Do zobaczenia...

– Była taka przejrzysta, szczera. Nikogo nie udawała – mówi Monika. Dziewczęta mieszkały razem na stancji. – Tak, była wyjątkowa – potwierdza Szymon, z którym zakładała scholę.

Reklama

Wnosiła świeży powiew

W ostatnim tygodniu przed pogrzebem Monika miała coś ważnego do załatwienia w Gliwicach. Pierwszą osobą, o której odruchowo pomyślała, była Helenka. – Bo jak coś trzeba było zrobić, to ona była jedną z pierwszych do pomocy. Starała się być w kilku miejscach naraz. Jakoś tak naginała czasoprzestrzeń – śmieje się. – Zawsze chciała być wszędzie tam, gdzie jest potrzebna, teraz ma łatwiej… – mówi ks. Michalczuk. Po jej śmierci przeczytał gdzieś: „Chciała umrzeć, służąc Panu Bogu”. – Prawdą jest, że chciała Jemu służyć do końca życia, ale znam niewiele osób, które by tak kochały życie jak ona – dodaje.

Wspominają SMS-y od Heleny: wczoraj byłam na ściance wspinaczkowej, na łyżwach, pozdrowienia ze słowackich Tatr, z Bieszczad… Była świetnym liderem, chociaż o liderowanie nie zabiegała. – Miała mnóstwo pomysłów, ale nie narzucała swojej woli, zostawiała innym wolność – zauważa Monika. Trudno pokazać jakąś rzeczywistość w DA, gdzie nie było Heleny. Przychodziła też na krąg biblijny. – A że deficyty snu miała spore, czasem nie było do końca wiadomo, czy jest jeszcze z nami czy już nie. Ale jak przychodziła jej kolej dzielenia się, zawsze była w temacie – opowiada ks. Michalczuk.

– Miała też taką rolę, że przekazywała „oczekiwania środowiska”. Najpierw rozmawiali między sobą, a potem Helenka przychodziła i tak bardzo grzecznie mówiła: „Proszę księdza, jest taki pomysł…”. Dziś pewnie trochę idealizujemy, ale myślę, że wnosiła świeży powiew w różne miejsca – mówi duszpasterz akademicki. Podchodzi do półki i zdejmuje zdjęcie w sepii oprawione w ramkę. Młodziutka Helena spogląda przez dłonie ułożone w kształcie serca. – Tak może patrzy z nieba… Liczymy na jej wsparcie. Tak było wcześniej i tak jest teraz – mówi.

Dwie rundki przytulania

Przeżywała też trudności, kryzysy, ale nie poddawała się. Potrafiła się również zezłościć w słusznej sprawie. – Była taka przejrzysta, szczera. Nikogo nie udawała – mówi Monika. Niewielu wiedziało, że słodycze jadała tylko w niedziele i święta. Nie obnosiła się z tym. Pewnie była to forma postu, na pewno nie dieta. Czego im teraz najbardziej brakuje? – Po prostu Heleny. Jej obecności, zwyczajnej obecności… Wspierali jej wyjazdy misyjne. Wcześniej do Zambii, teraz do Boliwii. Zbierali pieniądze na bilet i pobyt. Ostatni raz spotkali się na Mszy 6 stycznia w sanktuarium MB Fatimskiej w Trzebini, podczas której wspólnie z Anitą Szuwald zostały uroczyście posłane na misję do Boliwii. Potem posiedzieli jeszcze trochę i pożegnali się na pół roku. – Jakoś tak staliśmy, nie mogliśmy wyjść. Były dwie rundki przytulania. Bo to też był znak rozpoznawczy Helen, że lubiła się przytulać – wspomina Basia.

Ks. Michalczuk nie mógł być z nimi, więc dwa dni wcześniej była jej „Msza posłania” w Gliwicach. Jeszcze ostatni SMS w drodze do Boliwii: „Do zobaczenia niedługo”. Z Moniką dziewczyny rozmawiały przez Skype’a w pierwszym tygodniu pobytu w Boliwii. Ks. Wojciech kontaktował się z nią przez te dwa tygodnie, bo tylko tyle trwała jej misja. Zwykłe rozmowy: „Byłem w Domu Asystenta po kolędzie i zostawiłem dla ciebie obrazek”, „Dzięki, odbiorę sobie w czerwcu”. Rozmawiali na kilkanaście godzin przed tamtym tragicznym wydarzeniem. Tu był już wieczór, tam środek dnia.

W pełnym składzie

– Próbujemy nadać temu wszystkiemu sens, ale po ludzku takie wydarzenia są nie do przyjęcia. Jednak wierząc w życie wieczne, mamy nadzieję, że schola zaśpiewa jeszcze kiedyś w pełnym składzie. To nas uspokaja. Jakkolwiek śmierć zawsze przychodzi nie w porę, to Helenka była gotowa, żeby się z Panem spotkać. Kochała życie, miała plany po powrocie z Boliwii. To zostało tak nagle przerwane, ale ufamy, że jest z Panem w niebie. Nie wiem jak wy, ale ja na Mszy o 20.00 ciągle ją tam gdzieś widzę – mówi kapłan. – A ja czuję, że poprzez śmierć Helenki realnie doświadczyłam nieba – dodaje Monika. Utwory, które kiedyś wykonywali razem z Heleną, zaśpiewali na Mszach za nią. W kościele św. Michała w Gliwicach i na pogrzebie w rodzinnym Libiążu.

– Pomagał nam ten śpiew, chociaż momentami było ciężko, bo głos się łamał. Ale miałam poczucie, że mogę liczyć na osoby obok. Ten śpiew przynosił ukojenie – mówi Basia. – To była nasza modlitwa – dopowiada Monika. Szczególnie „Pieśń o zmartwychwstaniu umarłych” z tekstem św. Efrema Syryjczyka: „Jak podobny jest zmarły do tego, co zasnął, śmierć – do snu, zmartwychwstanie – do poranku!”.

– Bardzo mocno ją przeżyliśmy, pierwszy raz tak głęboko. I to, że stało się coś trudnego, co boli, ale że to nie jest koniec. Że jest nadzieja – mówi Szymon. Po wiadomości z Boliwii na pierwszej próbie scholi, kiedy przestali śpiewać, zapadła zupełna cisza. I nikt jej nie przerywał. Nie potrafili nic powiedzieć. Po jej śmierci mocnym doświadczeniem było poczucie wspólnoty. – My to niesiemy razem. Nasze relacje oparte są na Panu Bogu i to jest bogactwo tych więzi. Łączy nas taka Boża przyjaźń. W pewnym sensie to nowa jakość w duszpasterstwie – mówi ks. Michalczuk.

Wstaje z krzesła i wychodzi do drugiego pokoju. Wraca z Biblią obłożoną w okładkę w kolorowe wzory. Przywiozła ją Anita, kiedy wróciła do kraju. – Na pewno miało być tych okładek więcej, ale nie zdążyły – mówi i kładzie kolorową Biblię na stole. Też będzie im przypominać Helenkę.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama