O dobrym słuchu, ołtarzu, który nie jest barykadą, herbacie i siedmiopłatkowych kwiatach z ks. dr. Aleksandrem Radeckim, wikariuszem biskupim ds. duchowieństwa, rozmawia Agata Combik.
Szczera rozmowa obu stronom może wiele wyjaśnić.
Tak, kiedy boli mnie głowa, warto poznać przyczyny bólu, inaczej próby leczenia mogą okazać się chybione. Czasem powody czyjegoś zachowania, smutku, niecierpliwości czy irytacji okazują się łatwe do wyjaśnienia: umarł mu ktoś bliski, ma zimno na plebanii, martwi się, z czego opłacić rachunki, ktoś go oczernił, złorzeczył mu, dach w kościele przecieka… Oczekujemy od księdza, że będzie łącznikiem między niebem i ziemią, w wielu sprawach nikt go nie zastąpi, ale jest sporo takich, w których to człowiek świecki może kapłanowi zaoferować konkretną pomoc. Jeśli ksiądz pozostaje sam, bez życzliwych współpracowników, skutki mogą być opłakane. Warto podkreślić, że kapłan jest zawsze dzieckiem swojej epoki. Jest taki, jakie są rodziny, społeczeństwo. Potrzeba tu pewnej wyrozumiałości. Jeśli czuję, że coś „zazgrzytało mi w uchu”, może zszokowało w zachowaniu danego księdza, w jego stylu bycia, nie od razu muszę wytaczać najcięższe armaty. Ewangelia podaje „instrukcję obsługi” grzesznika: porozmawiaj w cztery oczy, jeśli nie posłucha – weź jednego czy dwóch świadków, jeśli nie posłucha – donieś Kościołowi. Zapobiegaj złu. Ale pamiętaj: oczekiwanie, że ksiądz będzie pod każdym względem doskonały, jest nierealne.
O ludziach świeckich i duchownych myślimy często: my i oni.
Nieprzyjaciel zawsze będzie próbował wbić pomiędzy nas klina, odebrać autorytet, dobre imię. A przecież gramy w jednej drużynie. Ołtarz nie jest barykadą, która nas dzieli na „my” i „wy”, ale stołem, który nas łączy – i to z Jezusem pośród nas.
Może czasem dystans, jaki zachowują ludzie świeccy wobec księdza, nie wynika ze złej woli, ale właśnie z szacunku, z uświadomienia sobie wielkości kapłaństwa. Tak po prostu usiąść przy herbacie z kimś, przez kogo ręce dzieją się tak wielkie rzeczy…
Najpierw jest się człowiekiem, potem chrześcijaninem i dopiero potem księdzem. Na tej ludzkiej płaszczyźnie wszystko nas łączy. I herbata, i serdeczna rozmowa. Co nie oznacza, że musimy być od razu na „ty” – to wcale nie ułatwia sprawy. Dobrze, jeśli obie strony pamiętają, kim jest kapłan. Źle – jeśli na płaszczyźnie ludzkiej tworzą się jakieś sztuczne bariery, jeśli ksiądz chowa się za swoje tytuły, godności, jeśli – nawet na poziomie języka – nie „je”, a „spożywa”, nie „idzie”, a „kroczy”… Papieża Franciszka, Jana Pawła II ludzie kochają także za ich bezpośrednie gesty – ale one w niczym nie umniejszają ich autorytetu.
W kapłanie chcemy widzieć ojca.
Wszyscy dziś za tym tęsknią. Tylko jak ma być ojcem ksiądz, który sam nie miał prawdziwego obrazu ojca? Dobrze, jeśli może się ojcostwa nauczyć od starszego kapłana. „Ojciec” to dla duchowego najpiękniejszy tytuł – obok innego, o którym żartobliwie mawiał mój ojciec duchowy: „klub sportowy”, czyli „ks.”. Ojciec to ktoś, w kim można mieć oparcie, kto wie, dokąd prowadzi, komu ufamy. Jeśli myślimy o kapłanie jako o ojcu, łatwiej nam połączyć szacunek, świadomość autorytetu, kapłańskiej władzy z elementem bliskości, serdeczności. Możemy razem pić herbatę, a po chwili mogę założyć stułę i pojednać człowieka z Bogiem w sakramencie pokuty. Jedno drugiemu nie przeszkadza.
Ludzie świeccy mają bogatą ofertę miejsc, gdzie mogą szukać pomocy, na przykład w trudnościach rodzinnych. A księża?
Ksiądz, po pierwsze, ma dostęp do tabernakulum. Relacja z Panem Jezusem to jest fundament – i zwykle czujemy, czy ktoś ją ma, czy nie. Patrząc dalej – i dla duchownego, i dla świeckiego wielkim skarbem jest konfesjonał. I proszę nie myśleć, że dla księdza spowiedź jest prostsza niż dla świeckich. Ale to tam mogę otworzyć się przed kimś takim, jak ja. On najlepiej będzie wiedział, jak mi pomóc. Jeśli do mnie przychodzi ksiądz z jakimś problemem, najpierw pytam o spowiedź. Jeśli korzysta z niej regularnie i ma stałego spowiednika, jestem spokojny. Oczywiście, są sprawy, które trzeba załatwić poza konfesjonałem. Można z nimi przyjść choćby tu, do pokoju nr 24. Czasem się okazuje, że ktoś ma problem ze zdrowiem, że nie radzi sobie jako katecheta. Na szczęście w Kościele jest mnóstwo możliwości wykorzystania charyzmatu kapłańskiego. O problemach warto rozmawiać, pamiętając, że kuria to nie tylko urząd czy sąd, do którego przychodzi się po wyrok, ale miejsce, gdzie są ludzie gotowi podać pomocną dłoń.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.