Ruch pielgrzymkowy wciąż znajduje miłośników. Z ciepłego fotela wygania nie tylko ważna intencja, ale i ciekawość świata oraz ludzi. Warto to wykorzystać w duszpasterstwie.
Radość z wędrowania to nie tylko zachwyt nad cudami natury i dziełami ludzkich rąk. Na pielgrzymce najbliższy jest bliźni. Doświadczali tego wolontariusze Caritas przez 10 dni, idąc włoskimi drogami „Do św. Jana Pawła II”. Sanktuaria, miejsca kultu znanych świętych, antyczne ruiny poruszały emocje. Powitanie nad grobem św. Jana Pawła II przez bp. Krzysztofa Zadarkę oraz audiencja u papieża Franciszka – tym bardziej. Ale najważniejszym doświadczeniem było tworzenie się wspólnoty. Tłum początkowo nieznanych sobie osób stawał się przyjaciółmi.
Z dziennika podróży
Jest wieczór. 273 osoby zajmują miejsca w 5 autokarach. Na razie ważne jest wygodne miejsce i dobrze upchnięta walizka. Ruszamy, jest ciemno, także w autokarze. Niektórzy obawiają się przysnąć, by nie wylądować policzkiem na ramieniu sąsiada. To przecież póki co obcy. Autokar mknie niemiecką autostradą. Poranny postój, słońce świeci nad stacją benzynową.
Zaczynamy rozmawiać. Na razie o pogodzie, bo to temat, który nie wykracza poza granicę osobistych spraw. Jeszcze nie chcemy jej przekraczać. Jesteśmy głodni. Każdy rozpakowuje zapasy. Zjadamy własne, za parę dni będziemy się częstować i stawiać sobie nawzajem w kafejkach smakołyki. Póki co trzymamy dystans. Z oporem idziemy na pierwsze siedzenie w autokarze, by przedstawić się przez mikrofon. Po co komu wiedzieć, ile mam dzieci lub gdzie pracuję? Najlżej przychodzi wyznanie, która to pielgrzymka w życiu. Jednak nawet te pobieżne informacje nas otwierają. W mig okazuje się, jaki mamy potencjał. Są wśród nas pielęgniarki, lekarz, marynarz, piekarz, kasjerki, producent ziemniaków i właściciel domu wczasowego. Żartujemy, że u niego zakończymy pielgrzymkę. Powtarzamy to potem przy byle okazji, bo chyba podoba nam się myśleć, że chcemy ze sobą pobyć dłużej.
Pierwszy nocleg. Jak tu spędzić noc w towarzystwie obcego współlokatora? Ratuje nas rozmowa o kosmetykach hotelowych, potem o osobistych. O suszarce do włosów i kłopotach z trawieniem. Już na pierwszym noclegu pada pytanie: jak się modlisz? Wieczorny pacierz to wszak jedna z najintymniejszych sytuacji. Posiłki. Czteroosobowe stoliki. Zazwyczaj siadają ze sobą ci, którzy się znają. W następnych dniach jest inaczej. Stoliki są 10-osobowe, trzeba kogoś zaprosić do towarzystwa. Podjąć rozmowę. Lampka wina do kolacji trochę pomaga. Towarzysze chętnie opowiadają o sobie. Nikomu nie chce się odchodzić od stołu, choć talerze puste, kielichy opróżnione. Radość biesiadowania.
Ławica
Po paru dniach już się rozpoznajemy. – Zaginął mąż tej pani – niepokoi się przewodnik i wypytuje o niego grupę. Wiedzą, o kim mowa. Ktoś wskazuje, gdzie mógł się zgubić. Pozostali czekają cierpliwie przed przejściem dla pieszych. Gdy ekspedycja poszukiwawcza powraca, nikt mu nie robi wymówek. Bura od żony wystarczy. Modlitwy w autobusie. Tu nie da się klęczeć ani skupić na modlitwie. Ale próbujemy. Czasem trzeba poczekać, aż ktoś przełamie się i podejdzie, żeby poprowadzić przez mikrofon część Koronki do Miłosierdzia Bożego. Czujemy, że przestajemy być wyłącznie odbiorcami. Dajemy coś z siebie. Żartujemy, jak to zabalujemy wieczorem, ale jesteśmy na to zbyt zmęczeni. Kończy się na kilkuosobowych spotkaniach w pokojach.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.