Wydarzenia ostatnich dni pokazują nam, zadufanym co do ludzkich możliwości, jak bardzo jesteśmy bezradni.
Nie tak dawno była sprawa kończącego się kalendarza Majów. Teraz mamy nowe powody do zastanawiania się, co nam przyniesie najbliższy czas: najpierw zapowiedź Benedykta XVI, że zrezygnuje z urzędu, potem burza nad Rzymem i piorun uderzający w bazylikę św. Piotra, a teraz deszcz meteorytów nad Czelabińskiem. Czy to jakieś znaki? Czy zbliżają się jakieś znaczące zmiany na świecie? A może jego koniec? Wszak w eschatologicznej mowie Jezusa czytamy coś o znakach na niebie i ludziach bezradnych wobec wydarzeń zagrażających ziemi. Nie tak?
Nie wiem. Nie znam przyszłości. Mogę przewidywać tylko tyle, ile podpowiada mi zdrowy rozsądek. Że dziś najprawdopodobniej to, a jutro tamto. Tyle że dokładana, pewna wiedza na temat przyszłości nie jest mi do niczego potrzebna. Bo co by się nie wydarzyło – czy na moja głowę spadłby meteoryt czy na prowadzony przeze mnie samochód wpadłaby ciężarówka albo czy może już odrywa się w moich żyłach jakaś płytka, która niebawem spowoduje zator – jestem w ręku Boga. To On jest Panem wszystkiego. A jako że wiem też iż jest dobry, ufam, że moja przyszłość będzie z perspektywy mojego zbawienia i życia wiecznego najlepszą z możliwych.
Całe zamieszanie i lęk przed zagrażającymi Ziemi wydarzeniami bierze się chyba głównie z braku albo słabej, powierzchownej wiary. To wtedy człowiek bardziej niż nadziei złożonej w Bożej opatrzności trzyma się znaków, wróżb i temu podobnych. Tak jakby wiedza na temat przyszłości mogła cokolwiek w niej zmienić. Zaufanie Bogu nie leczy z wszelkich obaw. To, że boimy się bólu, cierpienia, jest normalne. Wszak bał się ich w Ogrójcu sam Pan Jezus. Ale zaufanie Bogu pomaga iść przez ciemna dolinę nieszczęść z podniesiona głową. Wszystkie problemy znajdą przecież szczęśliwe zakończenie.
Jak nauczyć się zaufania Bogu? Było coś urzekającego w nauczaniu Benedykta XVI. Jego pisma, przemówienia, choć tworzone przez wybitnego teologia, były wyrazem prostej wiary. Bardzo często – zwłaszcza chyba w ostatnich latach – odchodzący papież przypominał, co jest podstawą wiary: spotkanie z Bogiem. Twarzą w twarz. Na modlitwie. Do tej myśli ciągle wracał, ciągle ją przypominał. Bo to faktycznie podstawa. Wiara nie polega przecież na przyjęciu pewnych prawd. Wiara to spotkanie (albo może lepiej spotykanie się) z Bogiem.
Z tego spotykania się wypływa wszystko inne. Cały chrześcijański styl życia. Także owo zaufanie do Boga. Chwile czy godziny spędzone na modlitwie pomagają przyjmować to co niesie los bez większego buntu. Jestem w ręku dobrego Boga. Boję się, ale wiem, że wszystko dobrze się skończy.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.