Chciałbym głębiej zapuścić lemiesz

– Kiedy 19 lat temu odprawiałem tu pierwszą Mszę św., kościelny ścierał mi deszczówkę spod nóg. Wlewała się oknami. Zimą, gdyby nie „słoneczko” przy ołtarzu, zamarzłoby nawet wino – mówi ks. kmdr Bogusław Wrona, były dziekan Marynarki Wojennej.

Potrójny fundament

– Chcę, aby duszpasterstwo marynarzy opierało się na potrójnym fundamencie: porządnym przepowiadaniu słowa Bożego, uświęceniu poprzez piękną liturgię i wreszcie posłudze wobec ubogich, poprzez działania parafialnej Caritas – mówi ks. kmdr por. Rećko. Dodaje także, że marzy mu się, by kościół garnizonowy stał się miejscem ożywionego kultu bł. ks. Miegonia. – Ta świątynia jest owocem jego życia. Jego żywą relikwią – przypomina. Przyznaje, że zadanie to może wydawać się niełatwe. Gdy ks. Miegoń budował marynarski kościół, Oksywie było niezwykle ważnym punktem na mapie Gdyni. Koncentrowała się tu ogromna część życia miasta. Dzisiaj dzielnica, oddzielona od centrum kanałem portowym, pozostaje natomiast nieco na uboczu. Ksiądz Rećko ma jednak głęboką nadzieję, że świątynia, której powstania tak bardzo pragnęli marynarze, zacznie przyciągać ludzi, dla których ks. Miegoń pozostaje ważną osobą łączącą patriotyzm z duchowością. Dodaje, że tempo, w jakim dzięki składkom marynarzy powstają dzisiaj witraże, daje patrzeć z nadzieją w przyszłość. – Chciałbym głębiej zapuścić lemiesz – mówi o pracy duszpasterskiej.

Przez Liban do Gdyni

Ksiądz Rećko nie jest na Wybrzeżu kimś nowym. Od 1999 r. był proboszczem parafii wojskowo-cywilnej św. Jerzego w Sopocie. Dobrze orientuje się więc w potrzebach i specyfice duszpasterstwa wśród marynarzy. Swoją pracę rozpoczynał jednak jako kapłan diecezji białostockiej. Pracował tam przez 6 lat. Najpierw był wikariuszem w Wasilkowie, później w białostockiej katedrze.

W ordynariacie posługuje od 1996 roku. W tym czasie był m.in. administratorem katedry polowej i proboszczem w Białymstoku. Wyjeżdżał też z żołnierzami na misje. Po raz pierwszy z polskim kontyngentem wojskowym działającym w ramach sił ONZ do Libanu. Trafił na czas, w którym trwała wojna Izraela z Hez- bollahem. Wspomina, że dzień po tym, jak w jednej z baz odprawił Mszę św., wystrzelona przez Hezbollah rakieta przeleciała przez kaplicę. Budynek złożył się jak domek z kart. Na szczęście w środku nikogo nie było. W Libanie wraz z kwaterą po poprzednim kapelanie odziedziczył... kota. – Zachowywał się jak pies. Zawsze czekał przy stołówce i odprowadzał mnie do domu. Gustował w polskich konserwach rybnych. W zamian za to przynosił upolowane myszy – wspomina ks. Rećko.

Pracując codziennie dla pełniących misję żołnierzy, ksiądz nie zapominał o tym, by chronić swojego przyjaciela. Posuwał się przy tym do niekonwencjonalnych pomysłów. Pewnego razu, gdy musiał na dłużej opuścić bazę, pobrał z magazynu dwie błękitne chusty z napisem: „UN”. Za dolara załatwił uszycie odpowiedniej kamizelki. Wszystko to na wypadek, gdyby żandarmeria w bazie zorganizowała planowy odstrzał bezpańskich zwierząt. – Pomyślałem: „Do swojego strzelać nie będą” – wspomina z uśmiechem. Kot się ostał. Jednak dwa dni później w rozkazie komendanta bazy znalazły się słowa: „Proszę nie przebierać zwierząt w fantazyjne stroje”.

Ksiądz Rećko służył także w Afganistanie. I choć w Libanie doświadczył regularnej wojny z ostrzałem rakietowym, warunki w obu przypadkach były zupełnie różne. – W Libanie jechałem do innych baz terenową toyotą. W Afganistanie kilkukilometrową drogę do bazy Vulkan pokonywałem w konwoju kilku pojazdów opancerzonych. Pan Bóg dał jednak łaskę, że wszystkich żołnierzy przywiozłem żywych. W Ghazni pożegnałem natomiast ciała 13 Amerykanów – wspomina.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

TAGI| KOŚCIÓŁ

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
25 26 27 28 29 1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
31 1 2 3 4 5 6