W Niemczech biskupi ostrzegają przed badaniami prenatalnymi. Twierdzą, że ta diagnostyka może się przyczyniać do zwiększenia liczby aborcji.
W Niemczech biskupi ostrzegają przed badaniami prenatalnymi. Twierdzą, że ta diagnostyka może się przyczyniać do zwiększenia liczby aborcji np w związku z tym, że u dziecka zostanie wykryty Zespół Downa. Więcej na ten temat podało wczoraj Radio Watykańskie.
W Polce też przeprowadza się podobne badania. W dodatku w pierwszym trymestrze ciąży, kiedy to aborcja ze względu na ciężkie uszkodzenie płodu jest jeszcze dopuszczalna. Badanie jest darmowe dla kobiet po 35 roku życia. Już sam ten fakt sugeruje, po co to badanie się właściwie wykonuje. Wiadomo, że wraz z wiekiem matki wzrasta niebezpieczeństwo wystąpienia zespołu Downa.
Co ciekawe, ze strony informującej o tym, czym są badania prenatalne, można dowiedzieć się, że:
Niestety jednak aż 70% dzieci z tą chorobą rodzą matki, które nie ukończyły jeszcze 35go roku życia. Paradoks? Nie, po prostu 95% dzieci rodzi się matkom młodszym, które często nie maja pojęcia, co im grozi.
Pewnie właśnie tu dostrzegają niebezpieczeństwo niemieccy biskupi. Dzieci z zespołem Downa w "cywilizowanym" społeczeństwie po prostu się nie rodzą.
Tylko trzeba tutaj być ostrożnym z wydawaniem pochopnych wyroków, bo to jest trochę tak, jakby człowiek z zaawansowanym nowotworem, winą za swoją chorobę prowadzącą do śmierci, obarczał lekarza, który ją u niego zdiagnozował.
Porównanie pewnie niedoskonałe, ale sprowadza się do tego, że nie warto wylewać dziecka z kąpielą. Badania prenatalne, szczególnie te wykonywane w drugim trymestrze ciąży, pozwalają wykryć u dziecka wady rozwojowe i czasem szybciej je leczyć. Zdarza się, że nawet w łonie matki.
A nawet, gdyby w trakcie badań okazało się, że istnieje spore prawdopodobieństwo (to bardzo ważne słowo w tym przypadku), że dziecko będzie miało o jeden chromosom za dużo, to jeszcze wcale nie musi oznaczać, że rodzice muszą zdecydować się na usunięcie ciąży.
Właśnie prawdopodobieństwo jest tu słowem-kluczem, bo badanie prenatalne to nieinwazyjne "Genetyczne USG" czy badanie krwi, nie dają stuprocentowej pewności, że dziecko będzie chore. Z własnego doświadczenia: podczas badania prenatalnego dowiedzieliśmy się, że u naszego dziecka nie widać kości nosowej. Generalnie u zdecydowanej większości zdrowych dzieci ją widać (w pierwszym badaniu). Inne parametry wskazywały, że wszystko powinno być ok, ale lekarz sugerował (dość intensywnie), że warto wykonać jeszcze badania krwi, a może nawet zbadać tkanki płodu. Dziecko urodziło się zdrowe, ale co się strachu najedliśmy, to nasze.
Wiem od znajomych, że badania prenatalne napędziły im jeszcze większego stracha. Pewna para zdecydowała się nawet na amniopunkcję (pobranie fragmentu tkanki), a to już jest bardzo ryzykowne.
Kiedy rodzice idą na badania prenatalne, raczej podświadomie liczą na dobre wieści. Gdy te są choć odrobinę niepokojące, zaczyna się po prostu panika. A że badania są refundowane, to dla placówek, które je wykonują, jest złoty interes. Im więcej badań zrobią, tym więcej pieniędzy dostaną.
To jest dla mnie dość poważny argument za tym, żeby do tego, co się słyszy w czasie badań prenatalnych podchodzić z pewną rezerwą. Szczególnie w tych przypadkach, gdy mówi się o prawdopodobieństwie, szansach, możliwościach... A przy badaniach nieinwazyjnych właśnie taka jest rozmowa.
Uważam, że raczej warto je robić, bo jeśli mogą w czymkolwiek pomóc, to trzeba skorzystać. Natomiast ostrożności i spokoju w tym przypadku nigdy dość. Bez zaufania Bogu też się nie obejdzie, bo przecież dla chrześcijanina sprawa jest jasna: nawet jeśli by się okazało, że dziecko jest nieuleczalnie chore, to zabicie go nie wchodzi w grę. Badania nie pomogą maleństwu wyzdrowieć, ale mogą pomóc rodzicom zawczasu próbować odnaleźć się w tragicznej sytuacji.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.