Po co iść pieszo 800 km albo 1000 km do Santiago de Compostela, zamiast pojechać samochodem albo polecieć samolotem? Bo tu chodzi o spotkanie… z samym sobą, drugim człowiekiem i jeszcze Kimś.
Wyjście z progu domu
W tym roku do Santiago wyruszyła także elżbietanka s. Assumpta Capar, która jest obecnie przełożoną domu zakonnego w Nowej Soli. – Myśl o pójściu do Santiago de Compostela krążyła w moim sercu kilka lat wcześniej. Jednak wyraźnie pojawiła się dwa lata temu, gdy wchodziłyśmy z moją przyjaciółką s. Bernadettą do Lourdes i zobaczyłyśmy charakterystyczną muszlę znakującą Szlak Jakubowy – wyjaśnia s. Assumpta. – Wcześniej marzyło mi się, aby pójść z progu mojego domu, ale tu, w Lourdes dokonało się coś ważnego w moim sercu. Tutaj Bóg odsłaniał mi tajemnicę o miłości, aż po krzyż, więc Lourdes stało się „progiem mojego domu” – dodaje.
Pielgrzymka rozpoczęła się 14 lipca 2015 roku od Mszy św. w grocie w Lourdes. Siostry wybrały piękną trasę El Camino del Piamonate do San Jean Pied de Port, a później Drogą Francuską do Santiago i dalej nieplanowaną wcześniej Camino Finisterre. Razem dało to około 1040 km. – Decyzja wyboru tej drogi wiązała się z naszym pragnieniem, by każdego dnia uczestniczyć we Mszy św., bo przecież nie ma dla nas większego dobra na ziemi. Dlatego też nie trzymałyśmy się etapów wyznaczonych przez przewodniki, ale tak dzieliłyśmy trasę, by uczestniczyć w Eucharystii – wyjaśnia siostra.
Nie było to takie proste ani we Francji, ani w Hiszpanii. Czasem trzeba było nadłożyć kilometrów w piekącym słońcu. – Wiedziałyśmy, że tego dnia nie ma nigdzie na trasie Mszy św. Ewangelia w tym dniu mówiła wyraźnie, że Jezus wędrował z uczniami, zatem starałyśmy się być wrażliwe na Jego obecność, rozważać i dzielić się słowem Bożym. Rozmawiałyśmy o tym, że my bardzo pragniemy przyjąć Jezusa, a jeśli On będzie chciał, to nawet anioła może do nas posłać z Komunią św. Doszłyśmy w południe do Mauleon i podczas naszego odpoczynku w kościele przyszedł ksiądz. Nie mógł nam odprawić Mszy św., ale udzielił Komunii. Nie wiemy, czy to był anioł, ale wiemy, że na pewno przysłany od Boga – opowiada siostra o drodze jeszcze po Francji.
– Piękne były momenty, gdy Bóg odkrywał przed nami swoje pełne miłości od Oblicze, ale trudniejsze, gdy Bóg odkrywał moje, nie zawsze pełne miłości, a czasem nawet bardzo egoistyczne. Jednak to bardzo cenne odkrycia. Droga uczyła mnie być piękniejszą. Przy okazji też dojrzewała nasza przyjaźń – dodaje.
Nie ustać w drodze
Historii wyjątkowych doświadczeń Bożego prowadzenia i ludzkiej życzliwości starczyłoby na cykl artykułów. – Do Santiago doszłyśmy 13 sierpnia rano. Dzień wcześniej zatrzymałyśmy się w polskim schronisku na Monte do Gozo, by wyspowiadać się i przygotować do wejścia. Doświadczyłyśmy tu wielkiej dobroci od wolontariuszy. Szczególnie jesteśmy wdzięczne za wypranie i wyprasowanie habitów. Takie czyściutkie mogłyśmy stanąć przed św. Jakubem. W Santiago spędziłyśmy cały dzień na modlitwie – wspomina elżbietanka.
Pielgrzymka to też okazja do świadectwa. Siostry doświadczył tego szczególnie na 100 ostatnich kilometrach. – Tam chyba więcej idzie turystów niż pielgrzymów. Pamiętam, że nagle zrobiło się bardzo tłoczno, głośno, zginęła atmosfera braterstwa pielgrzymów. Bardzo mnie męczyło i denerwowało, gdy ludzie robili nam zdjęcia jak jakiejś atrakcji turystycznej. Choć starałyśmy się znosić to cierpliwie, muszę przyznać, że miałam dość. Aż do momentu, gdy w barze podeszła do nas dziewczyna, mówiąc, że pierwszy raz w życiu widzi „religijne panie”. Przedstawiła się jako niewierzącą i zapytała nas, dlaczego wierzymy, dlaczego w nas tyle radości, którą widziała w drodze… Trudno było w obcym języku odpowiedzieć na te pytania, ale pomyślałyśmy sobie, że jeśli fotografia z nami ma zrodzić choćby tylko pytanie o Boga, warto się poddać – uśmiecha się zakonnica.
– Nawet na takim szlaku bardzo mocno widać, że w Europie wiara umiera. Świadczą o tym nie tylko jaskółki w otwartym kościele w Sainte Colombo. W Hiszpanii jest wiele symboli religijnych oraz kościołów, ale zazwyczaj zamkniętych. Na Mszy św. garstka ludzi. Nawet spośród pielgrzymów, choć wiemy, że tu idą ludzie wierzący i niewierzący, niewielu zachodzi do kościoła. Pielgrzymka pogłębiła we mnie pragnienie niesienia Boga. Nasze pójście z Santiago na tak zwany „Koniec Świata” Finisterre było takim symbolicznym pójściem dalej i niesieniem Tego, czego doświadczyłyśmy w drodze „na cały świat”. Chciałabym „nie ustać w drodze” – dodaje.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).