Przerażona islamem i zmianami obyczajowymi Francja wraca do katolickich korzeni. Laickość już nie wystarcza - pisze "Rzeczpospolita".
To był błąd, którego dziś w domowym zaciszu Nicolas Sarkozy żałuje chyba najbardziej. "Katolicy przez dziesięciolecia byli lekceważeni, nie stanowili znaczącej siły. Sarkozy nie zauważył, że to się zmienia" - mówi "Rz" dyrektor czołowego instytutu badania opinii publicznej Kantar Public Emmanuel Riviere.
W listopadowych prawyborach na byłego prezydenta oddało głos zaledwie 1,8 proc. Francuzów, którzy regularnie chodzą do kościoła. Ich faworytem okazał się François Fillon, którego poparło 83 proc. "praktykujących regularnie" katolików - wynika z badań OpinionWay.Dziś widać wyraźnie, że kroplą, która przelała czarę goryczy, była ustawa z 2013 roku o legalizacji małżeństw homoseksualnych z możliwością adopcji dzieci. To niespodziewanie zmobilizowało wierzących.
"Legalizacja małżeństw homoseksualnych z możliwością adopcji nie była problemem w Hiszpanii. Dlaczego stałą się nim we Francji - nie wiemy. U nas nie ma przecież żadnego oporu wobec eutanazji czy prawa do aborcji" - podkreśla Riviere. Jego zdaniem wiele wskazuje jednak na to, że manifestacje w 2013 r. i związane z tym zwycięstwo Fillona trzy lata później były tylko zapłonem znacznie poważniejszego zjawiska: reakcji na zagrożenie ze strony islamu.
Nie było ono związane z zastąpieniem wcześniejszych świąt pogańskich, jak często się powtarza.
"Pośród zdziwienia ubogich i śpiewu aniołów niebo otwiera się na ziemi".
Świąteczne oświetlenie, muzyka i choinka zostały po raz kolejny odwołane przez wojnę.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.