Kiedy jeden z biskupów francuskich zabrał głos w obronie życia nienarodzonych, „spłonął” za to na stosie. Podniosły się też głosy w... Kościele, by go zdymisjonować, bo „działa na szkodę zdrowia kobiet”. Co się dzieje nad Sekwaną?
Na rynku w Saint-Jean-de-Luz, niewielkiej miejscowości w Akwitanii, w regionie Pirenejów Atlantyckich, co roku odbywa się publiczny sąd. Ofiarą pada któryś z polityków, zwykle ze skrajnie prawicowego Frontu Narodowego. Potem płonie na stosie. To element karnawałowej tradycji baskijskiej. Mieszkańcy bawią się i klaszczą w dłonie, kiedy w płomieniach ginie kukła kogoś, kto, zdaniem oskarżycieli, „sieje zło i przegania z kraju szczęście”. Dla miasta to swoisty rodzaj egzorcyzmu. W tym roku na stosie spłonął katolicki biskup. „Chcesz odebrać naszym kobietom prawo do decydowania o swoim ciele? Czy bawi cię porównywanie aborcji do zabijania przez islamistów z Daech?” – krzyczeli przez megafony do postawionej na rynku kukły w sutannie organizatorzy pogańskiego widowiska. A potem przy owacjach setek gapiów abp Marc Aillet, metropolita miejsca, spłonął. Arcybiskup przebywał w tym czasie z klerykami w Rzymie. Na wydarzenie zareagował zacytowaniem fragmentu z Ewangelii wg św. Łukasza o miłości nieprzyjaciół.
„Spalenie kukły biskupa – to takie zabawne? Proponuję spróbować tego samego z imamem lub rabinem, zobaczymy, czy nadal będzie wszystkim do śmiechu” – odpisał szybko ks. Pierre Amar. Jeden z członków partii socjalistycznej regionu Mehdi Ouraoui dodał z kolei pod tym samym wydarzeniem wpis: „To nie zabawa. Tym razem to chyba coś więcej niż rytuał. Po raz pierwszy spłonęła na stosie sutanna – symboliczny znak katolicyzmu!”.
Francja konsekwentnie próbuje zniszczyć swoje korzenie nie tylko na „symbolicznych” stosach. Ustawa zdrowotna, a szczególnie jej najbardziej zapalny punkt, tzw. prawo do aborcji, jest tego smutnym potwierdzeniem. Od niego zaczęła się afera, która trafiła na pierwsze strony gazet i dotarła aż do rządu. Arcybiskup Aillet stał się najbardziej znanym „ksenofobem” nad Sekwaną.
Pozwólcie im żyć!
Arcybiskup Marc Aillet, metropolita diecezji Bayonne-Lescar-Oloron, jest znany w całej Francji od dawna. Należy, niestety, do coraz mniej licznego grona duchownych, którzy głośno i otwarcie nazywają aborcję zabijaniem niewinnych i mocno przeciwstawiają się tej zbrodni. Metropolita z Pirenejów bije też głośno na alarm wobec obojętności i marginalizacji debaty o aborcji. „Naraził” się jednak swoim wiernym, kiedy uderzył w drażliwe ostatnio nad Sekwaną tony. Przyrównał aborcję do działań islamistycznej grupy Daechu.
Napisał, że tak jak kamikadze strzelali na oślep do nieznanych i bezbronnych ofiar w Paryżu w listopadzie, tak Francuzi zabijają bez opamiętania niewinne istoty. Skrytykował tym samym sam francuski rząd. Wytknął Manuellowi Vallsowi rzekome zaangażowanie w walkę z Daechem i w pełną legalizację zabijania niewinnych obywateli jeszcze w łonach ich matek. „To niedorzeczność!” – dodał. Na wpisy biskupa na Twitterze od razu zareagował rząd, grożąc mu palcem, by „nie ideologizował” i „nie wtrącał się w sprawy polityki państwa, a zajął właściwe dla Kościoła w państwie laickim miejsce”. Sprawa trafiła szybko na pierwsze strony gazet. „Le Figaro” zamieścił list siedmiu biskupów, którzy nie tylko stanęli w obronie abp. Ailleta, ale publicznie skrytykowali nowelizację ustawy aborcyjnej (w grupie są m.in. metropolita Lyonu kard. Philippe Barbarin oraz abp Nicolas Brouwet z diecezji Tarbes i Lourdes). Od kilku miesięcy nad Sekwaną trwają bowiem prace nad nowelizacją tzw. prawa Veil. Chodzi o jedną z pierwszych w Europie ustaw dopuszczających aborcję (weszła w życie w 1975 r.). Przedtem we Francji za zabójstwo dziecka poczętego szło się do więzienia, a kilka dekad wcześniej nawet na gilotynę. Po 1975 r. prawo zezwalało na zabicie dziecka w pierwszych tygodniach życia, jeśli było ono efektem gwałtu lub istniało zagrożenie dla życia matki. W kolejnych dekadach prawo zliberalizowano. Za prezydentury Hollande’a wprowadzono zapis dopuszczający aborcję ze względu na możliwe negatywne skutki ciąży dla psychiki kobiety. Państwo refunduje też od dawna środki wczesnoporonne. Ale to wciąż za mało. Aborcja ma być w kraju Napoleona teraz „prawem kobiet” i elementem programu zdrowia. Obecna minister zdrowia, feministka Marisol Touraine, dąży do całkowitej redefinicji aborcji przez wpisanie jej na listę zwykłych należnych pacjentkom zabiegów medycznych. Ona jako pierwsza zareagowała na wpisy biskupa.
