Jak sam mówi, jest jedno- osobowym klasztorem w stolicy jednego z najbardziej zateizowanych krajów na świecie. Z pochodzącym ze Szczecinka dominikaninem o. Arturem Modzelewskim, który od 10 lat pracuje w Estonii rozmawia ks. Wojciech Parfianowicz.
Ks. Wojciech Parfianowicz: Czy rzeczywiście z wiarą w Boga jest w Estonii aż tak źle?
O. Artur Modzelewski: W tym niewielkim kraju mieszka 1,3 mln ludzi. Chrześcijanie to niecałe 10 proc. społeczeństwa. Katolików jest garstka, zaledwie 0,5 proc., czyli ponad 6 tys. osób, z których tak naprawdę z Kościołem identyfikuje się ok. 3 tys. Prawie 80 proc. społeczeństwa nie uznaje Boga w ogóle. Nie mają żadnego związku z jakąkolwiek religią.
Co jest przyczyną takiego stanu rzeczy? Kilkadziesiąt lat komunizmu zrobiło swoje?
Owszem. W momencie odzyskania niepodległości w roku 1991 r. w kraju był tylko jeden ksiądz katolicki. Ale przyczyn estońskiej niechęci do chrześcijaństwa trzeba szukać głębiej. Można powiedzieć, że tożsamość Estończyków budowana jest w opozycji do religijności. Jest to kraj, który od samego początku miał niewiele okresów niezależności. Cała jego historia to pasmo ciemiężenia i zależności od innych. Kościół to była instytucja, która przychodziła wraz z najeźdźcą, więc miała zawsze oblicze okupanta – niemieckiego, szwedzkiego, duńskiego czy rosyjskiego. Estończycy nie mieli okazji ciepłego spojrzenia na Kościół. Religia kojarzyła im się z wrogiem. Nie była to dobra perspektywa dla zrozumienia, czym naprawdę jest Ewangelia.
Czyli Kościół był dla Estończyków jakby ciałem obcym?
Tak. Szczególnie Kościół katolicki, który od reformacji w Estonii prawie nie istniał. Zresztą widać to po samym duchowieństwie. Nigdy w historii Kościoła katolickiego w Estonii nie było biskupa pochodzenia estońskiego. Dziś też jest nim Francuz. Powołanie do kapłaństwa zdarza się średnio raz na 100 lat. Obecnie na całym świecie jest pięciu księży Estończyków – dwóch w Estonii. Reszta duchowieństwa katolickiego to obcokrajowcy.
Jak bardzo takie spojrzenie na Kościół jest odczuwalne dzisiaj?
Zostanie katolikiem wciąż wiąże się z bardzo trudną sytuacją. Konwertyta automatycznie popada w konflikt z rodziną, jest ignorowany, izolowany. Estończycy mają poczucie, że wybierając chrześcijaństwo, szczególnie katolicyzm, zdradza się ideały estońskie. Nie jest to nacjonalizm, ale głębokie przywiązanie do tradycji. Ze względu na historię Estończycy są trochę nadwrażliwi na punkcie swojej niezależności i obaw o jej ponowną utratę. Przyjęcie chrztu jest po prostu rodzajem zdrady.
Jak zatem głosi się Ewangelię tam, gdzie Kościół to ciało obce, a nawrócenie jest zdradą?
Trzeba wziąć pod uwagę mentalność Estończyków, którzy są bardzo zamknięci i nieskorzy do uzewnętrzniania uczuć. Nie jest więc możliwe, aby ewangelizować w sposób dynamiczny i kompleksowy, jak w Polsce. Coś takiego raczej spotka się z odrzuceniem.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wychowanie seksualne zgodnie z Konstytucją pozostaje w kompetencjach rodziców, a nie państwa”
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.