O grupie wsparcia dla osób po rozwodzie opowiada o. Mirosław Ostrowski OP, jej założyciel i opiekun.
Agata Combik: Jaki jest cel takiej grupy?
O. Mirosław Ostrowski OP: Kościół zaprasza do wierności sakramentalnemu współmałżonkowi – nawet jeśli zostanie się przez niego porzuconym, zdradzonym. Na pewno jednak ludziom w takiej sytuacji, pełnym bólu, poczucia porażki, potrzebna jest pomoc – duchowa, a czasem i specjalistyczna. W naszej grupie wsparcia przepracowujemy kroki dotyczące przeżywania żałoby, zapraszamy do głębszego wchodzenia w rzeczywistość wiary. Grupa motywuje do zachowania wierności, ale ostatecznie to każdy sam musi podjąć własną decyzję w tej sprawie. Nikt go /jej w tym nie wyręczy. Uczestnicy spotkań nawzajem udzielają sobie wsparcia. Są tu osoby z różnym stażem życia w związku i po rozstaniu, na różnym etapie duchowej stabilizacji. Dzielą się swoimi doświadczeniami w pokonywaniu trudności. Grupa we Wrocławiu jest drugą tego rodzaju grupą, którą założyłem. Jestem pewien, że powinno ich powstać dużo więcej.
Czy dochowanie wierności nie przerasta często sił takich osób?
Kiedy człowiek zostaje porzucony, raczej nie myśli najpierw o tym, czy chce pozostać wierny czy nie, tylko: jak mam w tej nowej rzeczywistości żyć? Jak stanąć na nogi? U kobiet często pojawia się utrata poczucia bezpieczeństwa. Osobom w takiej sytuacji, pozostawionym bez wsparcia wspólnoty, bardzo trudno jest oprzeć się pokusie zbudowania nowego związku, pozostając jednocześnie otwartą na innych, niezgorzkniałą, niezamkniętą w sobie. Bez oparcia się na Bogu trudno o zdrową, wolną motywację pozostawania wiernym (nie opartą na postawie typu „nikomu już nie potrafię zaufać”). Jeśli decyzja o trwaniu w wierności ma być naprawdę moja, płynąca z przekonania, to muszę ciągle zbliżać się do Jezusa. Pojawiają się pytania: dlaczego, będąc w danej sytuacji ofiarą, nie mogę wejść w nowy związek? Dochodzimy wtedy do odkrywania tego, czym jest sakrament małżeństwa.
Być otwartym na relacje z ludźmi, a jednocześnie wiernym małżonkowi…
Tak, chodzi o to, by świadomie nadawać tym relacjom kształt. Tutaj pojawia się na przykład pytanie o możliwość przyjaźni między mężczyzną i kobietą, która nie prowadzi ku intymności właściwej małżonkom. Jeśli kobieta po rozstaniu z mężem jest emocjonalnie „rozwalona”, a spotka przyjaznego, ciepłego mężczyznę, często trudno o nieprzekroczenie pewnych granic. Tymczasem gra toczy się o wielką rzecz. Człowiek w takiej sytuacji musi znaleźć nowe przestrzenie miłości, odnaleźć się we wspólnocie Kościoła, coś innym podarować z siebie. Taka osoba jest wezwana wciąż do miłości wobec małżonka, który odszedł. To trudne, bo często on staje się wrogiem – trwają spory majątkowe, czasem ma miejsce „gra dziećmi” przeciw sobie. Łatwo jest wręcz o nienawiść.
Czy zdarzają się cudowne powroty do siebie ludzi, którzy już się rozwiedli?
Ja w swojej pracy duszpasterskiej nie doświadczyłem takich sytuacji, choć pewnie się zdarzają. Myślę jednak, że trzeba o tym mówić wręcz w kategoriach cudu – możliwego, gdy przynajmniej jedna z osób trwa w wierności. Często natomiast przyjrzenie się danemu związkowi prowadzi do odkrycia, że nie było to ważnie zawarte małżeństwo sakramentalne. Warto tę kwestię ustalić, poddać pod osąd Kościoła. Nie ma sensu oczekiwać powrotu małżonka, jeśli w istocie nie był on nigdy małżonkiem.
Co do oczekiwania powrotów – bywa, że do rozstania dochodzi, gdy zdradzona żona nie chce więcej widzieć męża na oczy, choć on żałuje zdrady i chciałby dalej żyć z nią w małżeństwie. Wobec jej nieprzejednania, odchodzi. Ona po jakimś czasie żałuje swojej stanowczości, jednak okazuje się wtedy, że on, nie mając nadziei na jej przebaczenie, już zdążył zaangażować się w kolejny związek. Warto w takich trudnych sytuacjach podejmować mądre decyzje. I pamiętać o duchu miłosierdzia.
Kontakt do o. Mirosława Ostrowskiego: mirekoi@dominikanie.pl; 608 056 088
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).