Jeżeli chodzi o trudności i wyzwania, są to nie tyle tropikalne choroby, co płynący z Zachodu kult pieniądza i przyjemności – pisze z Tanzanii s. Monika Nowicka, rodem z Mirska.
Dokładnie rok temu s. Monika Nowicka otrzymała od prymasa Polski krzyż misyjny i wyjechała do odległej o ponad 6 500 km Tanzanii. Z naszymi czytelnikami dzieli się wrażeniami z pracy w tym kraju.
To nie „Pożegnanie z Afryką”
Minął właśnie rok mojego pobytu w Tanzanii, rok niezwykły i pełen wrażeń, zmagań i zadziwiających wydarzeń, którymi choć w części chciałabym się podzielić. Mieszkam obecnie w małej wiosce Maganzo, 200 km na południe od Jeziora Wiktorii. Nikt dokładnie nie wie, ilu jest tu mieszkańców ani gdzie się wioska zaczyna i kończy. Większość ludzi żyje w małych domkach zbudowanych z własnoręcznie wypalanych cegieł. W mieszkaniach tych nie ma podłogi, w oknach nie ma szyb, brakuje bieżącej wody i prądu.
A mimo wszystko trudno to wszystko nazwać obrazem nędzy. Myślę, że każdy, słysząc „Afryka”, ma przed oczami wychudzone dzieci z wydętymi brzuszkami, przeludnione slumsy, ludzi umierających na nieuleczalne choroby. Może dla kontrastu niektórzy wyobrażają sobie romantyczną scenerię z „Pożegnania z Afryką”, zachody słońca nad sawanną i ryczące lwy. Tymczasem jest to miejsce życia w dużej intensywności, wiosek pełnych roześmianych dzieci i gwaru ludzi żyjących w dużej bliskości, to wysuszona sawanna i tumany kurzu na szutrowych drogach z porze suchej, to busz wybuchający zielenią i tętniący życiem w porze deszczowej. Cała przyroda wyraża powtarzający się cykl narodzin i śmierci, a ludzie wpisują się w niego w pokorze i harmonii.
Mzungu bez służącego
Nasze zgromadzenie (elżbietanki – red.) pracuje w Tanzanii od czterech lat. Zostałyśmy poproszone przez miejscowego biskupa o wykończenie i prowadzenie centrum medycznego. Ze względu na brak personelu medycznego i konieczne przebudowy budynku centrum nie jest w pełni otwarte i działa jako przychodnia zdrowia z możliwością hospitalizacji kilku pacjentów. W ciągu najbliższych kilku miesięcy planujemy otwarcie oddziału położniczego, a następnie oddziału chorób tropikalnych.
Pracujemy także z dziećmi z naszej parafii, organizując spotkania przygotowujące do udziału w niedzielnej Mszy św., zajęcia sportowe, plastyczne i teatralne. Wspomagamy też ubogie rodziny oraz prowadzimy akcję „Adopcja serca”, umożliwiającą ubogiej młodzieży naukę w szkole średniej. Od nowego roku rozpoczynamy budowę przedszkola, w którym chciałybyśmy także popołudniami prowadzić kursy wyrównawcze dla dzieci, które ze względów finansowych nie mogły kontynuować nauki w szkole podstawowej, a chciałyby do niej wrócić.
Nie brakuje pomysłów i planów, ale ciągle jesteśmy na poziomie rozeznania, co jest wolą Pana Boga. Tutejsi ludzie w pierwszej kolejności dostrzegają w nas osoby białe – „mzungu” – bogate i wykształcone, często myślą: „Wy musicie nam dać za darmo, bo jesteście z bogatej Europy”. Dziwią się też, że pracujemy fizycznie i nie mamy służących. Zarówno my, jak i oni zmagamy się z pewnymi stereotypami we wzajemnych kontaktach, przekraczamy schemat „potrzebującego i dobroczyńcy”. Myślę, że jednym z naszych pierwszych zadań jest pomoc w przywróceniu poczucia godności i wartości ludziom, nie tylko Tanzanii, ale i całej Afryki. Człowiek biały jest uważany za kogoś lepszego i nawet czasami spotykam komentarze: „Gdybym miał, miała taką skórę jak ty...”.
Kilka razy tutejsi ludzie wyrażali radość i zdziwienie, że mówię do nich w ich języku suahili (jednym z ok. 120 języków tego kraju). Pewien mężczyzna powiedział, że jest mu źle, kiedy wielu ludzi z innego kontynentu mieszka tu latami, a nawet nie próbuje poznać ich języka, nie traktuje ich jak ludzi, a przecież wszyscy nimi jesteśmy, bo stworzył nas jeden Bóg.
Ważne są wszystkie dzieła prowadzone, żeby w celowy sposób pomagać ludziom, ale Pan Bóg objawia się tam, gdzie my po ludzku nie planujemy, tworzy przestrzeń ewangelizacji, której nie widzimy. Przez, czasami mało owocne, wysiłki poznania języka i kultury oraz sam fakt mieszkania z tutejszymi ludźmi zasiane zostaje ziarno wiary, że Bóg jest z każdym z nich, oraz nadziei lepszego, bardziej sprawiedliwego życia.
