Mustafa Amari pochodzi z Algierii, z rodziny muzułmańskiej. Kończy właśnie przygotowania do kapłaństwa, we wrześniu przyjmie święcenia diakonatu.
Spotkałem go podczas ŚDM. Mustafa zajmował się oświetleniem podczas koncertów organizowanych przez wspólnotę Chemin Neuf. Wcześniej pomagał w organizowaniu łódzkiego spotkania młodzieży „Paradise in the City”. Znajomi, którzy słuchali jego świadectwa, opowiedzieli mi tę historię. Zapytałem, czy zechciałby opowiedzieć o sobie dla „Gościa”. Zrobił to bez problemów.
Katedra w Strasburgu
– Mam 30 lat. Urodziłem się w Algierii. Kiedy miałem 5 lat, moja rodzina przeniosła się do Alzacji we Francji. Moja babka była Francuzką, więc jestem w trzech czwartych Algierczykiem, w jednej czwartej Francuzem – zaczął Mustafa.
– Wychowałem się w rodzinie muzułmańskiej, praktykowaliśmy ramadan, modliłem się z ojcem. Do meczetu chodziliśmy dwa, trzy razy w roku, bo tata był zapracowany. Miałem szczęśliwe dzieciństwo. Kiedy wyjechałem z rodzinnego domu na studia do Strasburga, pojawiło się pytanie o Boga. Przedstawiałem się jako muzułmanin, ale chciałem być autentyczny, chciałem wiedzieć, w co wierzę. Studiowałem filozofię i literaturę, więc pytań przybywało. Im bardziej wchodziłem w filozofię, tym bardziej myślałem, że może nie potrzebuję ani religii, ani Boga. Może wystarczy mi filozofia. Zacząłem czytać książki filozoficzne, aby znaleźć odpowiedzi. Może to była pycha. Czasem prowadziliśmy wśród studentów dyskusje na aktualne tematy, jak np. terroryzm, homoseksualizm. Mieliśmy różne zdania, ale wiązały się one jakoś z religią, wiarą lub niewiarą w Boga. W tym czasie wybuchła ta sprawa z karykaturami Mahometa w duńskiej gazecie. Czułem się częścią świata muzułmańskiego, moja rodzina była mocno tym przejęta, ale rozumiałem też argumenty drugiej strony.
Parę miesięcy później wszedłem do katedry w Strasburgu. Nie wiem dlaczego. Akurat była Msza. Usiadłem i słuchałem. Po raz pierwszy widziałem chrześcijańskie obrzędy. Pomyślałem, że nawet jeśli oni wierzą w jakieś fałszywe historie, to przesłanie jest bardzo głębokie. Zdałem sobie sprawę, że przykazanie miłości to jest najważniejsze przesłanie chrześcijan. I nie jest tak w islamie ani w filozofii. Ta myśl zaczęła jakoś we mnie pracować.
Pascal i Biblia
Skąd wiedziałem, że miłość jest w centrum chrześcijaństwa? Pierwsza pisemna praca, którą mi zadali na studiach, miała temat: „Miłuj bliźniego jak siebie samego”. Moja profesorka była chrześcijanką. Myślę, że była inteligentna i wiedziała, co robi. (uśmiech) Musiałem sporo poczytać na ten temat. Odtąd wiedziałem z pierwszej ręki, w co wierzą chrześcijanie. To było dla mnie ważne. Chciałem sam się przekonać i myśleć krytycznie. Bywałem na Mszy. Czegoś szukałem, nie wiedziałem czego. Mieszkałem wtedy w seminarium, które miało sporo wolnych miejsc, więc wynajmowało pokoje studentom. Ale unikałem rozmowy z klerykami, nie chciałem słuchać kazań.
Rozczarowywałem się filozofią. Mogę przeczytać jeszcze tysiąc książek, a i tak nie znajdę odpowiedzi. Pomyślałem sobie: „Mustafa, twoja rodzina jest muzułmańska, więc bądź po prostu muzułmaninem i wszystko będzie OK”. Ale ilekroć próbowałem wypowiedzieć muzułmańskie wyznanie wiary przed snem, czułem, że coś mnie blokuje. Chciałem znaleźć pokój, chciałem być dobrym muzułmaninem, ale to postanowienie nie wypływało z mojego spotkania z Bogiem, z mojego doświadczenia. Jedyne, czego byłem wtedy pewny o Bogu, to to, że On musi być dla wszystkich. Nie znałem arabskiego, więc Koranu nie czytałem. W domu był Koran, ale tylko tata mógł go czytać.
