Prowokacja. I co dalej?

Eucharystia nigdy nie powinna być okazją do politycznych przepychanek. To jasne. Ale...

Reklama

Incydent w warszawskim kościele św. Anny bardzo mnie zasmucił. Umówić się, żeby demonstracyjnie wyjść z kościoła w czasie czytania komunikatu Episkopatu w kwestii obrony życia? To zdecydowane naruszenie granicy jakiegoś elementarnego szacunku dla tego, co dla wierzących jest święte. Nie mam co do tego najmniejszych wątpliwości. Kościół to nie miejsce na demonstracje! – wystukuję na klawiaturze i natychmiast tempo mojego pisania spada. Nie, żadne poplątanie palców, żadna awaria komputera. Po prostu zaczynam się zastanawiać, czy wypowiadając takie zdanie nie strzelam samobója.

Ewangelii, także jej głoszenia w kościele, podczas Eucharystii, nie da się oddzielić od chrześcijańskiej moralności. Być chrześcijaninem to przyjąć pewien styl życia; styl wierności nauczaniu Jezusa. Zabijania nienarodzonych nie da się pogodzić z nauczaniem Jezusa, by nie tylko nie zabijać w sensie fizycznym, ale by nawet nie zabijać słowem. Nie da się. Jeśli za „głupku” do bliźniego czeka mnie sąd, to tym bardziej czekałby mnie za pochwalanie zabijania niewinnych dzieci. I podobnie jest w wielu innych sprawach. Nie można pogodzić chrześcijaństwa z brakiem szacunku do bliźniego, z wyzyskiwaniem słabszych, z oszczerstwem i wieloma innymi.  Bywają jednak sytuacje znacznie bardziej skomplikowane.  Niestety, sami wierzący nie zawsze potrafią zachować w nich zdrowy dystans. I mają tendencję do sakralizowania swoich jedynie słusznych, choć niekoniecznie mających wiele wspólnego z Ewangelią poglądów.

Wiadomo, prawdziwy Polak to katolik. „Wrona (WRON) orła nie pokona”, więc trzeba było swego czasu na złość „tamtym” podnieść przy śpiewie „Boże coś Polskę” dwa palce ułożone w literę V. A co, niech wiedzą, że się nie damy. Nieswojo czułem się przed laty obserwując takie manifestacje. Przecież Eucharystia nie po to jest sprawowana, by komukolwiek robić na złość. No ale... Tamte czasy dawno minęły, a styl pozostał. Z niepokojem patrzyłem w ostatnich latach na sytuacje, w których wiara i sam Bóg były przez niektórych chrześcijan wykorzystywane do politycznych przepychanek. Drugie przykazanie? Nawiązanie do niego w takich wypadkach najczęściej skutkuje przyspieszonym mruganiem wskazującym na kompletne niezrozumienie o co chodzi. A przecież to oczywiste. Nie wolno angażować autorytetu Boga do politycznych przepychanek. Bo Bóg jest zarówno Bogiem „naszym” jak i Bogiem „tamtych”, nawet jeśli „tamci” aktualnie w ogóle się Nim nie przejmują. A już używanie Boga jako parasola, by nasi przeciwnicy chcąc nas opluć musieli pluć na Boga uważam za wyjątkową podłość. No ale, jak napisałem, niektórzy chrześcijanie w ogóle nie widza problemu...

To też problem głoszenia słowa Bożego. Przyznaję, że bardzo rzadko słyszę kazania, które jakoś nawiązują do polityki. I zazwyczaj jeśli już, to kaznodzieje starają się mówić dość ogólnie, tak, by jasno broniąc wartości jednocześnie na nikogo nie pokazywać palcem. Zdarzało mi się jednak czasem usłyszeć kazanie w kluczu czysto politycznym. Zwolennicy takiego czy innego pomysłu lansowanego przez tę czy inną partię jednoznacznie byli pokazywani jako bezbożnicy. Być może owi księża nawet mieli rację. Ale czy potępianie w czambuł jednych, bez choćby próby dostrzeżenia w nich małych ziaren dobra,  przy jednoczesnym przymykaniu oka na grzechy drugich, to naprawdę Ewangelia?

Nie mam wątpliwości. Eucharystii nie wolno wykorzystywać do politycznych przepychanek. Bardzo bym jednak chciał, by pamiętali o tym bez wyjątku wszyscy. I demonstrując swoją wiarę czy wychodząc na ambonę nie zapominali, że nie tylko męstwo, ale roztropność i umiarkowanie to też cnoty kardynalne.

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama