Emanuje z tego miejsca wielki spokój. Jest tam jakaś niepojmowalna, nieopisywalna atmosfera, cisza, głębia... Po prostu: święte miejsce.
Właśnie ukazało się nowe, poszerzone wydanie książki „Świadkowie prawdy z tej ziemi. Śląscy święci, błogosławieni i kandydaci na ołtarze w rytmie lectio divina” księdza Jana Kochela.
Kilka lat temu miałem już przyjemność recenzować tę pozycję (tekst recenzji tutaj) i jest to jedna z tych książek, które mi „zostały”. Do której zdarza mi się bardzo często wracać, wyszukiwać w niej niezbędnych informacji przy pisaniu własnych tekstów, ale także modlić się nią (autorowi kapitalnie udało połączyć się fakty z życia śląskich patronów z fragmentami z Pisma Świętego).
Dziś więc, zamiast klasycznej recenzji, krótka refleksja nad jednym z nowych, kochelowych bohaterów, a także nad miejscem, w którym przyszło mu w wiekach średnich żyć.
Postać świątobliwego Aleksego z Bytomia nie pojawiła się w pierwszym wydaniu „Świadków prawdy z tej ziemi”. Był on franciszkaninem z istniejącego do dziś bytomskiego klasztoru, który założono w 1258 roku. Klasztor należał wówczas do prowincji czesko-polskiej i czasami mam wrażenie jakby… wciąż tak było. Ileż to razy zdarzało mi się podczas modlitwy w tamtejszym przyklasztornym kościele przechodzić w myślach z języka śląskiego na czeski. Wystarczy, że tylko spojrzę na górującego nad ołtarzem św. Wojciecha (bytomskiego velikána) i zarozki rzykóm, chobych bół w Pradze.
Ale na bok anegdoty. Istotniejsze jest coś innego. Genius loci tego miejsca.
Długo zmagałem się z własnym kryzysem wiary. Lata całe śmiertelnie nudziłem się na Mszach świętych i nie widziałem żadnego sensu, by na nie chodzić. I co? Wystarczyła pierwsza Msza w kościele św. Wojciecha i wszystko się zmieniło. Msze znowu zaczęły sprawiać mi autentyczną frajdę (jak za bajtala, za ministranta), głoszone w tej świątyni katechezy dla dorosłych autentycznie fascynować, a najbardziej intymna modlitwa (ta w pustych, kościelnych wnętrzach), przynosić owoce, jakich nigdy bym się nie spodziewał.
Ten kościół ma w sobie to coś. Podobnie jak bytomski Plac Klasztorny, przy którym się on znajduje. Niby nie jest piękny, a jednak emanuje z tego miejsca wielki spokój. Jest tam jakaś niepojmowalna, nieopisywalna atmosfera, cisza, głębia... Po prostu: święte miejsce.
Nie dziwi mnie więc fakt, że właśnie tam pojawił się przed wiekami ktoś taki, jak świątobliwy Aleksy, dla kogo ewangeliczne ubóstwo stało się życiowym ideałem. Albo to, że właśnie w Bytomiu św. Jan Kapistran wygłosił swe legendarne, porywające kazanie, po którym tłumy wstąpiły do bractwa św. Franciszka – o czym ks. Kochel także wspomina w swojej książce.
Franciszkanie i Bytom? To ma sens! I to od wieków.
*
Mieliśmy dla Państwa 3 egz. książki "Świadkowie prawdy z tej ziemi". Zadanie konkursowe było następujące: należało napisać nam o... Państwa świętym miejscu :) Nagrody otrzymują:
Joanna Sokołowska ze Zgorzelca, Katarzyna Guza z Zabrza oraz Adam Kumański z Rybnika
Gratulujemy, książki prześlemy pocztą.
***
Felieton z cyklu Okiem regionalisty
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.