Kiedyś na zajęciach poznawaliśmy filozofię Pascala, który odrzucał Boga filozofów, zalecał szukanie Boga sercem. Zrozumiałem, że nie muszę szukać Boga samym rozumem. Moja koleżanka protestantka podarowała mi Nowy Testament. Powiedziała: „Zacznij od Ewangelii św. Jana”. Wiedziałem już wtedy sporo o chrześcijaństwie, ale po raz pierwszy sam czytałem Biblię. Czytałem strona po stronie. I filozof we mnie zaczął się nawracać. Chciałem wiedzieć więcej, ale miałem w głowie wiele uprzedzeń do Jezusa, takie stereotypowe krytyki. Odkryłem, że Biblia jest głębsza, niż sądziłem.
Wow! Znalazłem klucz…
Kiedyś czytałem sobie przed snem Ewangelię i nie wiem dlaczego poczułem coś takiego, że wow! Że Bóg mnie kocha. Zobaczyłem swoje dotychczasowe życie, w którym byłem szczęśliwy. I poczułem, że byłem szczęśliwy dlatego, że Bóg mnie zawsze kochał i błogosławił mi od początku, nawet jeśli nie byłem chrześcijaninem. To było tak mocne, że od tego momentu nie mam wątpliwości, że Bóg mnie kocha.
Pomyślałem sobie: „OK, Bóg mnie kocha, ale całe to nauczanie o Jezusie jako Synu Boga to przesada. On jest tylko prorokiem”. Zauważyłem jednak, że kiedy w ten sposób myślę, tracę poczucie miłości Bożej. Trafiłem na wers: „Nikt też nie zna Syna, tylko Ojciec, ani Ojca nikt nie zna, tylko Syn, i ten, komu Syn zechce objawić” (Mt 11,27). To mnie zaskoczyło. Czyli nie mogę doświadczać Bożej miłości bez Jezusa. W islamie Bóg był jakby za wysoko, w filozofii Bóg to intelektualna idea. Więc powiedziałem: „Panie Jezu, wybacz, teraz już wiem, że bez Ciebie nie jestem w stanie zrozumieć, że Bóg mnie kocha. Ty wziąłeś moje grzechy na krzyż”.
I odtąd wszystko zaczęło się zmieniać. Znalazłem klucz do drzwi, którym był Jezus. To było jak przemiana żółtych ziaren kukurydzy w popcorn, takie nagłe, niespodziewane. Moje pierwsze pytanie brzmiało: „Dlaczego ja?”. „Bo cię kocham” – słyszałem w sercu odpowiedź. Kolejne pytanie: „Dlaczego właśnie teraz?”. Myślę, że kiedy szukałem Boga tylko rozumem, On czekał. Nie byłem jeszcze gotowy na prawdziwe spotkanie, na spotkanie z Osobą, a nie z ideą. Bóg czekał, aż otworzę Mu serce.
Myślałem, że mi to przejdzie, ale nie przechodziło. Jeden z kleryków skierował mnie do dominikanów, żebym przygotował się do chrztu. Zgłosiłem się u dominikanów dokładnie 24 czerwca. Nie wiedziałem wtedy, że to święto Jana Chrzciciela. Dominikanie kazali mi przemyśleć sprawę na wakacjach i zgłosić się na początku roku akademickiego. Przygotowanie trwało dwa lata. Mój rozum ciągle domagał się wyjaśnień, taką już mam naturę. Zawsze szukam połączenia wiary i rozumu. Znalazłem też wtedy charyzmatyczną wspólnotę modlitewną i zacząłem się z nimi modlić. Jeszcze przed chrztem ewangelizowałem, mówiłem świadectwa. Miałem doświadczenie chrztu w Duchu Świętym. Powiedziałem Bogu: „Jeśli mnie potrzebujesz, jestem do dyspozycji, ale proszę, daj mi całego Ducha Świętego”. Po dwóch latach podczas Wigilii Paschalnej przyjąłem chrzest, Pierwszą Komunię i bierzmowanie. Zaprosiłem wszystkich moich przyjaciół z różnych okresów mojego życia. „Bóg tych ludzi tu zjednoczył” – pomyślałem sobie.
Po chrzcie wszystko przyspieszyło. Trafiłem do wspólnoty Chemin Neuf. I tam pojawiło się pytanie, czy nie mam zostać księdzem. To było całkowicie nowe. Złożyłem roczne śluby we wspólnocie, skończyłem studia. I podjąłem decyzję, że będę księdzem.
(Nie) jesteś moim synem
Nie, moi rodzice nie byli na chrzcie. Kiedy ojciec zorientował się, że coś się ze mną dzieje, postanowił uzupełnić moją islamską formację, puszczał mi filmy o islamie podczas weekendów. Pojechaliśmy obaj do Algierii, aby odkryć nasze korzenie. Chciałem tej konfrontacji. Jezus sprawił, że poczułem jedność między moimi arabskimi korzeniami a kulturą francuską.
Pewnego dnia tata powiedział: „Albo jesteś muzułmaninem i zostajesz w domu, albo chrześcijaninem i wtedy musisz opuścić dom”. W tym momencie naprawdę wybrałem Jezusa, bo wcześniej wszystko dokonywało się bezproblemowo. Byłem na to przygotowany, znałem słowa: „Jeśli kto chce iść za Mną, niech weźmie krzyż swój i Mnie naśladuje”. „Jestem chrześcijaninem” – powiedziałem ojcu. Więc tata powiedział mi: „Nie jesteś już moim synem, nie wolno ci przyjeżdżać do domu”. Mama powiedziała: „jestem żoną mojego męża, nie chcę być tak radykalna, ale idę za nim”. Te słowa mi pomogły. Bo skoro moja mama idzie za mężem, to ja chcę iść za Jezusem, to jest moje życie, mój wybór.
Powiedziałem Bogu: „Teraz Ty bądź moim ojcem, zajmij się mną i nie pozwól mi zginąć”. Bez pomocy rodziców nie miałem więcej pieniędzy na kolejny rok studiów. Nikomu się nie skarżyłem, ale ktoś zadzwonił, że chce mi pomóc, bo dowiedział się, że szukam pracy. Bóg się mną zaopiekował nie tylko duchowo, ale także materialnie.
Pięć lat później zrozumiałem, że na sprawę relacji z rodziną nie patrzyłem z wiarą. Więc powiedziałem Bogu: „wybacz mój brak wiary w tej sprawie, w imię Jezusa Chrystusa proszę, pomóż mi odnaleźć pokój w relacji z rodziną”. Po tej modlitwie napisałem list do taty z prośbą o pojednanie. Parę dni później zadzwoniła mama i powiedziała, że wpadną z ojcem mnie odwiedzić. Byłem wystraszony, bałem się, co tata postanowił. Kiedy przyjechali, rozmawialiśmy całe popołudnie. Tata powiedział, że jestem nadal jego synem. Chciał, żebym porzucił chrześcijaństwo, ale otworzył mi na nowo drzwi domu. Potem mama opowiadała, że tata w ogóle nie czytał listu, ale pewnego dnia nagle stwierdził, że chce do mnie przyjechać. Okazało się, że tę decyzję podjął dokładnie w dniu, kiedy modliłem się do Boga o pokój z rodziną. Powiedziałem po raz kolejny: „Wow! Bóg odpowiedział na moją modlitwę, to łaska”.
Po tym pojednaniu przyjechałem do domu, najpierw przez trzy dni dyskutowaliśmy o religii. Czułem, że w walce na argumenty jestem mocniejszy. Pisałem pracę filozoficzną o Koranie, więc znałem odpowiedzi na pytania taty, ale nie chciałem bić się na argumenty. Za drugim razem tata wysłuchał mojego świadectwa. Opowiedziałem mu o tym, że to nie jest kwestia rozumu, ale ja osobiście spotkałem żywego, kochającego Boga. Zrozumieliśmy, że nie zmienimy siebie nawzajem. Mogę teraz przyjeżdżać do domu, choć tata nie rozmawia ze mną i stara się mnie unikać. We wrześniu mam święcenia diakonatu, a w przyszłym roku prezbiteratu. Nie wiem, czy rodzice przyjadą – kończy Mustafa.
Pytam na koniec o francuskiego księdza zamordowanego przez islamistów. – Ile razy słyszę o takich wydarzeniach, mówię sobie, że to nie islam, ale terroryści. Ale nocą po takich wiadomościach męczą mnie koszmary, że ktoś chce mnie zabić. Często myślę o pierwszych chrześcijanach, którzy nie bali się swoich prześladowców, ale chcieli dawać świadectwo. Nie możemy się bać, bo przegramy. Wciąż myślę, dlaczego Bóg wybrał właśnie mnie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).