„Czy możemy dzisiaj we Francji rozmawiać jeszcze o aborcji? Dlaczego w tym kontekście mówimy o prawach kobiet, a nie o dramacie, jaki wdziera się przy tej okazji w ich życie? (...) To dramat niweczonych niewinnych setek tysięcy dzieci. To dramat całej Francji, która staje się krajem śmierci”. (...) – napisało w publicznym liście siedmiu wspomnianych biskupów broniących abp. Ailleta. Podkreślili oni, że dramatyczne jest także przeciwstawianie w ustawie tzw. prawa kobiet i prawa dzieci. „Nie chcemy nikogo osądzać. Chcemy bronić niewinnych istot. Apelujemy więc za nich: pozwólcie im żyć!”. Po publikacji listu minister zdrowia zapytała w mediach: „Czy pan arcybiskup Aillet chce wojny Kościoła i państwa? Po co ta prowokacja?”.
Następnego dnia „przywołany do tablicy” arcybiskup odważnie dopisał na Twitterze: „Pani minister, czy można pozostawać obojętnym wobec setek tysięcy poczętych dzieci z premedytacją niszczonych w łonach ich matek każdego roku we Francji? Litości!!!”. Dwa dni później, w czasie spotkania z urzędnikami, przedstawicielami ministerstw i dziennikarzami, minister zdrowia w oficjalnym wystąpieniu nawiązała, nie bez emocji, do wpisów biskupa. „Nasza walka o prawo do aborcji jest dla mnie fundamentalna! Bo chodzi tu o walkę o pewną ideę społeczeństwa: chodzi o to, by prawa kobiet nie były kwestią polityki czy socjalnych zabezpieczeń, a rzeczywistością. Kobieta ma prawo decydować o swoim ciele!”. Touraine nazwała abp. Ailleta „skrajnie konserwatywnym ideologiem”. Tydzień później kukła metropolity Bayonne spłonęła na stosie. Jak się okazało, na rynku kibicowali temu wydarzeniu także katolicy. Do episkopatu wpłynął też apel o odwołanie arcybiskupa, pod którym podpisy zbierał jeden z chrześcijańskich miesięczników. Episkopat ani apelu nie potępił, ani nie zabrał żadnego oficjalnego głosu w sprawie aborcji. Apel w obronie biskupa skierowali do episkopatu jego zwolennicy.
Milczenie
To nie pierwsza taka sytuacja, w której francuski episkopat milczy. Przypomnijmy, że kiedy na przykład satyryczny tygodnik „Charlie Hebdo” w rocznicę zamachu na swoją redakcję zamieścił na okładce karykaturę Boga z podpisem: „Morderca wciąż na wolności”, biskupi odmówili komentarzy. Mimo że w tej sprawie reakcja Watykanu była ostra, żaden z hierarchów francuskich nie zaprotestował wobec kampanii ateistycznej gazety. Metropolita Paryża mówił nawet, że nie będzie się wtrącał. W sprawie redefinicji małżeństwa i adopcji dzieci przez pary homoseksualistów też nie było ani mocnego, ani oficjalnego głosu. Kardynał André Vingt-Trois zalecał nawet swoim biskupom, by nie „mieszali się w sprawy państwa”, kiedy kilku z nich zgłosiło chęć udziału w wielkiej manifestacji w obronie rodziny na ulicach Paryża.
Tym sposobem francuscy politycy przyzwyczaili się do dyplomatycznego milczenia Kościoła. Sprawy wagi najwyższej wzięli więc w swoje ręce. Każdą próbę ingerencji czy drobnych wypowiedzi ze strony jakiegokolwiek hierarchy uznają za ataki na państwo i laïcité. W ogniu awantury o aborcję – temperatura wpisów i komentarzy na portalach francuskich gazet naprawdę była gorąca – rzecznik episkopatu ks. Ribadeau Dumas miał „odwagę” napisać tylko: „Myślę, że dobrą alternatywą dla aborcji byłaby solidarność międzyludzka i wsparcie rodzin oraz kobiet. Czyż nie tak?”.
Arcybiskup Aillet pod wpisem rzecznika episkopatu i komentarzami czytelników dopisał niejako w odpowiedzi: „Trzeba dać świadectwo Prawdzie! Za wszelką cenę. Tego uczy nas Jezus. Czy o Nim zapomnieliśmy?”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Opisuje swoje „duchowe poszukiwania” w wywiadzie dla„Der Sonntag”.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.