazku, jest znoszona, a więc używana. (śmiech) To moja prawdziwa pasja. Nie tylko moja. Znam artystów, którzy zarzucali malarstwo olejne na rzecz ikon! Ikona jest spotkaniem. W chwili, gdy ją kontemplujesz – z samym niebem, w chwili, gdy przy niej pracujesz – z samym sobą. Dziś pisanie ikon jest dla mnie sporym zmaganiem. Mam w domu dwie baaardzo żywe ikony: Lidkę i Jadzię, więc to nad nimi z Kubą pracujemy każdego dnia. Ooo, a tu macie napisaną na kamieniu ikonkę, którą namalowała nasza czteroletnia Lidka. Nie piękna?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).