Święty Konkret i święta Adrenalina - to ich ulubieni patroni. „Gdy modlą się mężczyźni, drży piekło” - słyszałem wiele razy. Naprawdę?
ALEKSANDER NOWAK (32 lata, ojciec czworga dzieci, prowadzi własną działalność, mieszka w Gorzyczkach tuż pod czeską granicą):
– Jestem typem faceta, który cały czas czegoś szukał. Zdarzało się, że i w alkoholu czy narkotykach. Całe życie lubiłem adrenalinę – jeździłem na motorach. Rodzina była świadkiem mojego wypadku – wyprzedziłem, wypadłem z zakrętu... Całe życie czegoś szukałem. W pewnym momencie zrozumiałem, że tym, kogo szukam, jest Bóg.
Mój początek to kurs Alpha. Był 2011 rok. Wtedy poznałem Boga. Poszedłem na kurs z żoną. Do tej pory raz szliśmy do kościoła, raz nie. Nie czuliśmy takiej potrzeby, parcia.
Poszedłem na kurs z ciekawości, bo czułem, że czegoś w naszym życiu brakuje. Była jakaś pustka. Poznałem ciekawych ludzi, zmieniłem środowisko. Bóg odpowiedział na nasze modlitwy. Doświadczyłem Jego mocy. Od siedmiu lat nie piję, a miałem spory problem z alkoholem. Niedawno urodziło się nam czwarte dziecko. Lekarze mówili, że nie przeżyje. Dostało wyrok śmierci. Sporo ludzi się modliło i dzięki Bogu Tymek jest z nami.
W grupie Mężczyzn św. Józefa zaczęliśmy się spotykać w dwie, trzy osoby. Dużo dawały mi te spotkania. To było mocne utwierdzenie w tym, że droga, którą szedłem, nie była dobra. Zobaczyłem, że prawdziwy mężczyzna to nie ten, który wypije, przyćpa i zrobi kilka ekstremalnych rzeczy, ale ten, który staje się odpowiedzialny. Za rodzinę, dzieci.
Czuję, że moim ojcem chrzestnym jest Donald Turbitt. Ten facet (na pozór cichy, spokojny staruszek) przemawia z ogromną mocą. Nocował u nas w domu, gdy przebywał w Rybniku, i zobaczyłem, że to bardzo skromny człowiek. Fighter, ojciec, człowiek bardzo silny, namaszczony na lidera. Jak nakłada ręce, to czujesz, że naprawdę ma w sobie Bożą moc.
MACIEJ WŁODEK (kierownik działu sprzedaży w dużym koncernie, mieszka w Krakowie):
– Żyłem bez Boga bardzo, bardzo długo. Bogiem był pieniądz. Zarabianie pieniędzy, imprezy. To było moje życie.
Był problem? Szło się na imprezę, popiło i na jakiś czas zapominało o zmartwieniach. Wydawało się, że dobrze sobie radzę. Spełniłem się zawodowo, zaoszczędziłem trochę grosza. A jednak czułem, że czegoś w tym brakowało. Wracało poczucie jakiejś pustki, bezsensu tego, w czym tkwiłem.
Do Mężczyzn wyciągnął mnie kuzyn. „Daj spokój! – mówiłem. – Co ja tam będę robił?”. Ale poszedłem na spotkanie. Szczerze? Nie zachwyciło mnie. Spotkanie jak spotkanie. Ale była jedna rzecz, która przykuła moją uwagę. W czasie ogłoszeń padło hasło: „Jedziemy w dzicz!”.
Zawsze lubiłem takie klimaty. Spełniałem się jako mężczyzna, chodząc po górach. Zimą zaliczałem trudne podejścia. Dawałem radę, rajcowało mnie to. Usłyszałem: „dzicz” i pomyślałem: „spróbuję”.
Wypad polegał na tym, że siedzieliśmy w środku lasu w jakimś domku w górach. Na totalnym odludziu. Kilku facetów. Zaczęliśmy rozmawiać. I nagle zauważyłem, że oni mają takie same problemy ze sobą, te same wątpliwości co ja Nie owijali w bawełnę. Gadaliśmy, gadaliśmy, a ja odnajdywałem w tym Pana Boga. Widziałem, że On pokazuje mi mój ogromny egoizm. Dotąd robiłem wszystko dla siebie.
Co to znaczy „być mężczyzną”? To mieć kontakt z rzeczywistością. Konkret. Dotąd zawsze tłumaczyłem: „Wszyscy są źli, wszyscy są w błędzie i uwzięli się na mnie”. Na szczęście Bóg to zmienił.
Z ekipą Mężczyzn św. Józefa zaczęliśmy chodzić do więzienia. Pierwsze spotkanie w areszcie: siedziałem przerażony. Boże, co ja im powiem? Czułem w głowie totalną pustkę. Osadzeni zaczęli przychodzić jeden po drugim. Z jednej strony dwudziestu osadzonych, z drugiej nasza trójka. Początkowo byli nieufni. Nie odzywali się. I tak przez pierwsze i drugie spotkanie. Kiepski początek.
Wołaliśmy: „Boże, pomóż!”, a On naprawdę zaczął działać. Osadzeni zaczęli się otwierać, opowiadać o sobie. Pięć osób przystąpiło do bierzmowania. Sami o to prosili! Więc z dziką radością zaczęliśmy ich do tego przygotowywać.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
„Trzeba doceniać to, co robią i dawać im narzędzia do dalszego dążenia naprzód” .
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).