– Wiele razy upadałem i myślałem, że jestem gorszy od innych, ale Bóg dał mi nowe życie, przywrócił mi godność i tożsamość. Dziś jestem szczęśliwy i wdzięczny Bogu za wszystko, co mi dał – wyznaje Tomasz.
Tomasz Szymlet pracuje jako inspektor terenowy w Systemie Dozoru Elektronicznego. Jest studentem II roku teologii w Instytucie Filozoficzno-Teologicznym im. Edyty Stein w Zielonej Górze. – Muszę pogodzić pracę z uczelnią i to nie jest proste, ale za to hartuje ducha. W mojej pracy m.in. zakładam areszt domowy więźniom, sprawdzam warunki techniczne w ich mieszkaniach i montuję urządzenia elektroniczne. Do moich obowiązków nie należy resocjalizacja, ale podczas spotkań z więźniami staram się podchodzić do każdego bez uprzedzeń – mówi.
– Jestem nawróconym chrześcijaninem i dlatego studiuję to, co kocham. Uczę się o Bogu, bo chcę się rozwijać. Z utęsknieniem czekam na zajęcia ze studiowania Pisma Świętego. Swój czas wolny dzieli na aktywność fizyczną i duchową. – Moją pasją jest bieganie. W ubiegłym roku przebiegłem pierwszy maraton na ponad 42 km w czasie 4 godzin 52 minut. To moje marzenie, które pomógł mi zrealizować Pan Bóg. Należę też do Odnowy w Duchu Świętym w Nowej Soli. Do tej wspólnoty trafiłem dzięki mojej mamie. Ponadto posługuję w Szkole Życia Chrześcijańskiego – opowiada.
20 lat powrotu
Dziś Tomasz jest mocno zaangażowany w życie Kościoła. Nie zawsze jednak tak było. – Prawie 20 lat zmagałem się z różnymi nałogami. W IV klasie podstawówki zacząłem palić papierosy. Później sięgnąłem po alkohol. W szkole średniej zacząłem brać narkotyki. Najpierw paliłem trawkę, później sięgnąłem po narkotyki twarde. Początkowo było to sporadycznie, weekendowo, później zdarzało się coraz częściej. Twierdziłem, że robię to dla zabawy, imprezowałem, chodziłem na dyskoteki. Wydawało mi się, że świat należy do mnie, że jestem wolny – mówi. – Kiedy dziś patrzę wstecz, wiem, że wtedy szukałem miłości, radości życia, chciałem być akceptowany przez środowisko. Jedną z przyczyn mojego stanu był na pewno brak ojca – wzorca, który pokazałby mi, jak żyć. W życiu Tomasza były lepsze i gorsze dni. Kilka wydarzeń, jak wypadki samochodowe czy śmierć ukochanej babci, powodowało, że chciał się zmienić. Te decyzje okazywały się jednak krótkoterminowe. – Wiele razy dotykałem dna. Przestawałem brać, mówiłem, że już z tym kończę, po czym wracałem do nałogu i wpadałem w niego jeszcze bardziej. Miałem pretensje i żal do Boga, że pozwala mi tak żyć, że nic z tym nie robi, ale nie potrafiłem pójść do spowiedzi, do kościoła. Były dni, kiedy brałem narkotyk, by wstać z łóżka, bo sam nie miałem na to siły. Nie widziałem sensu istnienia – mówi.
Dni próby
– Podczas jednego z wypadków o mało nie straciłem życia. Wtedy zrozumiałem, że sam sobie nie poradzę. Moje życie było więzieniem, z którego nie widziałem wyjścia. Straciłem dobrych przyjaciół, miałem słabe relacje z mamą. Czasem jednak ją odwiedzałem i podczas jednego ze spotkań zaproponowała mi weekendowy Kurs Filip. Najpierw nie chciałem iść, ale w końcu poszedłem i to był moment przełomu – opowiada Tomasz. – Przez ten cały czas wspólnota modliła się za mnie. Poszedłem pierwszego dnia, w piątek, i myślałem, że już tam więcej nie pójdę, ale poszedłem także w sobotę. Podczas osobistej modlitwy, kiedy popatrzyłem na swoje dłonie, poczułem żal i skruchę. Zrozumiałem, że niszczyłem bliskich, że straciłem wszystko. Nie potrafiłem wtedy płakać, ale czułem miłość Boga w sercu – dodaje. Podczas rekolekcji wspólnota modliła się o nawrócenie Tomasza. Podczas kursu duży wpływ na jego relację z Bogiem miała modlitwa wstawiennicza. – Brałem różne narkotyki, ale takiej jazdy jak podczas tej modlitwy, kiedy doświadczyłem działania Ducha Świętego, to nie miałem. Wtedy uwierzyłem w Chrystusa. W niedzielę byłem już innym człowiekiem. W tym jednym momencie otrzymałem nowe życie. Najlepszą terapią na moje nałogi okazał się Jezus.
To Ona mnie zaprosiła
Będąc już we wspólnocie, Tomasz jeszcze wielokrotnie upadał i walczył z nałogami. Grupa dała mu jednak siłę i poczucie wartości. Zaraz po nawróceniu uczestniczył w rekolekcjach ignacjańskich. Został też zaproszony na sesję Szkoły Maryi. – W tym czasie nie miałem jeszcze żadnej relacji z Maryją, ale bardzo chciałem doświadczyć Jej obecności w moim życiu. Dziś myślę, że to Matka Boża mnie tam wtedy zaprosiła. Ta formacja postawiła mnie na nogi. Bóg wyprowadził mnie z lęków, braku poczucia godności i tożsamości. Całe życie uciekałem od obowiązków i odpowiedzialności, a formacja i wspólnota dały mi nową tożsamość. Uważałem, że jestem gorszym człowiekiem ze względu na moją przeszłość, ale od Boga dostałem siłę do życia.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Choć ukraińska młodzież częściej uczestniczy w pogrzebach niż weselach swoich rówieśników...
Praktyka ta m.in skutecznie leczy głębokie zranienia wewnętrzne spowodowane grzechem aborcji.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).