Orzeczenie Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w sprawie sparaliżowanego Vincenta Lamberta budzi poważne wątpliwości.
Na łóżku leży wielka marchew. Stojący obok pingwin: „Popatrzcie! Mój syn poruszył włosami! To dowód, że żyje!”. Drugi pingwin: „Ale to wiatr, proszę pani”. „Co z tego? Czyż wiatr nie jest znakiem od Boga?”. Taki rysunek w formie minikomiksu ukazał się we francuskim dzienniku „Le Monde” 14 czerwca w reakcji na apel matki Vincenta Lamberta o uchronienie jej syna od śmierci. Mamy tu typową, prymitywną ilustrację podejścia mediów głównego nurtu do problemu – pomieszanie kpiny z człowieka jako „warzywa” i oczywiście kpiny z religii, bo jego rodzice to katolicy. Ta oficjalna pogarda funkcjonuje w wielu odsłonach, w szeroko kolportowanych słowach o „faktycznym trupie” czy „integryzmie katolickim” rodziców, najbliższych i tych wszystkich, którzy nie chcą śmierci 38-letniego mężczyzny leżącego w szpitalu w Reims. Vincent Lambert od ponad dwóch lat pozostaje w centrum prawnej bitwy, by – poprzez orzeczenie Europejskiego Trybunału Praw Człowieka (ETPC) – stać się symbolem precedensu na miarę naszego kontynentu. Na początku czerwca Trybunał orzekł (stosunkiem głosów 12:5), że pozbawienie go żywności i wody (tj. uśmiercenie) nie pogwałci prawa do życia określonego w art. 2 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka. To jednak nie koniec tej historii.
Niektóre polskie media, poprzez pewien automatyzm, podawały, że Vincent Lambert to umierająca osoba w śpiączce, co prowadziło do wyobrażenia, że jest podłączony do aparatury podtrzymującej życie. To publiczne wyobrażenie utrzymywało się również we Francji, choć media na bieżąco relacjonowały perypetie jego sprawy. Pięć dni po orzeczeniu ETPC ów obraz radykalnie się zmienił, kiedy szkolny kolega Vincenta, należący do stowarzyszenia walczącego o jego ocalenie, opublikował w internecie krótki film wideo (www.youtube.com/watch?v=x5wBOz627wU), nagrany w szpitalu w dniu decyzji Trybunału. Film stał się taką sensacją, że pokazały go wszystkie francuskie kanały telewizyjne, choć tylko dwa z nich nie zakryły tego, co w nim najważniejsze: twarzy i oczu pacjenta. Francuski odpowiednik KRRiT (CSA) wszczął przeciw nim dochodzenie, gdyż Vincent Lambert nie wyraził zgody na publikację swego wizerunku. Nie wyraził, bo nie mógł – nie pozwala na to stan jego zdrowia. Tym niemniej „mleko się rozlało”. Miliony ludzi zamiast „trupa” ujrzały inwalidę, który mógłby należeć do każdej kochającej rodziny z sąsiedztwa. Nie, Vincent Lambert nie jest osobą, którą wystarczy „odłączyć”, bo do niczego nie jest na stałe podłączony. Nie jest też w śpiączce ani w agonii. Idzie jedynie o rozstrzygnięcie, czy pozostaje obiektem „uporczywej terapii”, czy nie.
Problem rurki
Vincent był w śpiączce jedynie bezpośrednio po swoim wypadku (drogowym) w 2008 roku. Wybudził się z niej, ale na skutek ran głowy część jego mózgu jest uszkodzona. Jego stan określono jako „stan świadomości minimalnej dodatniej”, tzn. choć nie sposób się z nim normalnie skontaktować, reaguje na głosy, światło i podobne wyraźne czynniki zewnętrzne. Lekarze nie są w stanie jednoznacznie stwierdzić, czy odczuwa jakiś ból.
Miał trudności z przełykaniem, więc zaczęto go odżywiać sztucznie poprzez wprowadzanie rurki do żołądka. Według lekarza przez lata opiekującego się Vincentem, dr. Erica Karigera, wprowadzanie tej rurki oznacza terapię, co jest podstawą do orzeczenia o „uporczywym leczeniu” w sytuacji, gdy stan ogólny pacjenta nie rokuje żadnej poprawy. W kwietniu 2013 r. doktor Kariger podjął decyzję o zaprzestaniu odżywiania pacjenta i ograniczeniu podawania wody. Jedyną osobą z rodziny, z którą to skonsultował, była żona Vincenta, Rachel. Rodzice i reszta rodziny dowiedzieli się o wszczęciu tej procedury przypadkiem i natychmiast zaalarmowali miejscowy sąd administracyjny, który w trybie pilnym nakazał wznowienie odżywiania. Vincent przeżył 17 dni bez jedzenia, a jego przypadek stał się „medialny” ze względu na rozdarcie, które dotknęło jego rodzinę. Dr Kariger wyjaśnił, że nie pytał o zgodę rodziców ani jego braci i sióstr, bo według niego są oni „dżihadystami katolickimi”…
Ordynator uparł się i w grudniu tego samego roku, mimo sprzeciwu rodziców i części rodzeństwa (młodsi wzięli stronę żony zgadzającej się na zaprzestanie odżywiania), ponowił procedurę „przerwania uporczywej terapii”. I tym razem sąd administracyjny ją przerwał, a Vincent przeżył 31 dni bez jedzenia. W tej sytuacji Rachel zwróciła się o rozstrzygnięcie do Rady Stanu (odpowiednik polskiego NSA). Wtedy mieszkała już w Belgii, gdzie pojechała ułożyć sobie życie. Nikt z rodziny nie miał do niej o to pretensji, przez lata była bez wątpienia oddaną żoną, jednak rodzice i inni bliscy, którzy codziennie odwiedzają Vincenta w szpitalu, nie zgadzają się z nią w fundamentalnej kwestii jego życia i śmierci. W czerwcu zeszłego roku Rada Stanu, opierając się na ekspertyzie, z której wynikało, że stan pacjenta pogorszył się do „wegetatywnego” (jego reakcje są najprawdopodobniej całkowicie nieświadome), dała zielone światło dla zaprzestania odżywiania. To wtedy matka Vincenta – Viviane – odwołała się do ETPC, co było jedynym sposobem na zawieszenie wykonania tego wyroku.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.