Piszą ikony. Zamiast chwytać w dłoń pilota, biorą pędzel. Chcą opowiedzieć o cudach, jakich doświadczyli, delikatnie nakładając złoto na aureolę. Tak się modlą.
Panie Jezu, masz być piękny
Henryk Przondziono /Foto Gość
– Ile razy coś mi nie wychodziło, wzdychałam: „Jezu, Ty masz być piękny. Zrób coś” – uśmiecha się Andżelika Gogol.
Nigdy dotąd nie malowałam. Miałam wrażenie, że pędzel mnie nie słucha – uśmiecha się Andżelika Gogol z Wyr, żona Adama, mama Dawida, Pauliny, Oliwii i Radka (cała ta ekipa kończy każdy dzień Różańcem, więc czapki z głów!). – Dziś patrzę na napisane przeze mnie ikony i myślę sobie: „Kurczę, ale nasz Bóg ma pomysły”. Ostatnio słuchałam Augustyna Pelanowskiego, który opowiadając o św. Piotrze, stwierdził, że Bóg z rybaka jest w stanie zrobić pasterza, a z szewca jubilera. Pomyślałam: zgadza się. Z księgowej zrobił kogoś piszącego ikony. I nie chodzi tylko o zmianę zawodu. W tym wszystkim najważniejsza jest przemiana serca. Wracam do pisania, gdy tylko mam chwilę. Słyszę, jak Bóg szepcze: „Nie chcę Cię jedynie na dwie, trzy godziny. Chcę przebywać z tobą przez cały czas”.
Zaczęło się w Wielki Czwartek ubiegłego roku. Pojechałam pomodlić się za pewnego bezdomnego człowieka. Miał wielką ranę na nodze. Powinien zmieniać opatrunek kilka razy dziennie, zmieniał co kilka dni. Wyobraźcie sobie ten smród. Zaproponowałam, że przemyję mu ranę. Wracałam do domu i dotarło do mnie, że była to wielka łaska. „Jezu, przecież Ty w Wielki Czwartek myłeś uczniom nogi” – pomyślałam. Tego bezdomnego odwiedziłam u znajomego, którego spotykałam regularnie na nocnych adoracjach Najświętszego Sakramentu w Panewnikach. To on powiedział mi o kursie pisania ikon. Zaryzykowałam i pojechałam do katowickich oblatów.
Gdy w domu usiadłam z pędzlem w dłoni, modliłam się: „Jezu, prowadź moją rękę – opowiada Andżelika. – Pomóż mi! Ostatni raz malowałam dwadzieścia lat temu!”. Napisałam Mandylion. Poszło gładko. Do drugiej ikony usiadłam z pewną dozą pychy. Skoro pierwsza tak gładko poszła. A tu nic. Nic nie szło. I wtedy mnie oświeciło: „Andżelika, przecież ty się nie modlisz!”. Zrozumiałam, po co mam pisać. Zaczęłam się modlić i znów wszystko ruszyło do przodu. Bóg uczył mnie pokory. Gdy wydawało mi się, że mam opanowany styl, kanon, barwy… nie potrafiłam pisać. Gdy zaczynałam się modlić, pędzel szedł gładko. Takie jest moje doświadczenie. Zazwyczaj piszę ikony i słucham Biblii w formie audiobooka. Ile razy coś mi nie wychodziło, wzdychałam: „Panie Jezu, Ty masz być piękny. Zrób coś”.(śmiech) I robił. Chrześcijański Wschód wierzy, że poświęcona ikona ma moc egzorcyzmu. Stając przed nią, stajesz twarzą w twarz z Bogiem.
Na parapecie stoi ikona Świętego Ojca Pio. Za oknem dostrzegam sporą figurę tego bijącego rekordy popularności brodatego stygmatyka. – Skąd moja miłość do ojca Pio? Oj, to długa historia – opowiada Andżelika. – Tuż po ślubie przeczytałam jego biografię. Zachwycił mnie radykalizm wiary stygmatyka. To nie była słodziutka, cukierkowa opowieść. Konkret. Białe jest białe, a czarne – czarne. Padre Pio stał się mi bliski. Powiedziałam mu: „Szkoda, że już nie żyjesz, bo chętnie poszłabym do ciebie do generalnej spowiedzi. Powiedziałbyś mi, jakie grzechy niszczą moje życie”.
To była Środa Popielcowa. Usiadłam, wzięłam kartkę i długopis i „wyświetliły” mi się moje grzechy. Od dzieciństwa. Jak pokaz slajdów. Poszłam do spowiedzi. Spodziewałam się jakiegoś pouczenia, a usłyszałam tylko: „Ja odpuszczam tobie grzechy”. Jak to? – zdumiałam się. – Tylko tyle? A gdzie jakieś napomnienie, wskazówki, jak mam żyć?
W domu wzięłam do ręki „Myśli o. Pio na każdy dzień”. Przeczytałam: „Przyjaciele nie potrzebują słów, aby się zrozumieć”. Ale mnie to dotknęło! Wierzę, że otrzymaliśmy ten wymarzony dom dzięki wstawiennictwu o. Pio. To on wszystko pozałatwiał, zniszczył przeszkody. Postanowiliśmy z Adamem, że postawimy mu kapliczkę, i pojechaliśmy po figurę. Do Włoch. Wprost do San Giovanni Rotondo. Pojawił się problem: nie ustaliliśmy z mężem gabarytów. On myślał o mniejszej statuetce, ale ja powiedziałam: „Taki liliput? Za taki duży, piękny dom? Musi mieć naturalne rozmiary!”. W końcu udało się nam takiego kupić. I wtedy pomyśleliśmy: „Kurczę, czy on się zmieści do naszego samochodu?”. {body:BBC}(śmiech){/body:BBC} Upchaliśmy go do chryslera. Wróciliśmy do Polski. Sami pomyślcie, czy mogłabym nie napisać jego ikony?
– Pisanie ikon to nie machanie pędzlem – wyjaśnia o. Cyprian Moryc. – To szkoła kontemplacji. Dlaczego pisanie, a nie malowanie? – spyta ktoś, udowadniając, że to zwykła kalka językowa (pisat’ po rosyjsku to malować). Ikona to traktat teologiczny. Ważny jest każdy szczegół. Według prawosławnego teologa Pawła Floreńskiego siedem etapów pisania ikony odpowiada siedmiu dniom stworzenia świata.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.