W tej chwili jest ich wszystkich zaledwie 43. Pracują w Polsce i poza jej granicami. Kierując się wskazaniem św. brata Alberta, swojego założyciela, działają tam, gdzie nikt inny nie usłuży.
Bracia albertyni za główny cel realizacji swojego powołania stawiają sobie pomoc ludziom bezdomnym. Nie zrażają się, że ci, którzy wpadli w bagno bezdomności, są najczęściej ofiarą choroby alkoholowej.
W nich widział Oblicze Chrystusa
To właśnie posłudze dla osób bezdomnych św. brat Albert poświęcił swoje życie, porzucając dobrze zapowiadającą się karierę artystyczną. Z myślą o ich ratowaniu przywdział habit Trzeciego Zakonu św. Franciszka z Asyżu i 25 sierpnia 1887 r. zamieszkał w ogrzewalni, w miejscu schronienia bezdomnych z Krakowa. Chciał poznać ich potrzeby z bliska i dać przykład uczciwego życia i pracowitości.
Dokładnie rok później brat Albert złożył śluby tercjarskie, co uważa się za początek zgromadzenia braci albertynów. Nie poprzestał na tym. Wiedział, że są takie obszary ludzkiej nędzy duchowej i materialnej, do której potrzeba kobiecej ręki. Założył więc zgromadzenie sióstr albertynek. Pierwsze obłóczyny 7 sióstr odbyły się 15 stycznia 1891 r. w kaplicy biskupów krakowskich, w obecności brata Alberta i kard. Albina Dunajewskiego. W testamencie, jaki zostawił swoim duchowym braciom i siostrom ze zgromadzenia, wskazywał, że „dla miłości Boga powinni iść zawsze tam, gdzie warunki najcięższe, gdzie człowiek opuszczony znajduje się w wielkiej potrzebie, a gdzie nikt inny nie usłuży. Mają to czynić z wiarą w człowieka, w dobro tkwiące głęboko w sercu każdego zagrożonego, które można wyzwolić dobrym słowem czy też miłosiernym znakiem, jaki stanowi choćby »miska strawy«. Dostrzeżone przy tym znieważone Oblicze Chrystusa należy oczyścić czynnym miłosierdziem: uratować poprzez pracę i wspólnotę godność człowieka”. Te słowa i dziś są inspiracją dla tych, którzy – odczytując albertyńskie powołanie – służą pomocą bezdomnym.
Fundacja daje pracę
Pięć lat temu zgromadzenie braci albertynów założyło fundację, by pomagać osobom bezdomnym, zapewnić im godziwe mieszkanie i byt oraz wspierać w powrocie do społeczeństwa. – W statucie jest zapisane, że może ona wspierać tylko nasze dzieła charytatywne, które służą bezdomnym i ubogim. W archidiecezji mamy dwie placówki. Obie w Krakowie. Jedna znajduje się przy ulicy Skawińskiej 4 i 6, gdzie są przytulisko dla bezdomnych mężczyzn, noclegownia i kuchnia dla ubogich, druga przy ul. Saskiej 9, gdzie jest dom dla mężczyzn wychodzących z bezdomności – wyjaśnia brat Hieronim, który od niedawna szefuje Fundacji Zgromadzenia Braci Albertynów. Założenie fundacji ma swoje konkretne korzyści. Jedną z nich jest status organizacji pożytku publicznego, na którą darczyńcy mogą przekazać 1 proc. podatku. Zdobyte w ten sposób pieniądze służą pomocy bezdomnym. Fundacja pozwala też albertynom na współpracę z podobnymi organizacjami z krajów zachodnich, które przekazują im pieniądze na działalność zgromadzenia. Nieruchomości, którymi zarządza zgromadzenie, również zostały przekazane na fundację. Ta zaś dzierżawi niektóre z nich, a uzyskane w ten sposób pieniądze są wykorzystywane na działalność placówek zgromadzenia. Jest także bezpośrednia korzyść dla bezdomnych. Fundacja zalegalizowała działalność gospodarczą i zaczęła zatrudniać osoby bezdomne, dając im etat. W tej chwili pracuje w ten sposób ok. 10 osób. – Zależało nam, aby powrócić do tego, co kiedyś zorganizował brat Albert. Za jego czasów działały warsztaty mebli giętych, w których pracowali bezdomni. Wtedy były inne źródła bezdomności. Brat Albert mówił, że chronicznych pijaków jest 40 proc., a reszta to osoby bezrobotne, szukające pracy. Wtedy wystarczy bezdomnemu dać uczciwą, płatną pracę, aby odzyskał on swoją ludzką godność. Dziś bezdomność to w 80 proc. osoby uzależnione od alkoholu, a pozostała grupa to ludzie chorzy psychiczne i z pogranicza niedorozwoju psychicznego. Praca cały czas pozostaje ważnym czynnikiem, aby odbudować pozycję społeczną – wyjaśnia brat Hieronim.
