Całość jest czymś więcej, niż część. Wspólna Europa jest projektem wartym budowania. Właśnie: budowania, nie wyszarpywania dla siebie z niego kawałków tortu.
Papieskie przemówienie do szefów państw i rządów państw członkowskich UE w przeddzień 60. rocznicy podpisania Traktatów Rzymskich warto przeczytać w całości, obfituje bowiem w myśli, których nie sposób zamknąć w ramach jednego komentarza. Chciałabym zatem zwrócić uwagę jedynie na kilka myśli.
Po pierwsze, wspólnota europejska była odpowiedzią na wojnę. Była sposobem na pokój. I faktycznie jej owocem był pokój. Była odpowiedzią na mury i wrogość, dzielące wówczas kontynent. Doprowadziła do ich upadku bez rozlewu krwi. Trzeba o tym pamiętać.
Po drugie: Europa odnajduje nadzieję, gdy człowiek jest ośrodkiem i sercem jej instytucji. Człowiek, nie prawo. Człowiek, nie mityczny wzrost gospodarczy. Człowiek... Ludzie są różni. Do niczego nie prowadzi domaganie się jednolitości. Jedność osiąga się nie przez jednolitość, która jest kłamstwem i ostatecznie może być utrzymana tylko przemocą, ale przez akceptację róznorodności, która jednak jest pojednana. Jesteśmy różni. Będziemy różni. To dobrze, to zaleta. Dzięki temu możemy więcej. Jeśli skupimy się nie na pożeraniu i poprawianiu nawzajem, ale na budowaniu wspólnego dobra.
Myśl trzecia to solidarność. Solidarność polega na świadomości bycia częścią jednego organizmu, a jednocześnie pociąga za sobą możliwość, aby każdy członek mógł „współczuć” ze drugim i z całością. To ważne, żeby zauważyć: solidarność nie polega na tym, że inni mi pomagają, ale że ja mam świadomość bycia częścią czegoś większego, co mam budować. To znaczy, że moim zadaniem jest dbanie o tę całość i każdą jego część, moim zadaniem jest budowanie wspólnego dobra. Solidarność jest przeciwieństwem populizmu i antidotum na populizm. Pod warunkiem, że nie jest tylko dobrym postanowieniem: charakteryzuje się konkretnymi faktami i gestami, które zbliżają do bliźniego niezależnie od tego, w jakim stanie się on znajduje.
Mamy problem z populizmem. W Polsce, w całej Europie i poza nią. Populizmy - mówi papież - , rozkwitają z egoizmu, który zamyka w wąskim i duszącym kręgu, który nie pozwala na przezwyciężenie ograniczoności swoich myśli i „spojrzeniu dalej”. Populizm nie myśli perspektywicznie. Chce załatwienia problemu, który go irytuje, tu i teraz. Populizm nie jest solidarny, on solidarność wykorzystuje. Solidarności dla siebie i z sobą się domaga, nie zamierzając od siebie dawać nic.
W istocie populizm jest jak roszczeniowy żebrak. Wielu powtarza, że nie należy ulegać jego żądaniom, bo to w niczym nie pomaga, tylko utrwala patologiczny schemat tam, gdzie potrzeba odpowiedzialności za siebie i innych...
Europa odnajduje nadzieję, kiedy nie zamyka się w lęku fałszywych zabezpieczeń – przypomina papież, nawiązując do kwestii kryzysu migracyjnego. Porusza przy tym ważny problem. Warto ten fragment przywołać w całości:
Kwestia migracji rodzi głębsze pytanie, które ma przede wszystkim charakter kulturowy. Jaką kulturę proponuje dzisiaj Europa? Często dostrzegany lęk znajduje bowiem swoją najbardziej radykalną przyczynę w utracie ideałów. Bez prawdziwej perspektywy ideowej w ostateczności opanowuje nas lęk, że ktoś inny wyrwie nas z ugruntowanych nawyków, pozbawi nabytych udogodnień, podważy w jakiś sposób styl życia, który zbyt często składa się tylko z dobrobytu materialnego.
Wręcz przeciwnie, bogactwem Europy zawsze była jej duchowa otwartość i umiejętność stawiania sobie fundamentalnych pytań o sens istnienia. Otwartości na sens tego, co wieczne, odpowiada także pozytywna otwartość na świat, choć nie jest ona pozbawiona napięć i błędów. Natomiast nabyty dobrobyt zdaje się podciął jej skrzydła i spowodował obniżenie spojrzenia.
Europa ma wyjątkowe w świecie bogactwo ideowe i duchowe, które zasługuje, by zaproponować je na nowo z entuzjazmem i odnowioną świeżością i które jest najlepszym lekarstwem na etyczną próżnię naszych czasów, będącą pożywką dla wszelkich form ekstremizmu. To te ideały stworzyły Europę, ten „półwysep Azji”, który rozciąga się od Uralu po Atlantyk.
To pytanie trzeba sobie zadać. Obawiam się o europejską (czy nawet chrześcijańską) kulturę? A czym ona dla mnie jest? Jeśli się obawiam, to uważam, że nie ma w niej siły, zdolnej przeciwstawić się naporowi. To znaczy, że ja sam uważam ją za mniej wartą niż to, co może nadejść. Dlaczego zatem jej bronię? Czego bronię? Czy czasem nie właśnie stylu życia, składającego się tylko /przede wszystkim z dobrobytu materialnego, a cała kulturowa otoczka to tylko sztafarz, by ładniej moje obawy wyglądały?
Całość jest czymś więcej, niż część. Wspólna Europa jest projektem wartym budowania. Właśnie: budowania, nie wyszarpywania dla siebie z niego kawałków tortu. Budowanie wymaga wspólnej odpowiedzialności za dzieło i dokonuje się w dialogu.
Europa to różni ludzie, różne państwa, różne prądy filozoficzne, różne wyznania i religie. Różni jej przedstawiciele będą dążyli do realizacji różnych elementów, dla siebie korzystnych. Budowanie wspólnoty nie wyklucza pamiętania o własnych interesach, wręcz przeciwnie. Kto ma się o nie upomnieć, jeśli nie my sami? Wymaga jednak pamiętania, że jesteśmy częścią jednego organizmu i jeśli dopuścimy do czyjejś krzywdy, to na nas się to ostatecznie odbije. Jeśli rozbijemy jedność, my za to zapłacimy...
Na koniec krótka refleksja. Istnieją różne metody prowadzenia negocjacji. Są takie, które są bliskie szantażowi. Stawia się wówczas warunki brzegowe, które muszą być spełnione, bo jeśli nie... Owszem, ta metoda może być skuteczna, pod warunkiem, że drugiej stronie zależy na tym, czego może nie dostać. Gorzej, jeśli uzna, że sobie poradzi bez. Gorzej, jeśli znajdzie inne rozwiązanie, być może bez nas. Trzeba zatem dobrze przewidzieć, co zrobimy jeśli odpowiedź będzie brzmiała „nie”.
Istnieje metoda handlowa i metoda kompromisu. Ja ci dam to, w zamian dostanę co innego. Albo: ja ustąpię trochę, ty również trochę, każdy dostanie część, nikt nie zyska całości, ale obie strony będą miały jakąś korzyść. To metoda dziś chyba najczęściej stosowana. Skuteczna, pozwalająca zachować jedność. Wymaga dobrych kontaktów i poczucia, że druga strona jest wiarygodna. Któż chciałby handlować z kimś, kto jest nieprzewidywalny?
Istnieje jeszcze trzecia metoda, o której rzadko się pamięta, a szkoda. Metoda, w której rozmawia się o celach, nie rozwiązaniach. Pytamy o to, co chcemy osiągnąć, odkładając chwilowo na bok metodę. Być może uda się znaleźć inną metodę, która da obu stronom pełną satysfakcję co do celu?
Jest taki ograny już przykład dwóch sióstr, które potrzebowały jednej pomarańczy. W końcu podzieliły ją na pół. Jedna swoją połówkę zjadła, skórkę wyrzuciła. Druga wyrzuciła owoc, skórkę zużywając do ciasta... Czasem warto zawiesić swoje żądanie „daj mi połowę”, posłuchać i pomyśleć, by dostać całość.
Bardzo bym chciała, byśmy pamiętali, że prócz pierwszej istnieją jeszcze inne metody osiągania tego, na czym nam zależy, bardziej budujące jedność wspólnoty i bliższe troski o jeden organizm, jakim jesteśmy. Ze szczególnym uwzględnieniem metody trzeciej.
Tak, to prawda, do tanga trzeba dwojga. Ale ktoś musi do niego zaprosić...
Ray Nittolo
A Little Girl Gives Coins To A Street Musician And Gets The Best Surprise In Return
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.