Śmierć? Nigdy jej się nie bałam. Teraz też ze spokojem czekam na koniec czasów, gdy spotkamy się tam, gdzie nie będzie zła ani cierpienia.
Mało kto natomiast wie, że o wsparcie duchowe pacjentów w Koźlu dba też personel Oddziału Anestezjologii i Intensywnej Terapii. – Jeśli widzimy, że z chorym jest źle, to prócz swoich zadań i obowiązków zapalamy gromnicę, staramy się towarzyszyć mu, by nie odchodził sam, modlimy się za niego np. Koronką, a po stwierdzeniu zgonu zmawiamy „Wieczny odpoczynek” – opowiadają pielęgniarki. Przyznają, że czasem widać, czy chory jest przygotowany na śmierć, pogodzony z Bogiem i ludźmi. – Jak patrzymy na niektóre twarze, to uderza ich spokój, uśmiechają się, niemal promienieją, gdy tymczasem u innych widać jakiś grymas, jakby walkę wewnętrzną. A niektórzy jakby tylko czekali na dotarcie księdza czy kogoś z rodziny.
Dobra śmierć
„Ukochany mój, Panie Jezu Chryste (…) spraw, niech w mojej ostatniej godzinie, w chwili, gdy serce zamilknie na zawsze, zachowam w duszy doskonałą miłość, prawdziwy żal, żywą wiarę i niezłomną nadzieję w Twoje miłosierdzie” – takimi słowami modlą się codziennie członkowie Apostolstwa Dobrej Śmierci. Łaskę tę wypraszają u Jezusa, Matki Bożej Bolesnej i św. Józefa nie tylko dla siebie, ale dla wszystkich konających. Bycie przygotowanym w momencie spotkania ze Stwórcą wierni starają się też wyprosić, wypełniając warunki 9 pierwszych piątków miesiąca, przekazane przez św. Małgorzatę Alacoque, bądź nosząc szkaplerz karmelitański. Bywa, że czasem łaski, pozwalającym, choć w cierpieniu, podomykać swoje sprawy, jest terminalna choroba. Wiedzą o tym pracownicy i wolontariusze hospicjum. Jednocześnie podkreślają oni, że nie jest to smutne oczekiwanie na śmierć, choć nie wszystko się w życiu udało, ale moment, w którym można docenić każdy otrzymany od Boga dzień. – Pamiętam do dziś jednego pana w siołkowickim hospicjum. Był szczęśliwy, kiedy wolontariusz posiedział przy nim i po prostu czytał mu gazetę. I tak też odszedł… – wspomina Artur Wilpert, związany od lat z tą placówką.
Ciało obce
Postępowanie ze zmarłym przez ostatnie dekady bardzo się zmieniło. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu śmierć następowała najczęściej w domu. Dziś wzywa się pogotowie, człowiek umiera w szpitalu. Wielu starszych albo terminalnie chorych panicznie się tego boi. – Najlepszym środowiskiem do życia i do umierania jest dom rodzinny – mówi ks. Arnold Drechsler, dyrektor opolskiej Caritas. – I najlepiej, jeśli umierającemu towarzyszy rodzina, wspierając go modlitwą. – Jeszcze na początku lat 90. ubiegłego wieku normą było, że zmarły niemal do pogrzebu leżał w domu. Przywoziłem trumnę, rodzina ubierała zmarłego, zamykała mu oczy, zasłaniała okno białym płótnem, wyłączało się ogrzewanie i paliło przy nim świece. I przez kolejne dni do domu schodzili się bliscy, sąsiedzi, by modlić się za jego duszę – wspomina Joachim Świentek, przedsiębiorca pogrzebowy z Roszowickiego Lasu. Pierwsza stacja pogrzebu to było wyjście z domu – kapłan i ministranci z krzyżem przychodzili, niezależnie od pogody czy zasp zimą, a trumnę nieśli znajomi lub sąsiedzi. Dziś większość obrządku odbywa się przy cmentarzu – to wygodniejsze zarówno dla rodziny, jak i kapłana oraz pracowników zakładu pogrzebowego.
Opuszczona świątynia
Także zwyczaj modlitwy za zmarłego przeniósł się do kościoła, a i ciało od razu przewożone jest do cmentarnej kaplicy. – Często mam wrażenie, że rodzina chce się jak najszybciej pozbyć zwłok, jakby bojąc się albo nie chcąc przebywać blisko zmarłego. Zdarza się, że ktoś dzwoni w środku nocy, żeby natychmiast przyjechać. Wydaje się, że dawniej ludzie byli bardziej oswojeni ze śmiercią, w małych często mieszkaniach wokół trumny chodzili domownicy, w tym dzieci, oglądali dziadka czy babcię i nie było to traumą. Dziś zmarły to problem, którego należy się pozbyć, a przecież to była świątynia Ducha Świętego – snuje przemyślenia pan Joachim. Stara się zachować dawne zwyczaje. Pilnuje, aby – jeśli zmarły był katolikiem – do trumny dano mu różaniec, „Drogę do nieba”. Wynosząc ciało, żegna dom, uderzając trzy razy trumną o próg, starając się, by zmarły wyglądał jak najlepiej… – To ciało, choć przemienione, przecież będzie nam służyć po zmartwychwstaniu – wierzy.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
"Każdy z nas niech tak żyje, aby inni mogli rozpoznać w nas obecność Pana".
Franciszek spotkał się z wiernymi na modlitwie Anioł Pański.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.