Mógł odpłynąć szalupą ratunkową. Miejsce oferowano mu dwukrotnie. Dwa razy odmówił. Został na pokładzie, modlił się, spowiadał, pocieszał. A podobno to orkiestra grała do końca. 103 lata po tragedii "niezatapialnego" liniowca zaczynają się starania o wyniesienie go na ołtarze.
Ksiądz Thomas Roussel Byles z biletem drugiej klasy, za który zapłacił 13 funtów, stawił się w Liverpoolu 10 kwietnia 1912 roku. Wybierał się "niezatapialnym" liniowcem do Nowego Jorku, by udzielić ślubu swojemu bratu Williamowi, który wyemigrował w interesach do USA.
Wcześniej jeszcze pisał do niego list, w którym dzielił się szczegółami na temat różnic w ceremonii ślubnej w USA i w Anglii. „Nie jestem pewien, czy angielska forma małżeństwa jest taka sama jak amerykańska – pisał. „Oczywiście, różnice będą tylko niezanaczne” – zapewniał.
„Wszystko idzie dobrze, poza tym, że zgubiłem swój parasol – pisał do swojej gospodyni w parafii św. Heleny w Ongar(hr. Essex) ks. Byles tuż przed wypłynięciem.
Umówił się z kapitanem, że będzie mógł na pokładzie statku odprawiać Msze święte. Pożyczył w tym celu od swojego biskupa Edwarda Watsona potrzebne sprzęty liturgiczne, a nawet przenośny kamień ołtarzowy. Pożegnali się zresztą dzień wcześniej z nadzieją, że niebawem zobaczą się znowu, choć rozmowa dotyczyła także niebezpieczeństw podróży.
A że niebezpieczeństwo było jak najbardziej realne, okazało się już kilka dni później.W nocy z14 na 15 kwietnia Titanic uderzył w górę lodową i zaczął błyskawicznie tonąć.
Angielski ksiądz mógł wsiąść do szalup ratunkowych, których było zdecydowanie za mało, by ocalić wszystkich znajdujących się na pokładzie statku. Dwukrotnie odmówił.
Pozostał na pokładzie, modlił się z pasażerami, udzielał rozgrzeszenia, pocieszał, podtrzymywał na duchu.
Agnes McCoy, pasażerka trzeciej klasy, której udało się wyjść cało z katastrofy, relacjonowała, że widziała księdza w sterówce. Wokół niego gromadziło się wiele osób. Uspokajał ich, łagodził ich strach. Potem na górnym pokładzie słyszała, jak czytał głośno modlitwy z brewiarza.
Helen Mary Mocklare, inna ocalona pasażerka trzeciej klasy, opowiada, że ksiądz był znany, gdyż odprawiał dla pasażerów Msze każdego ranka. „Bądźcie spokojni, dobrzy ludzie” – miał mówić ksiądz Byles, błogosławiąc pasażerów i udzielając rozgrzeszenia. Tak relacjonowała H.M. Mocklare. Kiedy przerażenie wśród pasażerów narastało, ksiądz podnosił ręce, modlił się i znów nastawał spokój. Ludzie byli zdumieni spokojem ducha, z jakim kapłan przyjmował tragiczną sytuację. Kiedy marynarz błagał go, by wsiadł do szalupy, ksiądz odmówił. Potem drugi raz – to samo. Gdy Helen Mary Mocklare odpływała już na pokładzie ostatniej już łodzi ratunkowej, słyszała jeszcze, jak ksiądz Byles odmawiał modlitwy, a ludzie odpowiadali – niezależnie od wyznania.
Ponad sto lat po tragedii Titanica, ksiądz Graham Smith z parafii św. Heleny, rozpoczął starania o otwarcie procesu beatyfikacyjnego ks. Thomasa Byle’a. Przy poparciu biskupa diecezji Brentwood ks. Smith stara się obecnie, by jego poprzednika tytułować sługą Bożym. Zapewnia, że cała lokalna społeczność modli się o cuda potrzebne do beatyfikacji i do kanonizacji.
Opowieści świadków, listy księdza Bylesa, jego życiorys i historię tragicznej śmierci można przeczytać na stronie internetowej jemu poświęconej.
Opisuje swoje „duchowe poszukiwania” w wywiadzie dla„Der Sonntag”.
Od 2017 r. jest ona przyznawana również przedstawicielom świata kultury.
Ojciec Święty w liście z okazji 100-lecia erygowania archidiecezji katowickiej.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.