Żołnierz na szpilkach

Żyłam tak obok, tak samolubnie, tak skupiona na sobie. Tyle razy Go ukrzyżowałam, tyle razy Go zabiłam, oplułam, świadomie o Nim źle mówiłam, wyśmiewałam… Dlaczego oni dziękują za kogoś takiego jak ja?

Reklama

Supermakijaż. Piękna fryzura. Modne ciuchy. Uśmiech na twarzy. Żona Daniela i mama 18-letniej Dominiki. Monika Wiśniewska z Tarnowskich Gór. Nawrócona.

Świeczka z Maryją

Spotykamy się u niej w pracy. Elegancki salon, w którym wykonywane są zabiegi kosmetyczne i medyczne. Wchodzimy do jej biura. Na ścianie różaniec, na tablicy – obrazki świętych. Dostaję kawę, tiramisu i na dwie godziny zamieniam się w słuch. – Jedz i pij, a ja będę opowiadać – zachęca. Proponuję to samo: jedz, pij i… czytaj.

Zaczyna się standardowo. Bo Monika, jak większość, pochodzi z wierzącej rodziny. W swoim parafialnym kościele razem z ks. Piotrem Kalką, obecnym proboszczem w kościele Świętych Apostołów Piotra i Pawła w Tarnowskich Górach, zakładała oazę. W jej parafii Królowej Pokoju – o której dziś mówi, że jest „jedną z najcudowniejszych parafii” – gdy miała 15, 16 lat, tworzyła zespół młodzieżowy. Grała na fortepianie, śpiewała, modliła się. Było miło, wesoło, blisko Kościoła. Potem była na spotkaniu z papieżem w Gliwicach, w Częstochowie… Jednak nim umarł św. Jan Paweł II, jej pielgrzymki się skończyły. Na studia wyjechała do Katowic do Szkoły Filmowej. Zaczęła negować Boga, a niedziela stała się kolejnym dniem, w którym można było zrobić projekt na uczelnię, pobyć ze znajomymi, pójść na imprezę.

Monika świetnie się uczyła. Jako pierwsza na roku dostała pracę w telewizji. Dużo tworzyła, jeździła na festiwale, śpiewała. Miała spełnione życie, co przypisywała tylko sobie. – Ale cały czas, jako ta artystyczna dusza, czułam, że ślizgam się po powierzchni. Oczywiście w ogóle nie patrzyłam w stronę Kościoła. Tylko najpierw wróżka, potem trochę buddyzm, feng shui, wywoływanie duchów, żeby zobaczyć, co się wydarzy. To otworzyło mi bramę w świat, którego nie byłam świadoma – przyznaje. Nie wierzyła w szatana, po prostu się bawiła.

Na studiach została mamą. Nie było jej łatwo. Córka całkowicie zmieniła jej plany. Kiedy dziewczynka miała pół roku, zaczęła bardzo poważnie chorować, podejrzewano u niej nowotwór, leczono ją na endokrynologii. Monika wpadła w bardzo depresyjny stan. W 2001 r. to u niej wykryto guza mózgu. Nieoperacyjnego. Kończyła studia w toku indywidualnym, pracowała, wychowywała dziecko. Gdzieś w środku ciągle jednak czuła tęsknotę, pustkę. Jej mąż był i jest osobą wierzącą, prawie co niedzielę w domu były awantury o pójście na Mszę. Monika, zmuszona, chodziła czasem do kościoła, gdzie totalnie się nudziła. Do czasu...

Był 6 grudnia 2013 r. Przyjaciółka Moniki, Ania, która należy do Domowego Kościoła, zabrała ją do SPA do Bielska. – Wieczorem weszłyśmy do pokoju, Ania wyciągnęła pomarańcze, delicje, świeczkę i mówi: „A, tak chciałam, żebyśmy miały nastrój w pokoju, więc przywiozłam świeczkę, ale miałam tylko świeczkę z Maryją”. Zapaliła ją. Rozmawiamy i rzucam: „Ania, dziś mikołajki, taki fajny prezent, jesteśmy sobie w SPA, dokładnie pół roku po moich urodzinach, bo urodziłam się 6 czerwca, patrz, prawie dziecko diabła”. Ania spoważniała i powiedziała: „Nigdy tak nie mów, jesteś dzieckiem Boga!”. Takie zwykłe zdanie, które słyszałam tysiące razy, tak niesamowicie mnie dotknęło, że aż mnie zatkało – wspomina. Prawie do rana rozmawiały o Bogu, płacząc, śmiejąc się. Coś zaczęło się zmieniać.

Wróciła do domu, wygrzebała z półki Pismo Święte, które dostała w dzień ślubu od ks. Piotra, i bezwiednie zaczęła je przeglądać. Chciała znaleźć też swój medalik z I Komunii św. Szukała tam, gdzie zawsze trzyma biżuterię. Znalazła łańcuszek bez medalika. Nigdy wcześniej go nie nosiła ani nie ściągała z łańcuszka. Przekopała cały dom, medalika do dziś nie znalazła. Nieśmiało zaczęła chodzić do kościoła, ale daleko było jej do Boga. W styczniu 2014 r. Ania zaproponowała jej udział w Tyskim Wieczorze Uwielbienia.

– Zastanawiałam się, co to jest, czy chcę tam jechać, czy w ogóle te klimaty mnie kręcą. Wtedy bardzo zaczęła psuć się nasza relacja małżeńska. Jakoś w styczniu mój mąż mi powiedział, że w naszym domu nie ma Boga. I zaraz po tym spadł krzyż, który wisi na drzwiach. Ani nie było przeciągu, ani nikt nie zamykał tych drzwi. Oczywiście można powiedzieć, że to przypadek. Można, ale jaki dziwny…

«« | « | 1 | 2 | » | »»

TAGI| KOŚCIÓŁ

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama