O dobrym słuchu, ołtarzu, który nie jest barykadą, herbacie i siedmiopłatkowych kwiatach z ks. dr. Aleksandrem Radeckim, wikariuszem biskupim ds. duchowieństwa, rozmawia Agata Combik.
Agata Combik: Znajdujemy się w jednym z pomieszczeń wrocławskiej kurii, które różni się wyraźnie od sąsiednich...
Ks. Aleksander Radecki: Tak, zależy mi na tym, by mój pokój nr 24 nie przypominał biura. Chciałbym go oddać Matce Bożej Cierpliwie Słuchającej. Dla mnie Jej obraz wiszący na ścianie obok krzyża św. Benedykta jest przypomnieniem, że mam mieć „czujne pasterskie ucho”, cierpliwie wysłuchać i usłyszeć problemy, z jakimi boryka się dany człowiek. Ten pokój ma stworzyć taki klimat, by każdy, kto tu przyjdzie, wiedział, że będzie wysłuchany. Ważnym elementem wnętrza jest stolik, przy którym można usiąść i porozmawiać. Obok stoi Anioł Dobrej Rady i Uśmiechu.
Wygląda, jakby pilnował przy okazji sporego zapasu kawy…
Kawę mam dobrą i w dużym wyborze. Często toczą się przy niej ważne rozmowy. A przy wejściu, proszę spojrzeć, widać zdjęcie drogi. Jest kręta, ale jednak piękna. Pokazuje perspektywę, prowadzi do celu – nawet jeśli go za tymi zakrętami nie widać. Można sobie snuć przy niej różne refleksje. Może to moja droga?... Obok wisi zegar. Powinien znaleźć się przy nim napis: „Czas ucieka, wieczność czeka”.
Czemu właściwie ma służyć to miejsce?
Tabliczka przy drzwiach informuje, że jestem „wikariuszem biskupim ds. duchowieństwa”. Zaglądają tu księża, ale i świeccy też. Przychodzą pogawędzić, negocjować trudne sprawy, prosić o mediację przy rozwiązywaniu konfliktów, a także wyspowiadać się. Czasem ktoś wpada na kawę, pogawędkę, a ja widzę, że to tylko wstęp; że przyjdzie za tydzień, za miesiąc i powie o tym, co naprawdę leży mu na sercu. Kiedy człowiek jest pogubiony, poraniony, załamany – potrzeba czasu, by zbudować zaufanie. Gdyby ktoś zapytał, co tu się produkuje, to odpowiedziałbym: nadzieję. To ma być pokój nadziei, w którym człowiek zobaczy światełko i odejdzie z podniesioną głową – z moim śląskim pożegnaniem „przyjdą zaś”, czyli: „jesteś tu zawsze mile widziany”.
Jesteśmy przyzwyczajeni do szukania u księży duchowego wsparcia, pomocy, a zapominamy, że i kapłan może mieć swoje trudności, w których potrzebuje pomocy. Czasem wyraźnie widać, że ksiądz ma jakiś problem.
Tak, jeśli ludzie to zauważają, to jest pierwszy dobry krok. Z uwagą patrzymy przecież na kogoś, kto jest dla nas ważny, nieobojętny. Człowiek obdarzony wrażliwością i bystrym okiem może czasem pokojarzyć i dostrzec więcej, niż widzi sam zainteresowany. Warto wówczas pomyśleć, jak można mu pomóc. Oczywiście podstawą jest modlitwa, odwołanie się do Bożej mocy. Co dalej? Warto wejść w dialog. Przyjazna, taka matczyna, siostrzana czy braterska uwaga, jakieś spostrzeżenie, przekazanie księdzu, że na przykład w jego zachowaniu coś może ludzi razić – czego on w ogóle nie widzi – mogą okazać się bardzo cenne. Oczywiście jeśli wypowiedziane są z szacunkiem i życzliwością – bo przecież jako księża mamy też swoją wrażliwość, swoją godność. Łatwo zresztą zauważyć, czy czyjeś słowa są wyrazem autentycznej troski, chęci pomocy, czy nie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).