Chcę cię tu mieć

Czasem określa się Pana Jezusa jako więźnia tabernakulum. My jesteśmy jakby z Nim uwięzione, żeby dotrzymać Mu towarzystwa – mówi ksieni.

Reklama

Skaryszew to niewielka miejscowość na trasie z Radomia do Ostrowca Świętokrzyskiego, ale za to znana w kraju i Europie już od XVII wieku. W jego historię wpisane są bowiem odbywające się raz w roku targi końskie, czyli Wstępy. Miejscowość odwiedza wtedy kilka tysięcy ludzi. Od 18 lat w dzieje Skaryszewa wpisuje się Zakon Świętej Klary, zwany także drugim zakonem franciszkańskim, jedyny klasztor kontemplacyjny w naszej diecezji.

Zupełnie inny świat

Historia sióstr klarysek na ziemi radomskiej rozpoczęła się w 1996 roku. Przybyły tu z Krakowa. – W krakowskiej wspólnocie było dużo powołań i siostry postanowiły jako wotum wdzięczności Bogu za ten dar utworzyć nową fundację. W Skaryszewie była taka możliwość – wyjaśnia s. Iwona Szwajca, ksieni skaryszewskiego klasztoru. Na rozmowy z ordynariuszem bp. Edwardem Materskim i skaryszewskim proboszczem ks. Bolesławem Walendziakiem przyjechała ówczesna matka ksieni krakowska. Pierwsze siostry przyjechały do Skaryszewa 12 września. Trwał remont i rozbudowa budynku oraz zagospodarowywanie terenu, który wspólnota otrzymała od parafii. – Klasztor został poświęcony Matce Bożej Miłosierdzia. Klauzurę można było zamknąć i rozpocząć ukryte życie w 1997 roku. Zwykle jest otwarcie budynku, a u nas było zamknięcie – śmieje się s. Iwona. Ukryte życie w klasztorze rozpoczęło 12 klarysek. Z czasem pojawiały się nowe powołania. Wspólnota tak się rozrosła, że siostry mogły utworzyć kolejną fundację – w Sandomierzu.

Skaryszewska wspólnota klarysek liczy obecnie 16 sióstr. Zamknięte w klasztornych murach i oddzielone od ludzi żelaznymi kratami w rzeczywistości są bliżej świata, niż nam się może wydawać. W codziennej wielogodzinnej modlitwie polecają Bogu powierzone im intencje. Kaplica, w której się spotykają, ma część zewnętrzną, otwartą dla wszystkich. Każdy może tu przyjść, posłuchać modlitw, a w niedziele uczestniczyć w Mszach świętych. Klasztor i przyległy do niego ogród otoczone są murem, ale brama jest zawsze otwarta, tak jak i drzwi do klasztornego budynku. W przedsionku jest dzwonek, który w każdej chwili przywołuje dyżurującą siostrę. – Ludzie przychodzą i przyjeżdżają do nas. Proszą o modlitwę. Można też zadzwonić, napisać list czy wysłać mejla. Czasami są takie sytuacje, że ktoś potrzebuje się po prostu wygadać czy podzielić swoimi problemami. Ludzie mają do nas zaufanie. Wiedzą, że zachowamy dyskrecję – mówi s. Iwona.

Siostra Iwona pochodzi z Rychwałdu pod Żywcem. Dorastała w cieniu sanktuarium maryjnego, prowadzonego przez franciszkanów. Studiowała polonistykę w Katowicach. Któregoś dnia natrafiła na książkę, w której siostry dzieliły się świadectwami o swoim powołaniu. – Wtedy pierwszy raz przyszła mi myśl, że może ja też jestem powołana do takiego życia. A jeśli mam iść do zakonu, to tylko do klarysek. Ale powiedziałam: „Panie Jezu, poczekamy trochę i zobaczymy” – wspomina. Skończyła studia i we wrześniu wstąpiła do krakowskiej wspólnoty. Jak opowiada, była trochę zaszokowana. To był zupełnie inny świat, czuła się, jakby trafiła do średniowiecza. Stary, zabytkowy klasztor, ciemne korytarze, łukowe sklepienia, siostry w habitach. – Po kilku tygodniach wiedziałam, że to jest moje miejsce. Nie wyobrażam sobie życia gdzie indziej. I tak jest już 20 lat – mówi. Siostry zakonne kojarzą się z osobami bardzo poważnymi. A te, które rozmawiają z nami, są uśmiechnięte, pełne radości życia. – Zastanawiam się, skąd się bierze ta opinia o powadze. Nie wyobrażam sobie, że można by było żyć w zamkniętym zakonie bez radości. Ona jest przecież wyznacznikiem powołania.

Klasztorna codzienność

Siostry mówią, że żyją zupełnie normalnie i dodają z uśmiechem, że ta norma może jednak jest trochę inna. Wstają o 4.45, z wyjątkiem niedziel i świąt, kiedy mogą pospać 45 minut dłużej. Na codzienną wspólną modlitwę przeznaczają około 6 godzin. Do tego dochodzą jeszcze prywatna modlitwa i adoracja. – Czasem określa się Pana Jezusa jako więźnia tabernakulum. My jesteśmy jakby z Nim uwięzione, żeby dotrzymać Mu towarzystwa. On jest w tabernakulum z miłości do wszystkich, a znakiem naszej miłości jest to, że jesteśmy z Nim – wyjaśnia ksieni. Czas między modlitwami przeznaczony jest na pracę, tę codzienną, wykonywaną przez kobiety na całym świecie, jak pranie, gotowanie, sprzątanie, i tę w pracowni, gdzie szyją i haftują, robią też sznurkowe różańce, które rozdają na furcie. Od 19.30 mają czas już tylko dla siebie. W klasztorze nie ma telewizora. Nie jest potrzebny. Jest internet, bo – jak mówi matka ksieni – bez niego nie da się teraz funkcjonować. Jedna z sióstr zajmuje się internetem. Odbiera pocztę, przegląda informacje z życia Kościoła. Wśród prasy katolickiej dostarczanej do klasztoru jest „Gość Niedzielny”. – Życie w takiej wspólnocie zamkniętej 24 godziny na dobę z tymi samymi osobami przez kilkadziesiąt lat wymaga specjalnego powołania. Stajemy się dużą rodziną. To jest łaska Boża. Obce osoby, które schodzą się z różnych środowisk, zaczynają tworzyć Bożą rodzinę. Nazywamy się siostrami i rzeczywiście duchowo nimi się czujemy. A naturalne rodziny sióstr stają się naszymi rodzinami – mówi s. Iwona.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

TAGI| KOŚCIÓŁ

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama