Czasem określa się Pana Jezusa jako więźnia tabernakulum. My jesteśmy jakby z Nim uwięzione, żeby dotrzymać Mu towarzystwa – mówi ksieni.
Bóg powołuje znienacka
Tak było w przypadku sióstr Sylwii i Pauliny, chociaż u obu wyglądało to zupełnie inaczej. Siostra Sylwia Rożek poszła do samochodówki, bo to „męska” szkoła, a ona pomyślała, że jeśli Pan Bóg nie da jej tu mężczyzny na całe życie, to ewentualnie pomyśli o jakimś zakonie. – Skończyłam samochodówkę, jestem fryzjerem i kocham taniec – śmieje się. – W czasie wakacji przynajmniej trzy razy w tygodniu musiałam iść na dyskotekę, i to najlepiej na całą noc, żeby się wytańczyć – wspomina. Kiedyś koleżanka poprosiła ją o wspólny wyjazd do klasztoru w Skaryszewie. Z Ostrowca Świętokrzyskiego nie było daleko. Pojechały stopem. – Gdy zobaczyłam te siostry przez kratę, wydało mi się, że jest to miejsce dla wyjątkowych osób, o wyjątkowym darze – jakiejś mistycznej relacji z Bogiem, to nie było dla mnie – wspomina. W rozmównicy siostra zapytała, czy chcę tu wstąpić. Odpowiedź była natychmiastowa: „Nie!”. Bo jak może się zamknąć za murami osoba, która potrzebuje tańca, śpiewu, obecności ludzi? Na prośbę koleżanki została na jedną noc. – No i tej jednej nocy Pan Bóg wszystko załatwił. Pod koniec lipca byłam tu pierwszy raz, a w lutym już w klasztorze. Było to 15 lat temu. Rodzice myśleli, że to jest mój kolejny wariacki pomysł i szybko wrócę. Zostałam, jestem bardzo szczęśliwa i nie zamieniłabym tej drogi na inną. Tu się w pełni realizuję – mówi.
W szkole formatorów zakonnych dowiedziała się, jak wielbić Boga tańcem. Dwa razy w roku organizuje przedstawienia, po których siostry wykonują jakiś układ taneczny, by w ten sposób wielbić Boga. – No, ale sama dla siebie też tańczę – śmieje się. Siostra Sylwia jest mistrzynią nowicjatu. Siostra Paulina Maria Kaczmarek pochodzi z Sanoka. 10 lat temu dla zgromadzenia opuściła ukochane Bieszczady. Wybrała gimnazjum, w którym uczyli franciszkanie. Szybko związała się z Ruchem Światło–Życie. Co roku wystawiali przedstawienie o św. Franciszku i św. Klarze. Przez 5 lat Paulina grała na scenie św. Klarę. Wtedy ta postać zaczęła ją fascynować. W tamtym czasie poznała siostry nazaretanki z Komańczy. Chciała do nich wstąpić. – Gdybym poszła „do Nazaretu”, dalej miałabym wyjazdy na oazy. Bardzo je lubiłam i kochałam być animatorem. Bardzo lubiłam też podróżować, a wiedziałam, że siostry zmieniają placówki. Ale czułam, że gdybym poszła do tamtego zgromadzenia, to bym wszystkiego Panu Jezusowi nie oddała, że On mnie prosi o coś więcej. W tym czasie jedna z sióstr nazaretanek przeszła do klasztoru w Skaryszewie – opowiada. Po maturze chciała dać sobie czas na rozeznanie. Złożyła papiery na studia do Lublina, a do Skaryszewa przyjechała, żeby się pomodlić. Potrzebowała ciszy. Trafiła na dzień, w którym była całodzienna adoracja Najświętszego Sakramentu.
– Był taki moment, że spojrzałam na Jezusa i On mi powiedział: „Tu chcę cię mieć”. I już wiedziałam, że tak będzie. Dwa miesiące później byłam już po drugiej stronie – wspomina. Zanim przekroczyła klasztorną furtę, miała wiele wątpliwości. – Zły zawsze próbuje walczyć o człowieka, gdy ten chce bardziej iść za Bogiem. Spotkałam też spory opór ze strony najbliższych. Akceptacja rodziców przyszła dopiero po moich ślubach wieczystych – opowiada. – Życie ukryte jest jak korzenie drzewa. Drzewo musi je mieć, by później kwitło i wydawało owoce. Taka jest nasza misja. Często przez wielu niezauważana. Czasem Pan Bóg pokazuje nam owoce modlitwy – ktoś przychodzi i dziękuje, że został wysłuchany – mówi s. Paulina.
Najczęściej rodziny nie są zbyt szczęśliwe, gdy ich córki chcą wstąpić do zakonu kontemplacyjnego. – Rzadko się zdarza, by rodzice czy rodzeństwo byli zachwyceni tym pomysłem. Na ogół jest opór, trochę dystans, czasem nawet bardzo drastyczny, ale najczęściej jest tak, że z czasem się przekonują. My tu jesteśmy szczęśliwe, natomiast rodziny muszą się przystosować do naszych wymogów. Jeśli chcą się z nami skontaktować, muszą przyjechać do klasztoru albo zadzwonić. Dawniej się mówiło, że siostry umarły dla świata. W pewnym sensie w tym wymiarze obecności fizycznej jest to prawda – przyznaje s. Iwona.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.