– Kapłani mówią ludziom o Panu Bogu, a my, prowadząc życie kontemplacyjne, przeniknięte milczeniem, mówimy Panu Bogu o ludziach – mówi s. Regina.
Pierwszy klasztor Mniszek Zakonu Kaznodziejskiego, zwanych dominikankami, powstał w 1206 roku w Prouille we Francji. Wśród ludzi nawróconych przez św. Dominika z herezji albigeńskiej znalazła się grupa młodych kobiet, które wyraziły chęć poświęcenia życia Bogu. To one miały odtąd modlić się za braci dominikanów, aby ich głoszenie Ewangelii było owocne. – Nasz zakon powstał ze współczucia. Święty Dominik współczuł bowiem ludziom, którzy nie znają Pana Boga i są daleko od Niego. Często modlił się w nocy, umartwiał i wołał do Boga: „Co będzie z grzesznikami?!”. Zgadzam się z nim, że nie ma nic ważniejszego niż troska o dusze – mówi s. Regina. W krakowskim klasztorze „Na Gródku”, ufundowanym przez księżną Annę Lubomirską, siostry dominikanki zamieszkały 29 września 1621 roku. Od tego czasu wspólnota modli się nieustannie, przedstawiając Panu Bogu ludzkie tragedie, sytuacje bez wyjścia, cierpienia fizyczne i duchowe, wołania o ratunek i pomoc.
Wymodlone dzieci
Bliskość z Panem Bogiem siostry dominikanki rozumieją jako dar, którym chcą się dzielić, i dlatego swoją misję widzą w modlitwie za ludzi i w ich sprawach. Tych, którzy proszą siostry o wstawiennictwo, jest bardzo wielu. A one modlą się nie tylko za braci dominikanów, jak to czyniła pierwsza wspólnota dominikanek 800 lat temu, ale także w intencjach, które im przedstawiają inni kapłani i świeccy. To od tych ostatnich dociera najwięcej próśb.
Siostra Agnieszka codziennie przyjmuje intencje przychodzące do klasztoru pocztą elektroniczną. Zapewnia, że wszystkie e-maile są czytane, a prośby przekazywane siostrom. Wiele z nich pochodzi od kobiet, które dowiedziały się, że ich ciąża jest zagrożona. O modlitwę proszą też małżeństwa, które nie mogą mieć potomstwa. Siostry wysyłają im nie tylko zapewnienia o modlitwie, ale również zachęcają ich do szczególnej modlitwy za wstawiennictwem św. Dominika. Nie przestaje on bowiem wspomagać wszystkich, którzy proszą go o pomoc, czego wymownym świadectwem jest jego sławne sanktuarium w Soriano we Włoszech, znane już od XVI wieku.
To stamtąd rozpowszechnił się zwyczaj używania tzw. paska św. Dominika, szczególnie przez rodziny pragnące potomstwa. Jest on zrobiony z białej wstążki lub tasiemki, na której wypisane są po łacinie początkowe słowa modlitwy „O spem miram...” („O nadziejo przedziwna”), a poświęcony jest przez ojców dominikanów. Należy go nosić przy sobie, odmawiając codziennie z wiarą specjalną modlitwę, czyli tak zwane responsorium, zaczynające się właśnie od słów: „O nadziejo przedziwna”. Każdego roku siostry dominikanki z krakowskiego klasztoru wysyłają w różne strony Polski i świata ok. 2 tys. „pasków św. Dominika”.
Siła modlitwy wstawienniczej jest niezwykła. Siostry wyprosiły łaskę rodzicielstwa dla wielu zrozpaczonych małżonków, niemogących mieć potomstwa. W klasztornym archiwum są pieczołowicie przechowywane liczne świadectwa i podziękowania szczęśliwych rodziców, którzy łaskę macierzyństwa i ojcostwa zawdzięczają – jak mówią – modlitwie sióstr dominikanek. Rocznie przychodzi takich listów około 50 (w tym także pocztą elektroniczną). Bardzo często rodzice do listów dołączają też zdjęcia wymodlonych dzieci. Część z tych listów (120) zostało w 2010 roku wydrukowanych w formie albumu z fotografiami. – Pamiętam, jak kiedyś dostałyśmy prośbę o „pasek św. Dominika” od małżonków mieszkających w Stanach Zjednoczonych. Czekali na potomstwo już 14 lat i stracili wszelką nadzieję, że będą kiedyś rodzicami. Objęłyśmy ich żarliwą modlitwą. Ku naszej radości już za rok cieszyli się z urodzenia upragnionego dziecka. Kilka lat później przyjechali do nas, aby podziękować za modlitwy – wspomina s. Regina.
