Mało kto wie, że stojący w centrum Świętochłowic neogotycki kościół to wotum wdzięczności za cudowne ocalenie życia 43 górników. Ich historia to świetny temat na film – wzruszający i pełen niespodziewanych zwrotów akcji.
Wybłagana doba
Akcja ratunkowa była niezwykle trudna, bo należało najpierw zatamować wodę, która z okolicznych pól ciągle napływała do olbrzymiego leja w ziemi, a stamtąd rozlewała się po kopalni. Szyb groził zawaleniem, a dostęp do pokładów był utrudniony przez wodę i kilkunastometrowe warstwy szlamu. Poza tym nie było wiadomo, czy górnicy w ogóle jeszcze żyją. Szanse na to wydawały się znikome, a zagrożenie dla kolumny ratowniczej – ogromne. Kierujący akcją inżynier Rudolf Winter już kilka godzin po katastrofie uznał, że odcięci ludzie nie przeżyli i podjął decyzję o przerwaniu działań. Wywołało to sprzeciw ratowników, którym Winter zagroził, że wezwie policję i wojsko, aby wyegzekwować swoją decyzję. Doszło do przepychanek, inżynier został poturbowany, a część ratowników chciała go nawet wrzucić do szybu. W końcu kierownictwo przejęły inne osoby. W tamowanie wód rzeki zaangażowało się ok. 5 tys. osób. Sprowadzono maszynę wodną z Mikulczyc, która wypompowywała wodę z szybu. Pomagały też straże ogniowe z Bytomia i Królewskiej Huty. Mimo to piątego dnia niemieckie władze kopalni wydały rozkaz zabetonowania szybu.
Zapanowała wielka rozpacz. „Płacz i lament były tak przejmujące, że wzruszyłyby nawet kamienie. Nagle z tłumu wysunęła się postać księdza Michalskiego. Proboszcz z Lipin, o wielkim, gorącym sercu, z całej duszy kochający swój polski lud, postanowił osobiście interweniować w sprawie przedłużenia akcji ratowniczej. Po długich naleganiach i prośbach udało mu się nakłonić władze górnicze do przesunięcia terminu rezygnacji o dwadzieścia cztery godziny. Podziałało to na wszystkich niezwykle podniecająco. Kobiety, dzieci i mężczyźni klękali na ziemi i głośno odmawiali modlitwy za pomyślność akcji ratowniczej. W okolicznych kościołach odprawiano uroczyste nabożeństwa na intencję ocalenia górników” – relacjonuje Florian Śpiewak.
Ślady stóp na szlamie
Mijała ostatnia z wybłaganych przez ks. Michalskiego godzin. Wydawało się, że już wszystko stracone. Do drużyn ratowniczych przyszedł kategoryczny rozkaz natychmiastowego opuszczenia kopalni. Ale ratownikom żal było poniesionego już ogromu poświęcenia. Ruszyli jeszcze kilka kroków do przodu. I nagle… natknęli się na deski ułożone na mokrym szlamie, a potem dostrzegli na nich ślady stóp! Zaczęli pędzić na oślep do przodu, wołając poszukiwanych kolegów. Wreszcie z bocznego chodnika usłyszeli ciche głosy, niemal jęki, wydawane przez wycieńczonych górników. „Żyjemy… bracia… tu… jesteśmy…”. To było pierwszych ośmiu, ale wkrótce ekipa dotarła także do pozostałych 35. „A gdy na powierzchnię ziemi wyciągnięto, po ośmiu dniach bezprzykładnie ofiarnej pracy, ostatniego górnika, olbrzymi, kilkutysięczny tłum upadł na kolana i w głośnej zbiorowej modlitwie dziękował Bogu za ocalenie czterdziestu trzech górników… A potem z tysiąca piersi wyrwała się potężna pieśń dziękczynna” – zapisał w swoim reportażu Śpiewak.
Teraz było już jasne, że musi powstać kościół wotywny. Zresztą o wybudowaniu świątyni mieszkańcy miasta, należący do parafii św. Barbary w Królewskiej Hucie, myśleli od dawna. Nie było to łatwe w obliczu panującej wówczas w całych Prusach antykatolickiej presji politycznej. W 1882 r. Rada Gminna w Świętochłowicach podjęła uchwałę o wszczęciu starań w celu uzyskania zgody władz na budowę kościoła. Po cudownym ocaleniu ten proces ruszył pełną parą. Ważną rolę odegrało w nim pismo do króla pruskiego Wilhelma I z prośbą o udzielenie dotacji na wybudowanie kościoła dziękczynnego. Podpisali się pod nim uratowani górnicy. Pierwszy z figurujących na dokumencie, górnik Jan Balcarek, otrzymał odpowiedź, że król żywo zainteresował się projektem budowy świątyni. Zgoda pruskiego rządu nadeszła wiosną 1889 roku. Dwa lata później kościół, zaprojektowany przez radcę budowlanego Paula Jackischa z Bytomia, był już gotowy. Co roku w rocznicę cudownego ocalenia odbywało się w nim uroczyste nabożeństwo dziękczynne.
W 125 lat od poświęcenia świątyni warto, by to dziękczynienie znowu wybrzmiało, tak, by mieszkańcy Świętochłowic, spoglądając na swój kościół, zawsze już mieli w pamięci historię jego powstania.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).