Fragment książki ks. Marka Starowieyskiego "Sobory niepodzielonego Kościoła".
5.
Pozostaje na koniec odpowiedzieć sobie, jak się to stało, że ten synod wschodni stał się jednym z ośmiu soborów powszechnych pierwszego tysiąclecia. Wprawdzie Teodozjusz Wielki miał ochotę zwołać sobór powszechny, ale widząc niemożliwość tego przedsięwzięcia, zwołał tylko biskupów wschodnich do Konstantynopola. Na żądania biskupów zachodnich próbowano jeszcze raz zwołać sobór powszechny, i zebrali się oni w 381 roku w Akwilei, ale synodu tego nie uznano za sobór. Również i biskupi uważali, że synod ten ma charakter czysto orientalny, o czym świadczą kanony dotyczące problemów typowo wschodnich. Biskupi nie poinformowali oficjalnie biskupa Rzymu o wynikach synodu, choć był on informowany nieoficjalnie przez biskupa Tessalonik, Askoliusza. Współcześni nie bardzo interesowali się tym synodem. Mamy o nim zaledwie krótkie wzmianki u historyków. Nie wspomina o nim Sobór Efeski, na którym bardzo mocno podkreślono znaczenie Wyznania Nicejskiego. To milczenie nie jest jednak tak bardzo bezwzględne, jak się nam na pierwszy rzut oka wydaje, gdy mu się z bliska i lepiej przyjrzymy. Symbol Konstantynopolitański cytują bowiem niektórzy pisarze jako Symbol Nicejski, jak na przykład Nestoriusz.
Dopiero w siedemdziesiąt lat po soborze pojawia się Symbol Konstantynopolitański w pełnym blasku na Soborze Chalcedońskim w 451 roku. Ojcowie Soboru zdawali sobie w pełni sprawę z jego znaczenia. Jest on cytowany na tym soborze dwukrotnie: podczas drugiej i piątej sesji. Szczególnie ważny jest ten drugi cytat, gdyż znajduje się w definicji dogmatycznej Chalcedonu, podpisanej przez zgromadzonych biskupów, potwierdzonej przez legatów papieskich, a następnie zaaprobowanej przez papieża Leona Wielkiego. Odtąd ten sobór jest wymieniany w aktach kolejnych soborów.
Z uznaniem Symbolu Konstantynopolitańskiego za symbol Kościoła łączy się uznanie — z dziwną zaiste zgodnością przez Kościół zarówno Wschodu, jak i Zachodu — soboru, będącego z punktu widzenia czysto historycznego tylko synodem, za sobór powszechny. W drugiej połowie VI wieku cesarz Justyn II wprowadza Symbol Konstantynopolitański do liturgii na Wschodzie, natomiast Leander, biskup Sewilli (VI w.) w tymże czasie wprowadza go na Zachodzie. Sobór Konstantynopolitański zostaje więc uznany za drugi sobór powszechny zarówno w liturgii (poprzez uznanie jego symbolu) oraz aktach prawnych (wyliczany w oficjalnych spisach jako drugi sobór powszechny), jak i w literaturze teologicznej: Grzegorz Wielki napisze, że czci cztery sobory (Niceę, Konstantynopol, Efez i Chalcedon) jak cztery księgi Ewangelii. Tego rodzaju uznanie stanowi jedyny tego rodzaju wypadek w dziejach Kościoła.
Stąd wynik ważny wniosek praktyczny: to, czy jakieś zebranie biskupów jest soborem czy nie, ustalają nie historycy, ale Kościół, i nie wolno wedle swego widzimisię nazywać pewne zgromadzenia soborami lub synodami, jak to się dzieje w pracach o starożytnym Kościele. Sobór jest więc pojęciem historyczno-teologicznym.
6.
Prześledziliśmy ludzkie sprawy I Soboru Konstantynopolitańskiego, kłótnie i spory nieraz gorszące — które tak plastycznie opisał uczestnik tego soboru Grzegorz z Nazjanzu — wyniki nie we wszystkim pozytywne (sławny trzeci kanon!), ale nie one stanowią o wadze soboru. To była jego ludzka strona, haracz złożony ludzkiej słabości. Zostało jednak po soborze coś bardzo wielkiego: świadomość roli
Ducha Świętego, Pana i Ożywiciela, który od Ojca pochodzi, który wspólnie z Ojcem odbiera chwałę i uwielbienie, który mówił przez proroków.
Jeden z wielkich promotorów Soboru Konstantynopolitańskiego, Grzegorz z Nazjanzu, tak mówił o Duchu Świętym:
„Stary Testament głosił Ojca w sposób zupełnie wyraźny, Syna raczej jakby przez zasłonę, ale bóstwo Ducha Świętego tylko zaznaczył. Nowy Testament ukazał nam Syna całkiem jasno, ale bóstwo Ducha Świętego tylko zaznaczył. Teraz wreszcie Duch Święty między nami przebywa wyraźnie, objawiając nam prawdę o Sobie. Albowiem w czasie, kiedy bóstwo Ojca nie było jeszcze powszechnie uznawane, byłoby rzeczą wielce ryzykowną pozwolić na otwarte głoszenie Syna, albo w czasie, kiedy nie przyjęto jeszcze bóstwa Syna, narzucać ludziom objawienie Ducha Świętego — że się posunę do powiedzenia zanadto śmiałego — jako ciężar dodatkowy; [chodziło o to], by ludzie obciążeni jak gdyby pokarmem ponad siły, słabe oczy zwróciwszy na słoneczne światło, nie byli w ten sposób narażeni na niebezpieczeństwo utraty nawet tego, co było na miarę ich sił, ale poprzez stopniowe dodatki, i jak powiedział Dawid, przez wstępowanie w górę, i przez posuwanie się (Ps 83,6), i postęp z jasności w jasność (2 Kor 3,8), światło Trójcy Świętej rozbłysło jaśniejszymi promieniami.
Ważnym etapem w tym „postępowaniu z jasności w jasność" był właśnie I Sobór Konstantynopolitański, ostatnim zaś — encyklika Jana Pawła II Dominum et vivificantem.
Został więc Symbol, który mimo sporów o Filioque śpiewany jest w każdą niedzielę w Zagorsku, Kijowie, Atenach, Genewie, Canterbury i w Rzymie.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.