Ma siedem i pół centymetra. Z koroną dziewięć.to najmniejsza na świecie koronowana figurka Maryi. W sanktuarium w Gidlach dzieją się od lat wielkie cuda.
W przyszłym roku będą tu świętować jubileusz 500-lecia, od kiedy została wyorana przez rolnika Jana Czeczka pośrodku pola, gdzie nikt nie chodził i nie mógł jej porzucić. W tym samym czasie w Meksyku objawiła się Matka Boża z Guadalupe. – Podobnie jak o tamtym wizerunku, również i o tym mówią, że pochodzi nie z tej ziemi – opowiada przeor o. Andrzej Konopka. – Jest z niespotykanego w Polsce kamienia wulkanicznego, a tutaj, na skraju Jury Krakowsko-Częstochowskiej, dominują piaskowiec i wapień.
Można schować ją w dłoni, ale po co, skoro i tak ledwie ją widać w złoconym ołtarzu bocznej kaplicy kościoła pw. Wniebowzięcia NMP. Za to w oczy rzucają się Jej cuda. Nie ma tygodnia, żeby nie przychodziły listy czy nie pojawiali się ludzie, którzy opowiadają o uzdrowieniach na ciele i duszy za Jej wstawiennictwem. Przeor trzyma w dłoniach świętą figurkę tylko raz do roku, podczas majowej „kąpiółki”. Zgodnie z obyczajem dokonuje jej zanurzenia w białym winie gronowym, które potem zabierają w ampułkach pątnicy. Smarowanie nim bądź picie działa jak cudowne lekarstwo. – Kiedy wierni pytają, jak je stosować, odpowiadam, że na ulotkach lekarstw pisze, aby w razie wątpliwości skontaktować się z lekarzem bądź farmaceutą – mówi. – Więc, proszę, poradźcie się Matki Bożej.
Dopiero patrząc na figurkę z bliska, mogę zobaczyć, jak rysy twarzy maleńkiej Madonny i Jej Syna są napełnione nieziemską błogością. Jakby zostały wrzucone z innej rzeczywistości w nasz świat. Oboje mają zamknięte oczy, ale to niepotrzebne, by widzieć, co komu potrzeba.
Matka pod habitem
Ogromny barokowy kościół wyrastający pośród pól, w którym mieści się kaplica Matki Bożej Gidelskiej, wybudowali ojcowie dominikanie. W 1615 r. zostali sprowadzeni do wsi przez fundatorkę kasztelanową Annę Dąbrowską, żeby cieszącą się kultem figurkę, umieszczoną w drewnianej kapliczce, przenieść w godniejsze miejsce. Teraz przypominająca dziuplę w drzewie kapliczka znajduje się obok złoconego ołtarza z figurką. Przez cały obecny rok w sanktuarium świętuje się 400-lecie sprowadzenia ojców dominikanów na placówkę. Przyszło im wznosić świątynię w nadzwyczajnych okolicznościach – 35 km od obleganej Jasnej Góry, w czasie potopu szwedzkiego.
– Jak trwoga, to do Boga – przeor zastanawia się, w jaki sposób w tak trudnym okresie polskich dziejów udało się tak wielkie dzieło. – Ludzie potrzebowali znaku obecności Boga. Był to też pewnie gest błagania o pokój. W czasach wojennej biedy dominikanie oddali na budowę srebra ofiarowane jako wota za uzdrowienia. W historii ich opieki nad Matką Bożą były dramatyczne momenty. W 1912 r. w klasztorze został tylko jeden zakonnik – o. Gabryel Świtalski, który był wcześniej „zesłany” do Gidel w ramach kasaty klasztoru w Warszawie.
– Klasztor gidelski miał umrzeć – opowiada przeor. – Tu był zabór rosyjski i car Aleksander II wymyślił świetny sposób, żeby zniszczyć polski Kościół. Likwidował klasztory, a ich mieszkańców wysyłał do jednego, tzw. etatowego. Wcześniej w Gidlach mieszkało siedmiu zakonników, a kiedy uznano go za „etatowy” i 27 listopada 1864 przyjechał „transport” z Warszawy, nagle zrobiło się tłoczno od 39 osób. Jak relacjonuje o. Świtalski (przez 30 lat przeor w Gidlach), świadek tamtych wydarzeń, mnisi musieli spać na sianie, na posadzkach zimnych korytarzy. W 1912 r., już jako schorowany starzec, został w klasztorze sam, bo zaborcy zakazali przyjmowania kandydatów do zakonu. Modlił się, by doczekać powrotu braci zakonnych, którym przekazałby pałeczkę. To życzenie spełniło się w 1916 r. Tuż przed jego śmiercią do Gidel przybył o. Jordan Stano, dominikanin z Galicji.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).