Nie pękam na robocie

Kiedyś jego widok wzbudzał strach na mieście. Wystarczyło powiedzieć: „Znam Maxa z Giszowca” i najwięksi gangsterzy tracili pewność siebie.

Reklama

Ważniejszy od wróbla

Wcześniej nigdy, nawet kiedy byłem blisko Boga, nie nazywałem Go Tatą. A od tego momentu stało się to tak naturalne, że już inaczej do Niego nie potrafię powiedzieć. W moim życiu zaczęły dziać się cuda. Nagle wokół mnie obudziło się tyle dobra. Tata opiekuje się mną każdego dnia. Wiem dokładnie, co znaczą słowa: „Nie troszczcie się o to, co będziecie jeść, gdzie mieszkać. Starajcie się najpierw o królestwo Boże”. Przerobiłem je na własnej skórze. Jestem przykuty do wózka. Z powodu choroby nie podejmę, póki co, pracy. ZUS odmówił mi prawa do renty... Właściwie powinienem umrzeć z głodu. A Tata stale posyła do mnie ludzi, którzy mi pomagają. To moi przyjaciele, których kocham i dzięki którym w zasadzie żyję.

Bóg uruchomił lawinę miłości! On to wszystko niezwykle precyzyjnie opracował. Jeden z moich przyjaciół jeździ ze mną regularnie do Krakowa na leczenie. Oprócz tego muszę dojeżdżać trzy razy w tygodniu na opatrunki. Zawsze znajduje się ktoś, kto mnie zawiezie do szpitala na Murcki. Faktem jest, że to dość uciążliwe, bo trzeba kogoś absorbować, a to już trwa kilka miesięcy. Kombinuję logistycznie, do kogo dzwonić, żeby za często nie obciążać tych samych ludzi. Natomiast tydzień temu straciłem koncepcję. Wysłałem esemesa do paru osób i żadna nie mogła w poniedziałek przyjechać. Jeszcze przyszedł ministrant i mówi: „Panie Adamie, dzisiaj jest taka sytuacja, że obiadu nie będzie”. A obiady dostaję z probostwa. Mówię: „Luzik! Coś tam sobie przygotuję”. I zaczynam kroić cebulę.

Przy tej cebuli przyszły wątpliwości. W zasadzie powinienem totalnie zaufać Bogu. Ale odezwało się moje stare „ja”… Mówię: „Tato, nie mam pojęcia, jak jutro dojechać do szpitala. Jak mi czegoś nie załatwisz, nie jadę!”. Za chwilę telefon. Dzwoni kumpel, tata tego ministranta, co był wcześniej. „Podobno dzisiaj bez posiłku jesteś?”. „Nie, coś tam zjem”. „A może byś wolał roladę?”. „Roladę bym wolał zawsze”. (śmiech) Trochę porozmawialiśmy, mówię mu o sytuacji, a on pyta: „O której tam jutro musisz być?”. „No, tak koło 11.00…”. „Hm, w zasadzie ja do pierwszej mam czas, to cię zawiozę”. Gdy odłożyłem telefon, to musiałem Tatę przeprosić. Bo okazało się, że załatwił mi dojazd na cały tydzień.

Zajmij się tym

Taka to jest ta moja relacja z Ojcem. Ja mu mówię o moich trudnych sprawach, a On zaraz te problemy rozwiązuje. A takich sytuacji było mnóstwo na przestrzeni lat. O, na przykład ta z butami. Lekarze kazali mi zamówić specjalne buty w Krakowie, które kosztowały ponad 1000 zł. Cena kosmiczna! Jechałem z Krakowa i martwiłem się: „Co teraz? Nie będę mieć butów, nie wyjdę nigdy z domu”. Wróciłem wieczorem i od razu zerwałem kartkę z kalendarza. Mam taki kalendarz z cytatami Pisma Świętego. A tam słowa na kolejny dzień: „Nie zostawię cię ani cię nie opuszczę, mówi Pan”. Od razu przestałem się martwić, a za kilka dni już miałem całą kwotę na te buty. Jedna z koleżanek zapytała w majlu: „Jak tam w Krakowie?”. Opowiedziałem jej trochę, wspomniałem też o tych butach. Duch Święty ją natchnął, puściła dalej wici, no i ludzie zaczęli nagle przychodzić do mnie: „Słuchaj, Adam, tu są pieniądze na te buty, co ci mają robić, chcieliśmy się też dołożyć…”.

Tata troszczy się o wszystko! Nawet o junkers, którego mam w swojej łazience. Jeszcze przed moim nawróceniem zaczął przeciekać. Nie dbałem wtedy o mieszkanie. 500 złotych, które musiałbym przeznaczyć na naprawę, wolałem wydać na piwo. Kupiłem za parę złotych poxilinę i dumny z siebie zakleiłem dziurę. Za jakiś czas woda kapała już nie z jednego, a z kilku otworów. (śmiech) Powtarzałem operację z poxiliną, dopóki z junkersa nie zaczęła wypływać Niagara. (śmiech) Wtedy byłem już unieruchomiony na wózku. Woda musiała być stale zakręcona. Żeby umyć w kuchni garnki, musiałem odkręcać główny zawór. I tak jeździłem na tym wózku tam i z powrotem po mieszkaniu.

W pewnym momencie byłem już tym zmęczony. Kiedyś rano stałem w łazience, patrzyłem, jak ta woda kapie, i zacząłem się modlić: „Tato, wiesz, że w tej chwili kompletnie mnie nie stać na nowy junkers. Tobie oddaję ten problem, ale jeśli taka jest Twoja wola, to będę się dalej męczył z tym zaworem”. Minęła godzina, dzwonek do drzwi. Na progu sympatyczna pani z administracji mieszkaniowej. „Witam, panie Adamie, pamięta mnie pan? Idę do pracy i tak wpadłam zapytać, jak się pan czuje”. W życiu nie słyszałem, żeby pani z administracji przyszła zapytać, jak się czuje jakiś mieszkaniec. (śmiech)

Zaprosiłem panią do środka, usiadła, porozmawialiśmy i na odchodne ona mówi: „Ciężko pan ma. Gdyby potrzebował pan jakiejś pomocy, proszę dać znać”. Coś mnie tknęło i pokazałem jej ten cieknący junkers. Pani się przeraziła i zadzwoniła po gościa z administracji. Tego samego dnia piec gazowy był naprawiony.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

TAGI| KOŚCIÓŁ

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama