Z Francji wyrzucono ponad 30 tys. księży. 350 zmarło po torturach. Świat zdaje się o tym nie pamiętać.
Konstytuanta, zaraz po zwycięstwie 1789 roku, postanowiła całkowicie podporządkować Kościół państwu, nawiązując do starych tradycji gallikańskich. Pierwszym krokiem miało być "wyzwolenie" lokalnego Kościoła spod władzy Rzymu, następnie konfiskata wszelkich kościelnych dóbr i sprowadzenie kapłanów do roli urzędników państwowych.
Ustawa cywilna duchowieństwa uchwalona przez Konstytuantę w lipcu 1790 roku wprowadzała: obsadzanie stanowisk kościelnych na drodze wyborów w danym okręgu, obowiązek przysięgi na wierność nowej Konstytucji oraz państwowe pensje dla duchownych w zamian za skonfiskowane majątki.
Spowodowało to natychmiast poważny konflikt z Rzymem. "Kościół konstytucyjny" został potępiony przez papieża Piusa VI w słynnym breve "Caritas" z 13 kwietnia 1791 roku. W odpowiedzi na to, począwszy od 1792 roku oficjalna, odgórna laicyzacja szybko przybierała na sile. Przyjęto nowy kalendarz, wprowadzono rozwody, rozpoczęto tworzenie państwowych kultów oficjalnych: kultu rozumu, a następnie Bytu Najwyższego.
Rozpoczęto prześladowania duchownych odmawiających złożenia przysięgi oraz nie chcących uznać wprowadzonej "karty kazań". Deportacja księży stawiających opór (dekrety z maja i sierpnia 1792 roku) doprowadziła do wyrzucenia z kraju przez ponad 30 tys. kapłanów.
Duża część duchowieństwa, szczególnie w centralnej Francji, podporządkowała się jednak nowym zarządzeniom tworząc "prąd patriotyczny". Zamiarem "księży patriotów" było pogodzenie zasad ewangelicznych z ideami rewolucji.
Apogeum prześladowań przypada na okres tzw. terroru jakobińskiego. Odbywały się one pod hasłem walki z "fanatyzmem" czyli Kościołem oraz "zabobonem" - religią ludową. Powszechnie zabraniano duchownym nauczania, zabierano nawet plebanie, które zamieniano na szkoły. Wielu księży, a nawet rabinów zmuszano do przejścia do stanu świeckiego, propagowano małżeństwa kleru. Wszystkich duchownych, którzy w jakichkolwiek sposób się temu przeciwstawiali, deportowano bądź od razu skazywano na śmierć.
Okres prześladowań chrześcijaństwa we Francji zamyka dopiero podpisanie przez Bonapartego konkordatu z papieżem Piusem VII w 1801 roku. Konkordat ten oznaczał także kres rozłamu w Kościele francuskim.
Czas rewolucji francuskiej, co podkreślają akta wszystkich procesów beatyfikacyjnych, był okresem niezwykłego świadectwa wierności Kościołowi i Stolicy Apostolskiej. Na przykład karmelitanki z Compiegne wchodziły na szafot śpiewając psalm "Wychwalajmy Pana wszystkie ludy". Pewna zakonnica z Bollene koło Avignonu powiedziała przed trybunałem: "Jesteśmy bardziej zobowiązani w stosunku do naszych sędziów, niż w stosunku do naszych ojców i matek. Ci ostatni bowiem dali nam tylko życie doczesne, podczas gdy dzięki naszym sędziom otrzymujemy życie wieczne".
Kult oddawany tym męczennikom, doświadczenie tajemnicy świętych obcowania, stanowiło jedno z istotnych źródeł odrodzenia religijnego. Prześladowania okresu rewolucji francuskiej zaowocowały także odrodzeniem duchowym, które - jak podkreślają historycy - obok postępującej laicyzacji, było niejako równoległym nurtem w dziejach Francji ostatnich dwóch stuleci.
Zbiorowej beatyfikacji męczenników rewolucji francuskiej papież Jan Paweł II dokonał 1 października 1995 roku. Zaliczył wówczas w poczet błogosławionych sześćdziesięciu czterech francuskich duchownych, którzy męczeństwem przypieczętowali wierność Kościołowi w tym okresie. Ich historia jest tylko jednym z wielu przykładów prześladowań duchowieństwa w okresie "terroru jakobińskiego". Duchowni ci ponieśli śmierć w jednym z pierwszych na świecie obozów koncentracyjnych, urządzonym przez władze jakobińskie na statkach u wyjścia z portu Rochefort. Przyjęli oni śmierć w sposób heroiczny i do końca pomagali swym towarzyszom niedoli.
Kard. Gantin, odwiedzając ich zbiorową mogiłę na atlantyckiej wyspie Madame w 1989 roku powiedział, że jest to "jedno z najpiękniejszych świadectw obrony wolności religijnej w dobie nowożytnej". Księża ci, znaleźli się w grupie 828 kapłanów i zakonników załadowanych wiosną 1794 roku w porcie Rochefort w zachodniej Francji na dwa okręty przeznaczone do przewozu niewolników " Deux-Associes" i "Washington".
W odległości zaledwie kilku kilometrów od wybrzeża spędzili na nich wiele miesięcy, poddani straszliwemu terrorowi. Dnie spędzali na stojąco jeden obok drugiego na pokładzie, narażeni na upał, morski wiatr i deszcz. Każdy ze statków przygotowany był do przewozu najwyżej stu ludzi, a załadowano ich czterokrotnie więcej. Przy wejściu na okręt zdarto z nich szaty duchowne, pozbawiono wszystkich bagaży oraz książek, krucyfiksów i innych przedmiotów kultu religijnego. Znalezienie medalika, książki do nabożeństwa czy brewiarza, oznaczało natychmiastową egzekucję, wykonywaną przez straż na oczach wszystkich. Kapłanom zabroniono też wszelkiej modlitwy, nie tylko wspólnej, ale nawet cichej, indywidualnej. Wśród deportowanych prawie połowę stanowili księża diecezjalni: około 300 proboszczów i 85 wikarych. Spośród zakonników największą grupę stanowili franciszkanie (63 braci i ojców) oraz 32 benedyktynów. Około stu więźniów zmarło z wycieńczenia już w pierwszych miesiącach. W początkach lata na obu statkach wybuchła epidemia tyfusu, pociągając za sobą masowe ofiary.
Po upadku rządów Robespierra i zgilotynowaniu go w końcu sierpnia 1794, terror na okrętach zelżał. Nowe władze rewolucji pozwoliły nawet na otwarcie dla księży szpitala na pobliskiej, wysepce Madame, leżącej u ujścia rzeki Charente. Szpital ten miał postać kilkunastu namiotów, rozstawionych na piasku nad brzegiem morza, gdzie nie było żadnych lekarstw ani fachowej opieki. W ciągu sześciu miesięcy, w czasie mroźnej zimy, zmarło tam 350 kapłanów. Zostali pogrzebani w piaskach wyspy. W sumie, spośród 828 deportowanych, śmierć poniosło 546.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.