Apki z Duchem

Agata Puścikowska

publikacja 20.05.2016 06:00

Ktoś w kościele „grzebie” w smartfonie! Skandal!? Niekoniecznie. Może właśnie... odmawia brewiarz.

Apki z Duchem jakub szymczuk /foto gość Aplikacje religijne wzbudzają spore zainteresowanie właścicieli smartfonów

Po co komu smartfon? Do rozmów, korzystania z internetu. Na komórki ściągamy też przeróżne aplikacje: ułatwiające porozumiewanie się, oferujące rozrywkę, szybkie zakupy. Ale nie tylko takie. Coraz więcej osób korzysta z „apek” (czyli aplikacji)... z Duchem. Aplikacji, które formują chrześcijan, pomagają wierzyć i modlić się.

Aplikacje religijne powstają jak grzyby po deszczu. Karmią Pismem Świętym, zapraszają do wspólnej modlitwy albo też angażują w obronę dzieci nienarodzonych. Aplikacje „Pismo Święte”, „Adoptuj Życie”, „Nowenna Pompejańska”, „Modlitwa w drodze” i wiele, wiele innych. I kto teraz powie, że „grzebanie” w smartfonie jest bezproduktywne?

Dużo dobra mobilnego

Doktor hab. Monika Przybysz, prof. UKSW, od lat bada rozwój nowej ewangelizacji w mediach społecznościowych. Zajmuje się również badaniem aplikacji religijnych na urządzenia mobilne. – Polacy są posiadaczami milionów smartfonów, a na każdym urządzeniu instalują średnio 30 aplikacji. To ogromna szansa dla Kościoła, by wchodzić w nowoczesne przestrzenie komunikacji i wykorzystywać je dla ewangelizacji. Aplikacje religijne docierają najczęściej do ludzi młodych, 18–35-latków i nieco starszych. Ich celem jest ułatwienie praktyk religijnych, pogłębienie religijności, a przede wszystkim szeroko rozumiana ewangelizacja.

Jedną z najbardziej znanych aplikacji tego typu jest „Modlitwa w drodze”, stworzona przez jezuitów. Obecnie korzysta z niej ok. 50 tys. użytkowników. – Ta aplikacja pomaga mi przeżyć dzień tak, aby nie zabrakło w nim rozmowy z Bogiem. Dzień zaczynam rozważaniami, potem odmawiam Różaniec, a kończę rachunkiem sumienia – mówi Maria Bober, regularnie korzystająca z „Modlitwy w drodze”.

– Jest rzeczywiście świetna. Regularnie modlę się, kiedy... jadę rowerem – dopowiada Agnieszka Penkala.

Dr hab. Monika Przybysz dodaje, że młodzi odbiorcy mogą obecnie korzystać z ok. 30 polskich aplikacji religijnych. Świetnie zrobionych, ciekawych, angażujących do działania. – Warto podkreślić, że sporo kolejnych aplikacji znajduje się w fazie testów i lada chwila je poznamy – mówi.

Nowa jakość: współtworzenie

Ogromna większość to aplikacje typu „push”: ich celem jest przekazywanie konkretnego komunikatu odbiorcy. Jakby „bez odbioru” i bez interakcji. – Jedynym wyjątkiem jest aplikacja „Misericors”, nowość, bo premiera odbyła się w grudniu. Użytkownicy mogą w niej wprowadzać własne treści, dzielić się nimi z innymi ludźmi – opowiada Monika Przybysz. – To pierwsza aplikacja społecznościowa, przypominająca świeckie „społecznościówki”.

„Misericors” ułatwia realizowanie uczynków miłosierdzia. – Użytkownik robi dobry uczynek, a potem dzieli się tym z innymi osobami, mówi, co w praktyce oznacza na przykład „więźniów pocieszać” czy „chorych nawiedzać”. I zapewniam, nie chodzi tu o chwalenie się, lecz inspirację – przekonuje M. Przybysz. – Młodzi ludzie chętnie korzystają z aplikacji, które pomagają w treningu ciała. „Misericors” jest natomiast „trenerem miłosierdzia”, coachem rozwoju duchowego i miłości bliźniego. Aplikacja pilnuje dyscypliny tych uczynków i przypomina o nich.

Najwyraźniej pomysł chwycił, bo od niedawnej premiery do chwili obecnej użytkownicy pobrali aplikację aż 17 tys. razy.

Adrian Perec jest współtwórcą i pomysłodawcą aplikacji „Adoptuj życie”. Jak mówi, z grupą przyjaciół stworzył „mobilnego asystenta duchowej adopcji dziecka poczętego”. – Aplikacja pomaga w przeżywaniu duchowej ado­pcji. Dzięki „apce” osoba, która podejmuje ado­pcję, może obserwować rozwój prenatalny „swojego” dziecka. To z kolei powoduje, że wiąże się z nim emocjonalnie – opowiada Adrian.

