Ich droga do bycia bliżej Pana zaczęła się... od filmu „Bóg nie umarł”. Potem musieli zmierzyć się z ciężką chorobą, a dziś Ula i Marcin mówią, że dzień bez uwielbienia to dzień stracony.
Oczyszczenie
Kolejne trzy miesiące Marcin spędził na oddziale dziennym. Cały czas był też na silnych lekach, próbował radzić sobie z obowiązkami domowymi i dokończyć pisanie pracy licencjackiej, którą ostatecznie (z pomocą Ducha Świętego i kilku świętych) obronił na 4. W tym czasie Ula kończyła ostatni semestr studiów i opiekowała się dziećmi. Gdy wydawało się, że wychodzą na prostą, we wrześniu choroba wróciła. Bodźców znów było za dużo. Gdy Ula zawiozła męża do szpitala, na Facebooku poprosiła grupę wsparcia o modlitwę. – Ruszył wtedy szturm do nieba. Mąż dość szybko został wypisany do domu, ale ja byłam przerażona, bo wiedziałam, że wraca jako człowiek chory, który nie kontroluje tego, co mówi i jak się zachowuje. Po trzech dniach, gdy próbowaliśmy rozmawiać, stało się coś, co dla nas jest cudem. Z chwili na chwilę z osoby bardzo pobudzonej stał się spokojny, zdrowy. Objawy ustąpiły i nie wróciły – nie kryje wzruszenia Ula.
– Na nasz ślub wybraliśmy słowa Ewangelii o budowaniu domu na skale. Dziś rozumiem, że przez lata wewnętrznie budowałem się z piasku i na piasku. Taki „fundament” musiał runąć, a fundament wiary zaczął rosnąć dopiero, gdy przyjąłem sakramenty. Potrzeba było jednak oczyszczenia i w czasie kryzysu Bóg wylał na mnie kubeł zimnej wody. Po tej kąpieli niewiele zostało z dawnego mnie, a Bóg cierpliwie czekał, aż pozwolę Mu na dobre we mnie działać – nie ma wątpliwości Marcin.
Umocnienie
Młodzi małżonkowie opiekę nieba czują nie tylko w ciężkich chwilach, ale także w zwykłej codzienności. – Ukochanym synem Ojca poczułem się w niezwykłej chwili. Witek, nasze młodsze dziecko, począł się, gdy zaangażowałem się w zbieranie podpisów podczas akcji „Jeden z nas”. Lekarz mówił, że z medycznego punktu widzenia nie powinno się to wtedy stać. Gdy Witek się urodził, nad ranem wróciłem do domu i ogarnęła mnie niezwykła radość. Poczułem, jakby ktoś mnie obejmował. Płakałem ze szczęścia, że łaska aż się nade mną przelewa – opowiada Marcin.
Z kolei Ula podkreśla, że Bóg troszczy się nawet o ich finanse, choć czasem ciężko związać koniec z końcem. – Mimo że niewiele mamy, oddajemy Panu dziesięcinę, ufając, że zawsze zostanie nam kilka groszy. I zostaje, a potem ktoś niespodziewanie nam pomaga. Zdarzyło się nawet, że pieniądze znalazłam w wypożyczonej książce – dokładnie tyle, ile było trzeba – opowiada i dodaje, że tym, co najbardziej zbliża do Boga, jest wzrost duchowy pod opieką stałego spowiednika. Gdy „upatrzyła” sobie pewnego księdza, trzy razy próbowała z nim porozmawiać i zawsze jej uciekał, a wychodził inny kapłan. – W końcu byłam pewna, że to jego Pan wskazuje, a podczas pierwszej spowiedzi czułam, jakbym rozmawiała z samym Bogiem. Ksiądz mówił rzeczy, których nie miał prawa o mnie wiedzieć. Jakby czytał we mnie – zapewnia Ula.
Małżonkowie postanowili podzielić się swoją historią z nadzieją, że komuś ona pomoże, lecz ze względu na wydarzenia, jakie są przed Marcinem, nie podają swojego nazwiska, a Czytelników „Gościa” proszą o modlitwę.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nie było ono związane z zastąpieniem wcześniejszych świąt pogańskich, jak często się powtarza.
"Pośród zdziwienia ubogich i śpiewu aniołów niebo otwiera się na ziemi".
Świąteczne oświetlenie, muzyka i choinka zostały po raz kolejny odwołane przez wojnę.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.