Świadkowie cudu
Krzysztof i Anna czekali na potomstwo 10 lat. Gdy od ślubu mijały kolejne lata, zaczęli szukać pomocy u wielu lekarzy i specjalistów. Na początku każdy z nich dawał im nadzieję, ale później wszyscy rozkładali bezradnie ręce, mówiąc: „Medycyna nie potrafi wam pomóc”. Wtedy nadchodził szczególnie bolesny moment rozczarowania, rozgoryczenia i łez. – Na początku 2006 roku przeczytałam artykuł na temat „paska św. Dominika”. Wiedziałam, że muszę zaufać temu świętemu, skoro pomógł tak wielu małżeństwom będącym w takiej sytuacji jak my. Od maja 2006 roku codziennie prosiłam o wstawiennictwo św. Dominika, by wyprosił u Boga dla nas dar rodzicielstwa. Od maja nosiłam „pasek św. Dominika”, który dostałam od sióstr dominikanek. Jak wielka była nasza radość, gdy w grudniu 2006 roku badanie USG wykazało, że jest pęcherzyk ciążowy oraz 6-tygodniowy żywy zarodek z bijącym serduszkiem! To była najcudowniejsza wiadomość w naszym życiu – wspomina Anna.
W archiwum klasztornym znajduje się list od Anny i Krzysztofa, do którego dołączyli zdjęcie ich ukochanej córeczki, zrobione w dniu jej pierwszych urodzin. Także w przypadku małżonków Małgorzaty i Andrzeja przyjście na świat ich synka można bez cienia przesady nazwać cudem. O dziecko starali się kilka lat. Byli pod opieką najlepszych lekarzy. Wreszcie usłyszeli od nich, że nie ma dla nich żadnej nadziei, a jeśli chcą być rodzicami, to pozostaje tylko metoda in vitro.
– Powiedzieliśmy lekarzom, że tego nie chcemy i wolimy adoptować dziecko, niż działać wbrew swojemu sumieniu i wierze. Gdy adopcja była już na etapie oczekiwania na dziecko, żona postanowiła, że poprosi siostry o modlitwę oraz o „pasek św. Dominika”. Niebawem okazało się, że jest w ciąży. Kiedy dowiedzieliśmy się, że będziemy mieć dziecko, każdego dnia wieczorem odmawialiśmy wspólnie modlitwę o wstawiennictwo św. Dominika. Syn urodził się zdrowy. Trudno opisać naszą radość! – wspomina Andrzej.
Czasem zdarzały się też cuda o charakterze duchowym. I choć z pozoru modlitwa o upragnione potomstwo nie została wysłuchana, jednak wydarzyło się coś, co można uznać za cud. – Pewna pani zwierzyła się kiedyś, że przeżywszy kilka poronień, modliła się za wstawiennictwem św. Dominika o dar potomstwa. Nie dane jej było zostać matką. Jednak sama odkryła, że chociaż nie doczekała się dziecka, to dzięki modlitwie otrzymała inną łaskę, polegającą na umiejętności poddania się woli Bożej. To zaś sprawiło, że razem z mężem bardziej otworzyli się na wzajemną miłość. Ich małżeństwo, któremu groziło rozbicie, zostało uratowane. Podjęli też decyzję o adopcji. A teraz wspólna modlitwa jest dla nich siłą do dobrego wypełniania codziennych obowiązków – opowiada s. Regina.
