Przybycie do Watykanu relikwii dwóch świętych spowiedników stanowi centralne wydarzenie Jubileuszu Miłosierdzia. O ojcu Pio trąbią jednak wszyscy, zaś św. Leopold pozostaje w cieniu…
Słuchając relacji włoskich mediów można odnieść nieodparte wrażenie, że choć zapowiadano peregrynację relikwii dwóch włoskich kapucynów, to ostatecznie do Rzymu dotarł tylko jeden. Komentatorzy koncentrują się na świętym z Pietrelciny. O nim też wiele mówią pielgrzymi, których niezmierzone rzesze w ostatnich dniach całymi godzinami czekały w długich kolejkach na to, by móc pomodlić się przy relikwiach. Sama pytając dziś w nocy ludzi czuwających w kościele Najświętszego Zbawiciela, kim jest dla nich św. Leopold słyszałam: był spowiednikiem, ale ojciec Pio… I tu następowały różne osobiste świadectwa. W końcu przypadkowo spotkałam kobietę, której mamę i babcię spowiadał święty z Padwy. I gdy zapytałam ją o to „zapomnienie” o św. Leopoldzie ona z całą prostotą zacytowała mi jego słowa: „Winniśmy, jeśli to tylko możliwe, przejść po ziemi, jak cień, który nie pozostawia po sobie śladu”. Wspomniała, że jej mama wielokrotnie mówiła o przejrzystości swego spowiednika, który nigdy nie zasłaniał sobą Boga i miał świadomość, że sam jest niczym, bo to Bóg działa. Wyznała, że od mamy nauczyła się wierności temu sakramentowi i w końcu sama znalazła spowiednika, który jest jak św. Leopold: czeka, słucha, wymaga, prowadzi do Boga. Właśnie te cztery elementy wymieniła. Dodała też, że od mamy uczyła się też codziennej modlitwy o wiarę, do której zachęcał ją jej święty spowiednik.
Tym, co jednak najbardziej uderzało w czasie nocnego czuwania były niekończące się kolejki do konfesjonałów. We Włoszech to już raczej rzadki widok. Księża spowiadali w wielu językach przez całą noc. Całą noc też były sprawowano Msze św. Jeden ze spowiedników wyznał, że jeszcze nigdy w czasie swego już kilkunastoletniego kapłaństwa nie doświadczył tak wielkiego zapotrzebowania na Boże Miłosierdzie: „Byli ludzie, którzy nie spowiadali się całymi latami, ale i tacy którzy w spowiedzi byli zaledwie kilka dni temu. Wielu mówiło mi o potrzebie serca, która dosłownie popchnęła ich do konfesjonału i o tym, że widząc spowiadających się ludzi doświadczyli obecności Boga”.
Zarówno ojciec Pio jak i Leopold Mendić byli wyjątkowymi spowiednikami. Pierwszy bardziej gwałtowny i porywczy, drugi zaś łagodny i dobrotliwy. Każdy z nich był niewolnikiem konfesjonału prowadząc ludzi do Boga. I to było najważniejsze, a nie cudowne dary, jak chociażby czytanie w ludzkich sumieniach. Ojciec Leopold z ojcem Pio wprawdzie nigdy się nie poznali, ale gdy do San Giovanni Rotondo przybywali ludzie z północy Włoch ten ich ganił mówiąc: po co przejeżdżacie do mnie, przecież u siebie macie świętego spowiednika. O św. Leopoldzie Jan Paweł II wręcz powiedział w czasie jego kanonizacji: „Jedyną rzeczą, którą umiał było spowiadanie. A przecież właśnie w tym leży jego wielkość. W jego usunięciu się, by dać miejsce prawdziwemu Pasterzowi dusz”. Ten wciąż za mało znany kapucyn często w czasie spowiedzi otwierał przed Bogiem swe puste dłonie i modlił się: „Widzisz Panie, że nie jestem w stanie pomóc, temu który koło mnie klęczy. Ja sam nie mogę mu nic dać. Napełnij te ręce Twoją łaską”. Papież Polak podkreślił, że ręce tego świętego zakonnika mówią nam, iż Kościół nigdy nie może znużyć się w dawaniu świadectwa o Bogu, który jest miłością! Szczególnie ważne jest to w naszych czasach, gdy człowiek traci poczucie grzechu i grozi mu śmierć duchowa. Nic więc dziwnego, że papież Franciszek wydobywa z cienia św. Leopolda właśnie w Roku Miłosierdzia. Nie bez przyczyny święty spowiednik mawiał: Miłosierdzie Boga przerasta wszelkie nasze oczekiwania! To Bóg jest lekarzem i lekarstwem.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.