Potencjał i ryzyko
Do naszej wspólnoty należą obecnie także cztery siostry tanzańskie oraz cztery kandydatki przygotowujące się do nowicjatu. Również międzynarodowa wspólnota jest znakiem jedności i równości przed Panem Bogiem każdej z nas. Jesteśmy zaczynem, małym ziarenkiem na tanzańskiej glebie, ciągle czekającym na deszcz. Nie wiemy, co z tego wyrośnie i jakie jeszcze podejmiemy dzieła, ale po prostu chcemy być otwarte.
Oczywiście, trudno byłoby pominąć fakt, że to my, jako misjonarki, czerpiemy wiele bogactwa z życia w innej kulturze. Jeden z misjonarzy, który pracuje tutaj ponad 40 lat, powiedział kiedyś, że kiedy rozpoczynał misyjną pracę, był zaskoczony, że tubylcy znali 10 przykazań i nawet podejmowali pokutę za grzechy. Tak samo my dziś jesteśmy zainspirowane religijnością i duchem wiary mieszkańców Tanzanii. Kościół jest pełen ludzi z każdej grupy wiekowej, a liturgia żywa i kolorowa. Właściwie pojęcie niewiary w Boga nie istnieje. Może też z tego powodu jest to miejsce działalności i powstawania nowych sekt. Wiara jest entuzjastyczna i radosna, obecna w życiu codziennym i publicznym. Właściwie na każdym autobusie czy busie widoczne są cytaty z Pisma Świętego. Jest to ogromny potencjał, ale i ryzyko pójścia w niewłaściwą stronę. Niemniej tym, czego możemy się od Afrykańczyków uczyć, jest gorliwość w przeżywaniu i wyrażaniu wiary, z której ludzie są dumni i w której pokładają nadzieję.
Nie skarżą się na kapłana
Jeżeli chodzi o trudności i wyzwania, są to nie tyle tropikalne choroby, co płynący z Zachodu kult pieniądza i przyjemności. Starsze pokolenia, które praktykowały jeszcze zwyczaje plemienne (...), martwią się o swoje dzieci i wnuki, które porzucają wszel- kie zasady, a naśladują wzorce z zagranicznych z filmów. Jeden z tanzańskich nauczycieli powiedział: „Wszystko, co dostawaliśmy z Europy i Ameryki, było zawsze dobre, a teraz boimy się o nasze dzieci, że bezkrytycznie przyjmą truciznę, którą do nas przynosicie”.
Trzy światy: plemiennych wierzeń, Ewangelii i nieograniczonej konsumpcji bardzo silnie ścierają się w tutejszym społeczeństwie. W każdej wiosce można spotkać liczne stragany z amuletami i „lekami” lokalnych czarowników tuż obok chylących się drewnianych budek z logo Coca-Coli na blaszanych dachach, w których można kupić karty do telefonów komórkowych. Takich obserwacji można dokonać przy akompaniamencie muzyki z głośników jednego z wielu „kościołów”, który właśnie prowadzi akcję „ewangelizacyjną”.
Ludzie są często wewnętrznie rozdarci i zagubieni. Nadal brakuje odpowiedniej liczby kapłanów, którzy by mogli wskazać drogę. W naszej parafii proboszcz musi dojeżdżać do 30 kościołów. Na szczęście dużą rolę pełnią w lokalnym Kościele osoby świeckie. Są miejsca, np. wyspy na Jeziorze Wiktorii, gdzie kilkadziesiąt lat po odejściu ojców białych wiara jest przekazywana z pokolenia na pokolenie dzięki rodzicom i katechistom organizującym nabożeństwa i nauczającym ludzi.
Wszyscy katolicy w kraju należą do grup kościelnych, których może być w jednej parafii nawet więcej niż 100. Grupy spotykają się raz w tygodniu, modlą się i dzielą doświadczeniem wiary, a także organizują pomoc dla potrzebujących i odwiedzają chorych. Tu nikt nie skarży się na nieodpowiedniego kapłana. Tanzańczycy są wdzięczni za jego obecność i sami biorą odpowiedzialność za rozwój i pielęgnowanie wiary. Wierni czują się współodpowiedzialni za Kościół i kapłana. Jestem wdzięczna Panu Bogu, że mogę mieć swój malutki udział w życiu Kościoła i ludzi w Maganzo.
Ciągle się uczę, poznaję, ale z nadzieją, że pewnego dnia będę mogła więcej dać. W imieniu mieszkańców Maganzo i moich współsióstr proszę o modlitwę za naszą parafię i misję. Istnieje też możliwość włączenia się w akcję „Adopcji serca”. Osoby zainteresowane proszę o kontakt mailowy: s.monikacsse@gmail.com. Również dziękuję bardzo za liczne wyrazy pamięci i życzliwości, z którymi się spotykam.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.