Ktoś w kościele „grzebie” w smartfonie! Skandal!? Niekoniecznie. Może właśnie... odmawia brewiarz.
Po co komu smartfon? Do rozmów, korzystania z internetu. Na komórki ściągamy też przeróżne aplikacje: ułatwiające porozumiewanie się, oferujące rozrywkę, szybkie zakupy. Ale nie tylko takie. Coraz więcej osób korzysta z „apek” (czyli aplikacji)... z Duchem. Aplikacji, które formują chrześcijan, pomagają wierzyć i modlić się.
Aplikacje religijne powstają jak grzyby po deszczu. Karmią Pismem Świętym, zapraszają do wspólnej modlitwy albo też angażują w obronę dzieci nienarodzonych. Aplikacje „Pismo Święte”, „Adoptuj Życie”, „Nowenna Pompejańska”, „Modlitwa w drodze” i wiele, wiele innych. I kto teraz powie, że „grzebanie” w smartfonie jest bezproduktywne?
Dużo dobra mobilnego
Doktor hab. Monika Przybysz, prof. UKSW, od lat bada rozwój nowej ewangelizacji w mediach społecznościowych. Zajmuje się również badaniem aplikacji religijnych na urządzenia mobilne. – Polacy są posiadaczami milionów smartfonów, a na każdym urządzeniu instalują średnio 30 aplikacji. To ogromna szansa dla Kościoła, by wchodzić w nowoczesne przestrzenie komunikacji i wykorzystywać je dla ewangelizacji. Aplikacje religijne docierają najczęściej do ludzi młodych, 18–35-latków i nieco starszych. Ich celem jest ułatwienie praktyk religijnych, pogłębienie religijności, a przede wszystkim szeroko rozumiana ewangelizacja.
Jedną z najbardziej znanych aplikacji tego typu jest „Modlitwa w drodze”, stworzona przez jezuitów. Obecnie korzysta z niej ok. 50 tys. użytkowników. – Ta aplikacja pomaga mi przeżyć dzień tak, aby nie zabrakło w nim rozmowy z Bogiem. Dzień zaczynam rozważaniami, potem odmawiam Różaniec, a kończę rachunkiem sumienia – mówi Maria Bober, regularnie korzystająca z „Modlitwy w drodze”.
– Jest rzeczywiście świetna. Regularnie modlę się, kiedy... jadę rowerem – dopowiada Agnieszka Penkala.
Dr hab. Monika Przybysz dodaje, że młodzi odbiorcy mogą obecnie korzystać z ok. 30 polskich aplikacji religijnych. Świetnie zrobionych, ciekawych, angażujących do działania. – Warto podkreślić, że sporo kolejnych aplikacji znajduje się w fazie testów i lada chwila je poznamy – mówi.
Nowa jakość: współtworzenie
Ogromna większość to aplikacje typu „push”: ich celem jest przekazywanie konkretnego komunikatu odbiorcy. Jakby „bez odbioru” i bez interakcji. – Jedynym wyjątkiem jest aplikacja „Misericors”, nowość, bo premiera odbyła się w grudniu. Użytkownicy mogą w niej wprowadzać własne treści, dzielić się nimi z innymi ludźmi – opowiada Monika Przybysz. – To pierwsza aplikacja społecznościowa, przypominająca świeckie „społecznościówki”.
„Misericors” ułatwia realizowanie uczynków miłosierdzia. – Użytkownik robi dobry uczynek, a potem dzieli się tym z innymi osobami, mówi, co w praktyce oznacza na przykład „więźniów pocieszać” czy „chorych nawiedzać”. I zapewniam, nie chodzi tu o chwalenie się, lecz inspirację – przekonuje M. Przybysz. – Młodzi ludzie chętnie korzystają z aplikacji, które pomagają w treningu ciała. „Misericors” jest natomiast „trenerem miłosierdzia”, coachem rozwoju duchowego i miłości bliźniego. Aplikacja pilnuje dyscypliny tych uczynków i przypomina o nich.
Najwyraźniej pomysł chwycił, bo od niedawnej premiery do chwili obecnej użytkownicy pobrali aplikację aż 17 tys. razy.
Adrian Perec jest współtwórcą i pomysłodawcą aplikacji „Adoptuj życie”. Jak mówi, z grupą przyjaciół stworzył „mobilnego asystenta duchowej adopcji dziecka poczętego”. – Aplikacja pomaga w przeżywaniu duchowej adopcji. Dzięki „apce” osoba, która podejmuje adopcję, może obserwować rozwój prenatalny „swojego” dziecka. To z kolei powoduje, że wiąże się z nim emocjonalnie – opowiada Adrian.
Adopcyjni „mama” lub „tata” codziennie otrzymują na przykład... wiadomości od dziecka. – Są to albo informacje medyczne dotyczącego rozwoju, typu: „dziś już widoczne są moje linie papilarne na palcach”, albo też wiadomości zabawne, typu: „macham do ciebie rączką” – mówi Perec, który projektował graficznie aplikację. Użytkownik ma zresztą wybór – może zdecydować się na grafikę „komiksową”, czyli rysunkowe przedstawienie nienarodzonego dziecka, albo włączyć obraz z prawdziwego USG. Na filmie zobaczy dziecko pięcio-, dziesięcio – czy dwudziestotygodniowe. Można też posłuchać oryginalnego echa serca malucha.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Mają uwydatnić, że jest to pogrzeb pasterza i ucznia Chrystusa, a nie władcy.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.