O dziurawych drogach, braku tożsamości i konflikcie w cerkwi z ks. Andrzejem Migrałą, proboszczem w Turce, rozmawia ks. Piotr Sroga.
Ks. Piotr Sroga: Jak to się stało, że ksiądz warmiński podjął pracę na Ukrainie?
Ks. Andrzej Migrała: Inspiracją było nawoływanie Jana Pawła II i Benedykta XVI do otwartości na Kościół powszechny. A Pan Bóg dawał mi w tym czasie różne znaki. Ważnym doświadczeniem było uczestnictwo w szkole dla formatorów seminaryjnych, kiedy to zyskałem odwagę do podjęcia pewnych decyzji. W rozmowie z księdzem arcybiskupem Wojciechem Ziembą wyraziłem chęć wyjazdu do pracy duszpasterskiej za wschodnia granicę. Najpierw myślałem o Kazachstanie, ale potem pojawiła się Ukraina. Ksiądz arcybiskup polecił mi skontaktować się z abp. Mieczysławem Mokrzyckim. Tak też się stało – spotkaliśmy się w Warszawie. Dostałem wtedy propozycję konkretnej parafii, bo jeden z proboszczów wracał właśnie do Polski. Znajdowała się ona w siedmiotysięcznej miejscowości Turka.
Jakie było pierwsze wrażenie po przybyciu na miejsce?
Moja parafia oddycha Polską, ponieważ graniczy z naszym krajem. Pierwsze doświadczenie nie było łatwe. Pojechałem trochę wcześniej, aby poprzedni proboszcz wprowadził mnie w sprawy wspólnoty. Było to w lipcu 2011 roku. Przeraził mnie najpierw stan dróg, szczególnie kontrast na przejściu granicznym. Zaraz za szlabanem granicznym, po stronie ukraińskiej, zaczynały się podziurawione drogi. Trudno było przejechać. Na miejscu zaś okazało się, że stan kościołów należących do parafii jest zły. Pamiętam moment, gdy klęknąłem przed tabernakulum i powiedziałem w duchu: „Panie Jezu, gdzie ja popadłem? Na co ja się zgodziłem”. Nawet straciłem apetyt do momentu, kiedy podjąłem decyzję, że zostaję. Powiedziałem wtedy „Panie Boże, bierzemy!”. I tak się zaczęła moja praca na Ukrainie.
Jak wygląda Księdza parafia? Czy katolicy stanowią znaczą część miejscowej społeczności?
Część parafian posiada rodzinne korzenie polsko-ukraińskie. Są także tacy, którzy są rodowitymi Ukraińcami. Niektórzy mówią po polsku, szczególnie przedwojenne pokolenie. Jednak na co dzień wszyscy posługują się językiem ukraińskim. Młodzi ludzie nie znają polskiego. Ciekawe jest, że nauczyli się podczas Mszy św. odpowiadać po polsku, zdarza się to nawet na liturgii celebrowanej w języku ukraińskim. W Turce jest obecnie, a myślę tu o całej parafii, około 50 osób. Tyle gromadzi się w kościołach na niedzielnej Eucharystii. Podczas kolędy odwiedzam w Turce 25 domów, a w okolicznych wioskach 10 domostw.
Czy dobrze układa się koegzystencja chrześcijan na terenie Księdza parafii?
Większość stanowią prawosławni. Na Ukrainie, jak wynika z danych statystycznych, 70 proc. ludności należy do różnych odmian cerkwi. Są parafie podległe Patriarchatowi Kijowskiemu, moskiewskiemu lub autokefaliczne. Co ciekawe, to wpływa także na samych katolików. Można powiedzieć, że mają oni „ducha prawosławnego”. Czasami jest mi trudno odpowiedzieć na pytanie: „Ilu ksiądz ma parafian?”, gdyż sytuacja jest bardzo złożona. Bywa tak, że ci ludzie, którzy uczestniczą w katolickiej Mszy św., wcześniej uczestniczyli w prawosławnej liturgii. Mam wrażenie, że bliższe jest im prawosławie. Przez lata nieobecności Kościoła katolickiego na tych terenach przyzwyczaili się do cerkwi. Oczywiście, czasem chodzi o takie względy praktyczne, jak zbyt duża odległość od kościoła.
Mówimy o katolikach, którzy chodzą do cerkwi. Czy są także prawosławni uczęszczający do kościoła katolickiego?
Są tacy, którzy wyrośli w prawosławiu, ale jakiś ksiądz przyciągnął ich i związali się z rzymskimi katolikami. Trzeba dodatkowo zaznaczyć, że słowo „katolik” odnosi się na naszych terenach przede wszystkim do grekokatolików. Zresztą, kiedy pada pytanie: „Za kogo się uważasz?”, często ludzie denerwują się i mówią, że są chrześcijanami. Chodzi więc o problem z własną tożsamością. I to jest dla nas wyzwanie duszpasterskie.
Wiemy, że konflikt zbrojny na Ukrainie ma wpływ na relacje międzyludzkie. Mówił Ksiądz, że są parafie pod patronatem patriarchatu moskiewskiego. Jak układają się relacje między samymi prawosławnymi?
W Turce były dwie parafie patriarchatu Moskiewskiego. Wydarzenia związane z aneksją Krymu i działaniami wojennymi, były źródłem żądań parafian, aby odprawić modlitwy o wyzwolenie Ukrainy od Rosjan. Duchowni nie chcieli się zgodzić. Wierni dążyli najpierw do tego, aby duchowieństwo przeszło do patriarchatu kijowskiego. Gdy to się nie stało, doprowadzono do ich usunięcia i przyjęto duchownych z cerkwi kijowskiej. Od roku nie ma w Turce cerkwi moskiewskiej. Muszę jednocześnie przyznać, że poprawiły się relacje między nami. Wcześniej nie było kontaktów, a teraz uczestniczymy w liturgii podczas odpustów i ważniejszych świąt. Duchowni z Cerkwi kijowskiej są otwarci na współpracę.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).