Dla uśmiechu dziecka

Mają po kilka lat. Bose, w podartych ubraniach, przeszukują śmietniki. Wyławiają, co się da, by sprzedać. I walczą ze szczurami o jedzenie.

Reklama

Marie-France i Christian wyławiają ze śmietniska kilkoro dzieci. Zabierają do hotelu, myją, karmią. Następnego dnia wykupują w pobliskich sklepach ryż, gotują jarzyny. – Zanieśliśmy to na wysypisko. Ale nie wystarczyło.

Christian chwyta więc za słuchawkę, obdzwania przyjaciół. Potrzeba rąk do pracy i pieniędzy. Mobilizacja jest tak wielka, że po roku des Pallièresowie mogą już nakarmić i ubrać 120 gałganiarzy, budują pierwszą szkołę. Wydają też posiłki na ulicy. Szybko powstaje fundacja „Pour un sourire d enfant” (Dla uśmiechu dziecka), pierwsze chyba miejsce w Kambodży, gdzie po latach dramatu, jakim żył ten kraj, kwitnie nadzieja.

Piekło Kambodży

– Mieliśmy po 60 lat, ale siła rażenia tego, co zobaczyliśmy, była tak wielka, że nie dało się ot tak wrócić do domu i żyć swoim spokojnym wygodnym życiem w Paryżu. To było niemożliwe – mówił Christian. Z żoną dotąd angażowali się w różnych ruchach, a to we Wspólnocie Błogosławieństw, a to w Chemin Neuf. Mieli solidny kręgosłup moralny. – Zobaczyliśmy, jaki efekt miała nasza modlitwa. Bo w Kambodży Bóg postawił przed nami wyzwanie: w kraju buddyzmu dać świadectwo o Chrystusie i przywrócić dzieciom uśmiech – mówił Christian. I to wszystko na ziemi, gdzie jeszcze niedawno strumieniami lała się krew.

Kontekst historyczny jest tu bardzo ważny, by zobaczyć, na jakich zgliszczach udało się francuskim katolikom odbudować nadzieję. W latach 70. XX wieku rządy w Kambodży przejął komunistyczny reżim Czerwonych Khmerów. Ich polityka terroru zaczęła się od masowego zamykania szkół, szpitali, banków (zlikwidowali pieniądze), wprowadzili zakaz kultu religijnego. Pierwszy budynek, który Khmerzy zrównali z ziemią, to był kościół katolicki – wybudowana w XIX w. na wzór katedry w Reims katedra w Phnom Penh. Zaorali też cmentarz i posadzili w jego miejscu plantację bananów. Mordowali księży, zakonnice, misjonarzy. Mieszkańców miast Khmerzy wywozili rzekomo na wieś, a trafiali oni do obozów pracy. Tym, którzy mieli czyste i zadbane dłonie, ucinano je. Na tzw. polach śmierci podrzynano gardła wszystkim, którzy nosili okulary.

Utopijna i rasistowska wizja świata Khmerów – państwo mogli tworzyć jedynie robotnicy, ludzie bez wykształcenia – skończyła się ludobójstwem. Khmerowie wymordowali prawie 30 proc. ludności kraju. Szacuje się, że w latach 1975–1979 reżim Pol Pota (dyktator kambodżański jest porównywany do Stalina, który zaraz po Tito był jego idolem) zamordował od 1,7 do 3,3 mln osób z 10-milionowego wtedy narodu.

O tej zbrodni świat długo nic nie wiedział (Khmerzy zamknęli wjazd do kraju dla zagranicznych gości. Utrzymywali dyplomatyczne kontakty jedynie z Chinami i swoim sąsiadem – Tajlandią). Dopiero kiedy w latach 80. na antenie Radia Watykańskiego ks. François Ponchaud opowiedział o działaniach Pol Pota, apelując o szybkie osądzenie go, sprawą zainteresował się Watykan i ruszył lawinę międzynarodową. Francuski kapłan już w 1978 r. pisał listy w tej sprawie do Amnesty International. Nie było żadnej reakcji. Zbrodnię Czerwonych Khmerów osądzono dopiero na początku XXI wieku, a dyktatorzy zostali skazani na dożywotnie więzienie. Ale Kambodża odczuwa skutki ich demonicznej władzy do dziś.

– To jest widoczne gołym okiem – nędza, intelektualne ubóstwo, analfabetyzm. Dramatem Kambodży jest fakt, że na 15 mln mieszkańców dzisiaj połowa to dzieci około 7. roku życia – mówił Christian des Pallières. Te dzieci muszą pracować, a niejednokrotnie utrzymać rodzinę. Wiele z nich pada ofiarą prostytucji. Bogaci, wynaturzeni turyści z Zachodu nieraz wykorzystują tu seksualnie nieletnie dzieci, sowicie płacąc im za „usługi”. Rodzice zmuszają je więc do pracy przemocą.

Des Pallièresowie: – Odkryliśmy też, że dzieci są bite w domach. Traktowane jak przedmioty, niewolnicy. Przemoc jest tam wpisana w naród. To jest pokłosie wojny domowej. To trzeba zobaczyć: małe rączki wyszukujące puszki, plastiki, żeby dostać za nie kilka centów na ryż dla rodziców! A same wyjadały zgniłe resztki ze śmietniska. Mieliśmy wrażenie, że stoimy w przedsionku piekła.

Christian i Marie-France każdy dzień zaczynają od wycieczki na wysypiska śmieci. Nie tylko żeby karmić, ale zachęcać małych śmieciarzy do nauki. Wielu rodziców nie zgadza się na edukację dzieci, bo tracą źródło utrzymania. – Gdy coś powierzaliśmy Bogu, rozplątywały się węzły, mijały trudności. Pamiętam dobrze jedną datę: 28 października 1997 r. – opowiadał Christian. Z Marie-France patrzą na morze dzieci. Tym razem nie na wysypisku śmieci, a na placu przed szkołą, którą właśnie postawili. Przed nimi 350 maluchów w biało-granatowych mundurkach. Uśmiechają się do swoich przybranych europejskich rodziców. „Papi” i „Mamie” ocierają łzy szczęścia – udało się! Prasa pisze: „Postawili pierwszy kamień do rekonstrukcji zrujnowanej Kambodży”.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

TAGI| KOŚCIÓŁ

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama