Bycie misjonarzem to nie tylko katechizacja i przygotowywanie do sakramentów. Aby dotrzeć do człowieka, czasem trzeba wyruszyć na górską włóczęgę.
Misjonarz z naszej diecezji i nasz były szef ks. Witold Lesner jest na Kubie już przeszło 9 miesięcy. Postanowiliśmy sprawdzić, co u niego słychać. Miewa się dobrze, a nawet myśli o przyjeździe z Kubańczykami na Światowe Dni Młodzieży do Krakowa w przyszłym roku. Na razie jednak wybrał się z młodymi na górską wędrówkę. – To była ich inicjatywa. Chcieli wspólnie spędzić ze sobą czas. Do mnie przyszli tylko zapytać: „Y qué Padre, podemos?” (I jak, ojcze, możemy?). Z czasem pomysł z jednego dnia wydłużył się do dwóch oraz poszerzył o osoby z dwóch kolejnych parafii. Ostatecznie do parafii św. Józefa w miejscowości Guisa, w której jestem proboszczem, przyjechało ponad 20 osób – opowiada ks. Witek.
Msza na Wzgórzu Nieba
Nocne oglądanie filmu, Msza odprawiana w górach i kilkugodzinna wędrówka do Rio Macho złożyły się na całość wyprawy. – W piątek po południu wynajętą guaguitą (miniautobusem) przyjechali goście z sąsiednich parafii i – jak to u Kubańczyków bywa – rozpoczęliśmy od meriendy (podwieczorku, przekąski): bocadillo (kanapki) i refresco (napój). Później, by nas trochę rozruszać, Vitico, który jest parafialnym animatorem muzyki, ale i dyplomowanym animatorem kultury, poprowadził śpiew. Ale nie były to pobożnościowe piosenki, lecz karaibskie szlagiery. Inne u młodych Kubańczyków nie przejdą – tłumaczy misjonarz. – Później spaghetti, a po nich film „Bóg nie umarł”. W założeniu mieliśmy iść wcześnie spać, bo wstawanie planowane było na 5.00 rano, ale to się nie udało. Dopiero około 1.00 zrobiło się cicho. Młodzież spała w parafialnej salce. Następnego dnia pobudka skoro świt, szybkie śniadanie i wyjście w góry. Na postoju, po wejściu na pierwszy szczyt, była Msza św.
– Piękne widoki w jej przeżywaniu bardzo pomagały. A później dalsza droga. Kolejny szczyt nosił nazwę Loma del Cielo (Wzgórze nieba). I faktycznie na tę nazwę zasługiwał, jeśli pod uwagę wziąć krajobraz – opowiada ks. Witold. – Dotąd szliśmy łatwym szlakiem. Później było znacznie trudniej. Weszliśmy w gęsty, górzysty las. I odtąd właśnie można było usłyszeć pierwsze: „Ya no puedo mas” (Już więcej nie mogę). Jednak zawsze znalazło się męskie ramię spieszące z pomocą. I uśmiech, i słowa pociechy: „No tengas miedo, te ayudaré” (Nie bój się, pomogę ci) – dodaje. Po kolejnej godzinie przebijania się przez las wędrowcy zobaczyli zielonkawą taflę wody. To Rio Macho! – Mnie osobiście okolica przypominała nasze Pieniny... Zanim ostatni dotarli na miejsce, pierwsi już się kąpali. A było warto. Chłodna woda koiła zmęczenie. I znowu był czas na meriendę. Tym razem suchary z majonezem. Oni naprawdę to lubią! A później to już każdy robił to, na co miał ochotę.
Niektórzy nie wychodzili z wody, inni grali i śpiewali, grali w piłkę, a niektórzy prowadzili poważne dysputy – mówi misjonarz. – Większość odważyła się zanurzyć w ciemność pobliskiej groty. Z pochodniami, z błyszczącymi od emocji oczami, niekiedy na czworakach, a czasami nawet czołgając się, doszliśmy do wewnętrznego jeziorka i stalaktytów... Po południu, w drodze powrotnej, jeszcze częściej można było słyszeć: „No puedo! Y todavía, falta mucho?” (Nie mogę. Dużo jeszcze brakuje?). – Ale jednak już po powrocie, a szczególnie przy pożegnaniu, często powtarzały się słowa: „Hasta prócima vez!” (Do następnego razu!) lub „Padre, cuándo otra excurión?” (Ojcze, kiedy następna wycieczka?) – uśmiecha się ks. Witold.
Si Dios quiere!
Duszpasterstwo młodzieży na Kubie nie jest w swojej szczytowej formie. – Nie ma widocznego, zewnętrznego nacisku ze strony władz, by nie mieszać się w sprawy wiary, ale jednak aktywne bycie w Kościele nie jest modne. Niemniej młodzież w grupkach parafialnych jest. Szału nie ma, ale są. Dla przykładu – w parafii w Guisie, liczącej 37 tys. mieszkańców, regularnie w spotkaniach uczestniczy 6–7 osób, a w „godzinie szczytu” jest ich dwa razy tyle. Jednak już na diecezjalne wielkanocne spotkanie młodych z parafii pojechało niemal 30 osób. Młodzi mają świecką animatorkę i plan formacyjny. Pomagają również w duszpasterstwie, m.in. w śpiewie, katechizacji, przygotowaniu do sakramentów, a także we wszystkich 8 „comunidades” (wspólnotach), które tworzą parafię – tłumaczy ks. Witold. – Na mój gust, brakuje jednak kubańskim duszpasterzom pomysłu, co z nimi i dla nich zrobić. Nie za bardzo można organizować pielgrzymki piesze czy rekolekcje typu oazowego, a w ścianach salek katechetycznych im duszno. Nie mają też żadnych wzorców, do których mogliby się odnieść. Mam nadzieję, że w związku z tym uda się zorganizować jakąś konkretną grupkę na przyszłoroczne Światowe Dni Młodzieży w Krakowie. Si Dios quiere! (Jeśli Bóg pozwoli!), jak często powtarzają – dodaje.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nie było ono związane z zastąpieniem wcześniejszych świąt pogańskich, jak często się powtarza.
"Pośród zdziwienia ubogich i śpiewu aniołów niebo otwiera się na ziemi".
Świąteczne oświetlenie, muzyka i choinka zostały po raz kolejny odwołane przez wojnę.
Boże Narodzenie jest również okazją do ponownego uświadomienia sobie „cudu ludzkiej wolności”.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.