Odejść, by być bliżej ludzi
Siostry dominikanki przekonują, że zamieszkanie w klauzurze za klasztornym murem nie jest żadną ucieczką od ludzi. Podkreślają, że ich sposób życia wcale nie oznacza, że nie obchodzą ich sprawy świata. – Wszystko to, co ważne dla Kościoła, Polski i świata, obejmujemy nieustannie swoimi modlitwami. Bardzo bliskie są nam sprawy naszej ojczyzny i dlatego na przykład w dniu wyborów wszystkie idziemy do lokalu wyborczego oddać swój głos. Tak też było 25 października. Nie poszły tylko siostry, które są chore i słabe. O tym, co dzieje się w Kościele i świecie, dowiadujemy się z Radia Watykańskiego i gazet religijnych. Chętnie czytamy też „Gościa Niedzielnego” – opowiadają siostry Regina i Agnieszka.
Dlaczego więc zdecydowały się na życie w zakonie kontemplacyjnym, w oderwaniu od świata? Mają na to jasną odpowiedź. Mówią, że to jest powołanie do bliższego kontaktu z Panem Bogiem. To zaś sprawia, że są bliżej ludzkich spraw, które noszą w sercu i przedstawiają Bogu na modlitwie. I choć różne były drogi ich powołania, to kiedyś cel miały ten sam: odpowiedzieć na głos Bożego powołania.
Siostra Regina spędziła w klasztorze już 56 lat. Wstąpiła, mając niespełna 20 lat. – Jako młoda dziewczyna wiedziałam, że mam powołanie do życia zakonnego. Wtedy mówiłam: „Panie Boże, ja nie chcę się mieszać w Twoje plany, więc zrób tak, abym znalazła się w tym zakonie, gdzie Ty chcesz mnie mieć”. Dziś wiem, że to było Boże prowadzenie – wyznaje.
Siostra Agnieszka wstąpiła do klasztoru w 1971 roku, zaraz po maturze. – W szkole średniej myślałam o zakonie, chodziłam prawie codziennie na Mszę Świętą. Modlitwa mnie pociągała. Tutaj czuję się szczęśliwa. Z kolei s. Emanuela, która jest obecnie przełożoną, do furty klasztoru dominikanek zapukała, mając 22 lata. Jak przekonuje, Pan Bóg miał wobec niej swoje plany, którym ona się nie sprzeciwiła. Dziś czuje się duchowo wolna i wdzięczna Bogu za powołanie.
Milczenie dnia
Teraz w klasztorze „Na Gródku” mieszka 18 sióstr. Najstarsza ma 107 lat, a najmłodsza, która do klasztoru wstąpiła zaledwie kilka dni temu – 23. Siostry zgodnie mówią, że bardzo ważne jest dla nich milczenie, które pozwala im jeszcze lepiej otworzyć się na Pana Boga i kochać Go.
– My w klasztorze zawsze musimy się uczyć milczenia i ćwiczyć się w nim. Nawet podczas wspólnych posiłków zawsze jest milczenie, z wyjątkiem 4 dni w roku: w odpust na Matki Bożej Śnieżnej, święto św. Dominika, Wigilię Bożego Narodzenia i w czasie obiadu wielkanocnego. Ale nawet wtedy, gdy można mówić, to nie wszystkie chcą z tego skorzystać. Milczenie nie jest ciężarem, ale jest wielką i upragnioną wartością – opowiada s. Agnieszka.
Życie za klasztornym murem „Na Gródku” toczy się według ściśle określonego planu dnia. – Dzięki temu dokładnie wiemy, co będziemy robić w danej chwili. Ważne jest tylko to, z jakim zaangażowaniem i motywacją – mówi jedna z sióstr. Dziennie siostry przynajmniej 7 godzin spędzają na modlitwie. Raz na miesiąc mają całodzienną adorację w kościele, zaś co trzy miesiące przeżywają całodobowe czuwanie przed Chrystusem obecnym w Eucharystii. Przechodząc w pobliżu klasztoru dominikanek, warto więc przypomnieć sobie, że tu ktoś nieustannie się modli. Także za nas.•
Pamiętamy każdego dnia o tobie
Jeśli chcesz, możesz do nas napisać, podając intencję, a my zapewniamy o modlitwie: Siostry dominikanki „Na Gródku”, ul. Mikołajska 21, 31-027 Kraków, tel. (12) 422 79 25, e-mail: grodek@dominikanie.pl.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Choć ukraińska młodzież częściej uczestniczy w pogrzebach niż weselach swoich rówieśników...
Praktyka ta m.in skutecznie leczy głębokie zranienia wewnętrzne spowodowane grzechem aborcji.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).