Bp Henryk Tomasik odwiedził wszystkich naszych księży pracujących w Afryce. – To była dla mnie lekcja życia – mówił po powrocie.
Rok temu bp Tomasik był w Zambii, gdzie odwiedził ks. Marcelego Prawicę i ks. Grzegorza Zbroszczyka. Teraz był w Kamerunie u ks. Mirosława Bujaka, w RPA u ks. Jarosława Wasilewskiego i w Namibii u ks. Andrzeja Cieszkowskiego.
Spełnione nadzieje
– Tam nie było nic z turystyki. W ciągu kilkunastu dni pobytu w Afryce mieliśmy tylko jeden dzień odpoczynku. Pływaliśmy wówczas po rzece Okawango. A poza tym spotkania, spotkania, spotkania. Setki kilometrów w drodze, często w upał sporo ponad 30 stopni. Na przykład w Namibii z lotniska do misji ks. Cieszkowskiego było do pokonania 950 km. Autentycznie podziwiałem naszego biskupa, że temu po prostu fizycznie sprostał – opowiadał po powrocie ks. Marcin Andrzejewski, który towarzyszył ordynariuszowi w afrykańskich odwiedzinach, a który sam w latach 2003–2010 był misjonarzem w Kamerunie, stąd idealnie nadawał się na przewodnika po Czarnym Lądzie. Biskup Jan Ozga, ordynariusz diecezji Doume-Abong’Mbang w Kamerunie, gdzie pracuje ks. Bujak, przyznał, że w ciągu 27 lat jego pracy w Afryce była to dopiero druga wizyta biskupa u swoich misjonarzy. Trudno się więc dziwić, że sami księża nie do końca wierzyli w takie odwiedziny.
– Kiedy w lipcu ubiegłego roku usłyszałem o pomyśle odwiedzenia misjonarzy przez ordynariusza, pomyślałem sobie: „Piękny pomysł”, ale po tylu różnych niespełnionych obietnicach odwiedzin lepiej się nie nastawiać. Zawód będzie mniejszy. No a gdy w grudniu otrzymałem mejla z propozycją terminu wizyty, pomyślałem: „Może jednak”. Ale dopiero wtedy, gdy na lotnisku Nsimalem w Yaunde zobaczyłem znajome twarze, uwierzyłem, że dzieje się to naprawdę – mówi ks. Mirosław. – Dla każdego z misjonarzy to było coś naprawdę niezwykłego. Widziałem ich autentyczną radość. Niezwykłość odwiedzin zauważali też inni księża – i misjonarze, i kapłani z tamtych krajów. A wierni nie kryli prawdziwego, szczerego entuzjazmu. Ks. Mirek mówił swoim parafianom – a pracuje w autentycznym buszu, gdzie buduje kościół i ma 17 dojazdowych kaplic – że odwiedza ich ktoś jak patriarcha rodu, by zobaczyć, jak żyje i pracuje jego duchowy syn. Parafianie starali się pokazać z jak najlepszej strony – opowiada ks. Andrzejewski.
Bieda, AIDS i wysypisko śmieci
Każdy z trzech odwiedzonych krajów to inna kultura, inna sytuacja społeczno-polityczna i gospodarcza. RPA i Namibia są relatywnie bogate, Kamerun – znacznie biedniejszy. Ale wszędzie nie brak niedostatku – i materialnego, i duchowego. – Nasi parafianie mają zawsze „Wielki Post”. Połowa ludzi po prostu nie ma co jeść, a dotyczy to głównie ludzi starszych – mówi ks. Cieszkowski. Misjonarz jest w Afryce od ponad 20 lat. Obok świetnie zorganizowanych struktur duszpasterskich prowadzi między innymi sierociniec, szpital oraz internaty dla dziewcząt i chłopców, a przede wszystkim prawdziwe gospodarstwo rolne, które stara się zapewnić utrzymanie całej misji. – Z księdzem biskupem odwiedziliśmy wysypisko śmieci. Dwa razy w tygodniu zawozimy tam gorącą zupę dla ok. 150 osób, które w tym miejscu zarabiają na życie. Pod swoją opieką mamy także 25 rodzin. Organizujemy paczki żywnościowe, a nawet pomagamy załatwić sprawy urzędowe. Staramy się uwrażliwiać innych na potrzeby drugiego człowieka – mówi ks. Wasilewski. Misjonarz pracuje w RPA od 11 lat. Jednym z ostatnich punktów wizyty w Kamerunie były odwiedziny chorych. – Niektórych znałem, inni zostali mi przedstawieni dopiero tego dnia. Szczególne wspomnienie zostało po odwiedzinach młodej dziewczyny, która była niemal pozbawiona twarzy. Wyglądała na chorą na trąd, ale ona cierpi na AIDS. Tacy chorzy są u nas praktycznie w każdej wiosce – mówi ks. Bujak.
