Chrzest Mieszka I wpłynął na dzieje Polski, a jemu samemu otwarł drogę do nieba. Chrzest, do którego przynieśli nas rodzice, zmienia nasze życie i nam otwiera drogę do nieba. Dziękujmy Bogu za nasz chrzest!
Mówimy „chrzest Polski”, ale właściwie nie było czegoś takiego. To tylko metafora. Kościół nigdy nie chrzcił całych narodów, ale zawsze pojedyncze osoby. 14 kwietnia 966 roku chrzest przyjął książę Mieszko I oraz pewnie kilka osób z jego najbliższego otoczenia. To był dopiero początek ewangelizacji rodzącej się właśnie Polski. Większość z nas przyjęła chrzest tuż po urodzeniu (można żartobliwie powiedzieć – tak jak Polska). I dla nas też, tak jak dla Polski, to był zaledwie początek dalszej drogi wiary. Jedni osiągnęli dojrzałość w wierze, inni zostali na poziomie tradycji, jeszcze inni wprost odrzucili wiarę katolicką i Kościół.
Rocznica chrztu Mieszka jest dobrą okazją, aby przypomnieć sobie swój chrzest. Papież Franciszek często pyta, czy pamiętamy jego dokładną datę. To ważne oczywiście, ale choć chrzest jest wydarzeniem jednorazowym, jego skutki trwają w nas przez całe życie. Czy wiemy, jakie łaski otrzymaliśmy przez chrzest? Czy żyjemy tymi darami, korzystamy z nich? Czasem tu i ówdzie pojawia się pytanie, czy rodzice mają prawo „narzucać” dziecku swoją wiarę, przynosząc je do chrztu.
Pocałunki Boga
Sakramenty są jak pocałunki czy uściski Boga – Oblubieńca, który okazuje miłość oblubienicy, czyli swojemu ludowi. Sakrament to znak Bożej łaski, miłosierdzia, pochylenia się Boga nad każdą i każdym z nas. Miłość musi być okazana, zakomunikowana, wyrażona. Miłość zmienia tego, kto jest kochany. Najogólniej mówiąc, czyni go lepszym, piękniejszym, uzdalnia do dobra... To ogromnie ważne, aby myśląc o sakramentach, widzieć w nich spotkanie z Bogiem i Jego działanie w nas. Nie ma tu żadnej magii, są obecność, miłość, Duch Święty. Kościół istnieje po to, by głosić, przekazywać tę miłość. Dlatego Kościół jako całość bywa nazywany sakramentem. W Kościele, który jest przedłużeniem obecności i działania samego Jezusa, On sam ustanowił siedem specjalnych znaków, przez które udziela nam łaski. Najważniejszą łaską jest zawsze ON sam, ale w każdym sakramencie przynosi ze sobą także jakiś konkretny podarunek (łaskę), określający jego specyfikę. Tyle ogólnie o sakramentach.
Chrzest jest pierwszym sakramentem. Jeśli Bóg chce zbudować w nas swój dom, to musi od czegoś zacząć. Zaczyna od chrztu. To jest jakby wylanie fundamentów pod tę budowlę. To jest brama do innych sakramentów, początek życia wiary. Teologia mówi o chrzcie, że to pierwszy sakrament inicjacji lub wtajemniczenia. Inicjacja oznacza, że coś się zaczyna; coś, w co zostajemy włączeni, wprowadzeni. Można śmiało powiedzieć „zanurzeni” – bo greckie baptidzo (chrzcić) znaczy „zanurzać”. Początek, który ma się rozwinąć. Lubię słowo „wtajemniczenie”, bo oddaje ono dobrze istotę rzeczy. Wskazuje, że chodzi tutaj nie tyle o przekaz wiedzy czy informacji, ale o uczestnictwo, wejście w pewną rzeczywistość, w tajemnicę Boga, w wieczność. Polewa się dziecko wodą i wypowiada formułę: „Ja ciebie chrzczę ”. Wierzymy, że w tym momencie ten mały człowiek zostaje zanurzony w miłość Boga, który go przytula do serca. Jego imię zostaje odtąd wyryte na dłoni Boga. Na zawsze. Tego wpisu nie wykreśli nawet GIODO.
Życie, oczyszczenie, Kościół
Woda jest podstawowym znakiem chrztu. Znaczenie wody wskazuje na to, czym jest chrzest. Woda daje życie. Gdzie nie ma wody, tam jest pustynia, pragnienie, brak życia, śmierć. Chrzest obdarza człowieka nowym życiem. Jezus mówi o tym w rozmowie z Nikodemem: „Jeśli się ktoś nie narodzi powtórnie, nie może ujrzeć królestwa Bożego”. Można też tłumaczyć: „Jeśli się ktoś nie narodzi z góry ”. Obie wersje są poprawne i jest to prawdopodobnie zamierzona dwuznaczność. Pan Jezus mówi potem o „narodzeniu z wody i Ducha”, co wskazuje na chrzest. Czym jest to życie „z góry”? To nowa więź z Bogiem. Człowiek staje się synem lub córką Boga, współdziedzicem nieba, świątynią Ducha Świętego. W Piśmie Świętym jest wiele określeń tej nadprzyrodzonej rzeczywistości, którą chrzest w nas zapoczątkowuje. Można próbować wypowiedzieć je bardziej współczesnym językiem, choć zawsze istnieje ryzyko banalizacji. Dostajemy bilet do nieba, „Boski RedBull” zawsze pod ręką, siła dwóch serc (swojego i Bożego).
Woda służy do mycia. Dlatego jest także znakiem oczyszczenia. Przez chrzest Bóg odpuszcza nam wszystkie grzechy, zarówno osobiste, jak i grzech pierworodny. Mówimy w Credo: „ wyznaję jeden chrzest na odpuszczenie grzechów”. Kiedy słyszymy o odpuszczeniu grzechów, kojarzymy tę łaskę z sakramentem pokuty. I słusznie, ale to „chrzest jest pierwszym i podstawowym sakramentem przebaczenia grzechów”, jak czytamy w katechizmie (985). Sakrament pokuty ma ścisły związek z chrztem, jest przywróceniem czystości serca obmytego wodami chrztu. To, że chrzest jest sakramentem oczyszczenia z grzechów, było bardziej czytelne przy chrzcie dorosłych. Wszystkie grzechy popełnione przed chrztem są gładzone mocą tego sakramentu. Zapyta ktoś, a co z chrztem dzieci, przecież one nie mają na sumieniu żadnego grzechu. Owszem, ale dziedziczą po pierwszych rodzicach grzech pierworodny. Można powiedzieć, że rodzimy się buntownikami wobec Boga. Chrzest przywraca nas do stanu bliskości z Bogiem, czyli usuwa grzech pierworodny.
Zanurzenie w wodzie (utopienie) jest także (paradoksalnie) symbolem śmierci. Święty Paweł pisze, że przez chrzest zanurzamy się w śmierć Chrystusa. Wynurzając się z wody chrztu, wraz z Nim zmartwychwstajemy do nowego życia. Chrzest jest jak szczepionka. Dostajemy „zarazki” śmierci Chrystusa, pokonanej przez Jego powstanie z martwych. Nie musimy już bać się swojej śmierci. Choć jej doświadczymy, ona nas nie pokona. Jesteśmy zaszczepieni.
Ochrzczony zostaje uczniem Chrystusa, czyli wchodzi do szkoły, która trwa całe życie. Tą szkołą jest Kościół. Od chrztu aż do śmierci uczymy się kochać, wierzyć, modlić się i żyć nadzieją. Należymy do wspólnoty Kościoła i współtworzymy go.
Nie da się wymazać chrztu. Dlatego nie powtarza się tego sakramentu. Teologia mówi, że chrzest opieczętowuje człowieka niezatartym znamieniem przynależności do Jezusa. „Pieczęć Pana” (tzw. charakter), czyli duchowy znak rozpoznawczy, że jestem Jego. Ostatecznie chodzi o to, że Bóg jest wierny, że nigdy nie wyrzeknie się tych, których uznał za swoich. To przymierze, z którego Bóg się nie wycofa, nawet jeśli człowiek je odrzuci.
Czy chrzest dzieci narusza wolność?