Adopcyjni „mama” lub „tata” codziennie otrzymują na przykład... wiadomości od dziecka. – Są to albo informacje medyczne dotyczącego rozwoju, typu: „dziś już widoczne są moje linie papilarne na palcach”, albo też wiadomości zabawne, typu: „macham do ciebie rączką” – mówi Perec, który projektował graficznie aplikację. Użytkownik ma zresztą wybór – może zdecydować się na grafikę „komiksową”, czyli rysunkowe przedstawienie nienarodzonego dziecka, albo włączyć obraz z prawdziwego USG. Na filmie zobaczy dziecko pięcio-, dziesięcio – czy dwudziestotygodniowe. Można też posłuchać oryginalnego echa serca malucha.

Filmiki z USG pochodzą z prawdziwych nagrań, które powstały podczas badania ultrasonograficznego. Filmy przesyłały twórcom aplikacji, czyli niejako ją współtworzyły, mamy z całej Polski.

– Aplikacja służy oczywiście modlitwie za dziecko zagrożone aborcją. Ale dzięki niej możemy edukować osoby wokół nas, w szkole czy w pracy – mówi Adrian, który wraz ze znajomymi nad projektem pracował niemal dwa lata.

Osoba, która ściąga na smartfon aplikację, codziennie otrzymuje przypomnienie o modlitwie za dziecko. Po zakończeniu modlitwy powinna kliknąć ikonkę – wysyłając informację, że pamięta o zobowiązaniu. Jeśli przerywa modlitwę, otrzymuje upomnienie: „Pamiętasz o mnie?”. Aplikacja zawiera też rozważania na każdy dzień adopcji, napisane przez księży z całej Polski.

– Aplikacja wzbudza duże zainteresowanie odbiorców. W ciągu pierwszych dwóch tygodni od premiery ściągnęły ją 3 tys. użytkowników – opowiada Perec. – Można to zrobić, jeśli ma się system Android – z Google Play. Natomiast użytkowników iPhone ów prosimy o cierpliwość, prace trwają.

Z potrzeby i próśb

Ojciec Daniel Łuka, paulista, opowiada, że aplikacja, którą stworzyła niedawno Edycja Świętego Pawła, czyli „Nowenna Pompejańska”, powstała... na prośbę wiernych. – Nasi czytelnicy pisali, że chcieliby modlić się nowenną, ale jest to trudne, wymaga sporego nakładu czasu, poszczególne tajemnice myliły się modlącym. Prosili więc, byśmy stworzyli jakieś nagranie, które uprości im codzienną modlitwę – opowiada o. Łuka. – Stworzyliśmy aplikację, która pomaga w modlitwie, przypomina o niej. Jest to nie tylko nagranie samej modlitwy, ale również społeczność, która wytworzyła się wokół aplikacji na portalu społecznościowym. To grupa ludzi wierzących, którzy dzielą się doświadczeniami związanymi z modlitwą.

Nowenna Pompejańska w wersji podstawowej jest bezpłatna. Za wersję bardziej rozbudowaną, np. o funkcje monitorowania, przypominania, trzeba zapłacić.

Wśród użytkowników smartfonów dużą popularnością cieszy się też aplikacja... „Pismo Święte”, czyli tekst Biblii oparty na wydaniu opracowanym przez Pallottinum. Poza samym tekstem aplikacja oferuje m.in. codzienne czytania liturgiczne z komentarzami, modlitewnik, brewiarz.

– Wozić Pismo Święte w autobusie czy pociągu? To niezbyt wygodne. Dlatego wolę włączyć smartfon i czytam słowo Boże tam, gdzie akurat jestem – mówi 16-letni Rafał, ministrant spod Warszawy. – Nawet mojej babci pokazywałem i była zaskoczona, że „te nowinki” do czegoś mądrego się przydają.

Ale to nie wszystko. Coraz więcej młodych ludzi modli się np. modlitwą brewiarzową, siedząc w kościelnej ławce. Czym czasem wywołują spore zamieszanie. – Musiałam parę razy grzecznie wytłumaczyć starszym i nieco poruszonym paniom, że „nie gram w gry”, tylko się modlę. Z komórki, tuż przed Mszą św. – z uśmiechem opowiada 20-letnia Maria.

Czy aplikacje religijne to moda? – Raczej konieczność i przyszłość. Religijne aplikacje mobilne rozwijają się szybko i nadal będą się rozwijać, bo po prostu istnieje ogromna potrzeba tego typu komunikacji – twierdzi dr hab. Monika Przybysz. – I nic tego procesu nie zatrzyma. Jedyne ograniczenie to... pamięć w naszym telefonie.