Kościół żywy i oczekujący
– Tego u nas jeszcze nie było. To parafianie będą pamiętać i będą o tym opowiadać całe lata. Dwóch biskupów w parafii. Obaj, a chodzi o bp. Ozgę i bp. Tomasika, nocowali w drewnianej chatce. Razem z nimi ks. Marcin i ja. Dla każdego prosty materac. Ale parafianie będą przede wszystkim wspominać liturgię, świetnie przygotowane śpiewy i tańce. Bp Henryk ochrzcił kilkanaście osób i odwiedzał wioski. Nasi parafianie witali go po polsku, a on, wzbudzając autentyczny entuzjazm, nauczył się słów powitań w ich języku – mówi ks. Bujak. W jego misji ordynariusz przewodniczył Eucharystii sprawowanej z okazji 25-lecia kapłaństwa misjonarza. Niemal połowę tego czasu ks. Bujak spędził w Afryce.
Po powrocie do kraju bp Henryk wspomina: – To był piękny obraz Kościoła misyjnego, zaangażowanego w życie konkretnych wspólnot. Nasi księża pełnią ofiarną misję w odległych krajach, gdzie są inna kultura, język, nie tylko urzędowy, ale i plemienny, oraz specyficzna duchowość ludzi. Misjonarze ofiarnie pełnią swoją posługę, troszczą się o pogłębienie wiary, angażują wiernych w życie parafii. Jestem pełen podziwu dla ich pracy. Zasługują na nasz szacunek i wdzięczność. Są żywymi przykładami Kościoła misyjnego, zatroskanego o wiarę innych.
We wspomnieniach ordynariusza z odwiedzin misjonarzy w Afryce pozostają także inne wymowne obrazy. – Ks. Mirosław zaopiekował się nami wspaniale. Chciał nam ułatwić podróżowanie i w tym celu pożyczył samochód, bo jego się zepsuł. Mocno zużyte auto terenowe zreperowano, ale znów się zepsuło. On ma pod opieką 17 wiosek i bardzo potrzebuje samochodu. Dojeżdża też do stolicy diecezji Doume, gdzie ma zadania. Musimy wystarać mu się o nowe auto – mówi bp Henryk. W każdym z odwiedzanych krajów nasz ordynariusz spotykał się z tamtejszymi biskupami. Każdy z nich miał tę samą prośbę: „Czekamy na misjonarzy”.
W tej chwili na wyjazd na misje do Afryki przygotowuje się jeden ksiądz z naszej diecezji. Bp Tomasik, pytany na antenie Radia Plus Radom o to, ilu księżom pozwoli na wyjazd na misje, odpowiedział: „Każdemu, kto się zgłosi”.
Wspomnienie ks. Bujaka i galeria zdjęć z wizyty bp. Tomasika w Afryce na: radom.gosc.pl.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nie było ono związane z zastąpieniem wcześniejszych świąt pogańskich, jak często się powtarza.
"Pośród zdziwienia ubogich i śpiewu aniołów niebo otwiera się na ziemi".
Świąteczne oświetlenie, muzyka i choinka zostały po raz kolejny odwołane przez wojnę.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.