Mówią niektórzy, że nie powinno się chrzcić dzieci, bo to narusza ich wolność. Wyjaśnijmy, że choć pierwotnie chrztu udzielano dorosłym, to jednak już w Nowym Testamencie są wskazówki, że gdy chrzest przyjmowała cała rodzina, chrzczono również dzieci. Tradycja jest więc stara i kiedy rodziły się kolejne pokolenia chrześcijan, chrzest dzieci stał się normą.
Nasza epoka uważa, że wolność jednostki jest wartością absolutną. Tak nie jest. Rodzice decydują o życiu dzieci. Nie pytali się ich o zgodę, gdy je powoływali do życia, uczyli języka (nie pytając, czy chcą po polsku, czy po angielsku), karmili takim czy innym mlekiem, dawali szczepionkę lub nie itd. Tysiące decyzji podejmowali za nie. Istotą wychowania jest wpojenie dziecku systemu wartości, nauczenie postaw, umiejętności rozróżniania dobra i zła... Czy to narusza jego wolność? Jest dokładnie odwrotnie. Solidna, wierząca rodzina jest najlepszą szkołą wolności. Prosząc o chrzest dla dziecka, rodzice przekazują mu to, co mają najlepszego – wiarę. Powierzają go Bogu, Chrystusowi, Kościołowi, szczepią przeciwko śmierci, dają oręż w walce z pokusami. Można powiedzieć, że zapisują go do najlepszej szkoły na świecie. Dziecko, gdy stanie się dorosłe, samo wybierze. Może ten dar odrzucić, może go rozwinąć w żywą wiarę, w świętość. A nie ma rzeczy cenniejszej niż świętość. Owszem, w Polsce chrzest bywa czymś zwyczajowym, nie zawsze decyzja o chrzcie dziecka wynika z głębokiej motywacji rodziców. Ale Bóg działa, oczyszcza, wspiera nasze słabe działania. Zadaniem duszpasterzy nie jest tylko ocena motywacji, ale przede wszystkim jej pogłębienie.
Żyć chrztem
W języku polskim słowo „chrześcijanin” pochodzi od słowa „chrzest”. Ten sakrament określa naszą tożsamość. Chrzest, choć udzielony raz, nie jest czymś, co przemija. Miłość Boga i Jego dary są nieodwołalne. Jak mawiali ojcowie Kościoła, nie rodzimy się chrześcijanami, ale stajemy się nimi. Ciągle na nowo. Chrzest jest początkiem, źródłem, zaproszeniem do wyruszenia w drogę, która zakończy się w niebie. Chrzest wzywa do ciągłej walki z pokusami, grzechem i zaprasza do duchowego rozwoju. Ten sakrament w nas trwa. Czy są takie momenty w naszym życiu, gdy doświadczamy swojego chrztu? Jest ich wiele, choć pewnie w ogóle o tym nie myślimy. Za każdym razem, gdy modlimy się do Boga „Ojcze nasz”, mówimy to jako Jego umiłowane dzieci (staliśmy się nimi przez chrzest). Ilekroć kieruję się drogowskazem: „A co zrobiłby Chrystus”, żyję chrztem. Ilekroć klękam przy konfesjonale i wyznaję grzechy, wracam do łaski chrztu. Ilekroć przeżywam jedność w Kościele, z moimi braćmi i siostrami w wierze, doświadczam mocy chrztu. Pamiętam taki moment w czasie ewangelizacji pod przewodnictwem ks. Bashobory na Stadionie Narodowym. Na dziękczynienie po Komunii 50 tys. chrześcijan zaśpiewało pieśń uwielbienia. Poczułem niesamowitą jedność, prawie mistyczną. Nie myślałem wtedy o chrzcie, ale przecież to było to. W tym roku obchodzimy jubileusz chrztu Polski. Ważniejsze jednak są te moje prywatne obchody, czyli odnowienie własnego chrztu. Poczuć się obdarowanym, wdzięcznym, wolnym, ukochanym. Podziękować także Mieszkowi I i zaśpiewać z mocą: Alleluja!
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Mają uwydatnić, że jest to pogrzeb pasterza i ucznia Chrystusa, a nie władcy.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.