Podnoszenie poprzeczki
Działające w Krakowie dwie albertyńskie placówki dla bezdomnych diametralnie różnią się od siebie funkcjonowaniem i profilem. Przytulisko przy ul. Skawińskiej daje całodobowy pobyt 80 bezdomnym mężczyznom. – Tam człowiek może przyjść z ulicy, wykąpać się, dostać posiłek, zmienić odzież i iść dalej. Może przebywać w przytulisku dzień, tydzień, miesiąc, a nawet kilka lat, musi jednak dostosować się do pewnych surowych zasad. Nasi podopieczni mają wtedy zapewnioną opiekę duszpasterską, możliwość wyrobienia dokumentów osobistych, uczestnictwa w terapii odwykowej, znalezienia pracy. Oprócz tego są w tej placówce noclegownia i kuchnia dla ubogich – opowiada brat Bernard, który posługiwał tam przez 6 lat, a dziś jest odpowiedzialny za prowadzenie domu przy ul. Saskiej, gdzie znajdują się mieszkania chronione dla mężczyzn wychodzących z bezdomności. Tym, którzy są tutaj przyjmowani, stawiane są dużo wyższe wymagania niż bezdomnym, którzy są przyjmowani do przytuliska. – Warunkiem jest przynajmniej roczna trzeźwość, dobra opinia od prowadzącego placówkę, gdzie bezdomny wcześniej przebywał, i stałe dochody – przynajmniej na poziomie stałego zasiłku z opieki społecznej, który teraz wynosi ok. 600 zł – wyjaśnia brat Hieronim.
Te wymagania to dla wielu bezdomnych wysoko zawieszona poprzeczka i są nie do pokonania, bo większość z nich ma problem z uzależnieniem od alkoholu. W takiej sytuacji wejście w trwałą trzeźwość przynajmniej przez rok jest dużym wyzwaniem. Nic dziwnego, że przez pierwsze lata po otwarciu w 2001 r. domu przy ul. Saskiej połowa z 47 miejsc była pusta. Dziś wszystkie miejsca są zajęte, a nawet nie brakuje chętnych, którzy chcieliby przenieść się tutaj z albertyńskiego przytuliska. To efekt wymagań, jakie od lat bracia stawiają przebywającym w przytulisku. Od tych, którzy są zdolni do pracy, wymagają podjęcia jej, zaś od tych, którzy mają problem z uzależnieniem – podjęcia leczenia, terapii bądź wejścia we wspólnotę anonimowych alkoholików. Ten dom ma być bowiem kolejnym etapem wychodzenia z bezdomności, które zaczyna się w przytulisku. – Nam zależy na tym, aby nasi mieszkańcy usamodzielniali się, w czym mamy im pomóc. Temu ma służyć między innymi nauczenie ich gospodarowania pieniędzmi, bez czego nie ma co marzyć o pełnej samodzielności. Dlatego są zobowiązani do odpłatności – tłumaczy brat Bernard. – W domu nie ma oddzielnych mieszkań. Po jednej i po drugiej stronie korytarza są po trzy pokoje z kuchnią i łazienką, tworzące jeden kompleks, zamieszkiwany przez 9 mężczyzn. Ma on liczniki wody, gazu i prądu. Mieszkańcy płacą proporcjonalnie do swojego zużycia mediów od 130 do 180 zł. Gdy ich na to nie stać w danym momencie, muszą o tym poinformować i przedstawić wiarygodne argumenty. Mieszkańcy mają też obowiązek dbać o czystość kuchni, łazienki, toalety, klatki schodowej. Każdy z nich ma tydzień dyżuru – opowiada. Opuszczając ten dom, podopieczni robią kolejny krok na drodze wychodzenia z bezdomności, a na ich miejsce przychodzi ktoś z przytuliska, robiąc w nim miejsce tym, którzy są na ulicy i czekają na dach nad głową.
Ilu się usamodzielniło?
Przez ostatnie dwa lata każdego roku usamodzielniały się 4 osoby. Gdy tylko znalazły pracę dającą stałe dochody, wynajmowały mieszkania i rozpoczynały nowe życie. W tym roku w ich ślady poszło już 5 innych. Jeden z mieszkańców domu dostał mieszkanie poza Krakowem, w gminie, z której pochodzi, i tam zamieszkał. Są też sytuacje, które szczególnie cieszą braci, gdy widzą, że ktoś powraca do normalnego życia. – Kilka lat temu mieszkał u nas młody chłopak, który przyszedł z ośrodka dla narkomanów w Pleszowie. Przeszedł terapię i przez rok mieszkał u nas. Podjął jednak naukę w szkole i wrócił do rodziny – wspomina brat Hieronim. W Krakowie od lat działa również „Program Pomocy Lokatorom”, prowadzony przez Wydział Mieszkalnictwa Urzędu Miasta i polegający na przekazywaniu lokali, które są do remontu. Prawo do niego można uzyskać za kaucją kilku tysięcy złotych. Przyjmujący lokal zobowiązuje się w ciągu pół roku przeprowadzić remont, który musi zostać odebrany przez odpowiednie instytucje, jako warunek dalszego korzystania z niego na zasadzie mieszkania czynszowego. – Taka propozycja remontu mieszkania to jest poważne wyzwanie. Kilku naszych mieszkańców podjęło takie ryzyko i z naszym wsparciem ukończyło remont, a teraz mieszkają na swoim – opowiada brat Hieronim.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Mają uwydatnić, że jest to pogrzeb pasterza i ucznia Chrystusa, a nie władcy.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.