Opinie wielu uczestników poprzednich ŚDM są zgodne – nie ma lepszego zakwaterowania niż kawałek podłogi u miejscowej rodziny.
Dlatego komitet organizacyjny stara się, by jak najwięcej osób, które przyjadą do Krakowa na ŚDM, znalazło noclegi w prywatnych domach i mieszkaniach. Zaczęło się od badania socjologicznego (dla oszacowania ile osób może liczyć na nocleg w samym centrum miasta), teraz rozdawane są specjalne deklaracje (więcej w ramce). Powstaną też plany i bazy danych, ale tak naprawdę najważniejsze pozostanie spotkanie człowieka z człowiekiem. – To była miłość od pierwszego wejrzenia. Dziewczyna może się zakochać w chłopaku, chłopak w dziewczynie, a może też kobieta w kobiecie – i to dwa razy starszej od siebie – wspomina swoje pierwsze spotkanie z Janete Aleksandra Szymczak.
Brazylijska mama
W Rio de Janeiro Ola spędziła prawie rok jako wolontariusz długoterminowy przy poprzednich Światowych Dniach Młodzieży. Zajmowała się tłumaczeniami, potem pracowała w sekcji komunikacji komitetu organizacyjnego (tym zajmuje się także teraz, przygotowując krakowskie ŚDM). – Wchodzę tam z moimi wszystkimi tobołami, otwierają się drzwi, a ja mam wrażenie, że widzę przed sobą moją własną mamę – tylko z ciemną karnacją. Widzę kobietę i czuję, że ją kocham – opowiada. Chwilę później usiadły w kuchni i zaczęły rozmawiać. O wszystkim. Zapominając o dzielących je różnicach wieku czy języka. – Tak jakbym była jej córką, która właśnie wróciła z wycieczki. Kompletnie bez żadnego stresu spowodowanego tym, że się nie znamy ani tym, że jeszcze kaleczyłam portugalski, ani żadnymi dzielącymi nas różnicami – opowiada Ola.
Tak miało być
– Cały wyjazd był ogromnym zawierzeniem Bogu i – co ciekawe – pierwszym w moim życiu. Byłam wierząca, ale nie do końca świadomie. Nie wiem, co mi strzeliło do głowy, ale przed tym wyjazdem powiedziałam Bogu, że Mu się kompletnie oddaję. W odpowiedzi On od razu zorganizował mi bilet, bo nie było mnie na niego stać. Gdy tylko to powiedziałam, dostałam na maila ofertę przelotu trzy razy tańszą niż zwykle – wspomina Ola. Miesiąc przed wizytą u Janete, gdy przyjechała do Rio i zgłosiła się do komitetu organizacyjnego na „okres próbny”, pierwsze wrażenie nie było tak pozytywne. – Pracowaliśmy w budynku kurii, paskudnym, starym, dziesięciopiętrowym wieżowcu. Kilkadziesiąt osób przekrzykiwało się w jednym pomieszczeniu i nie wyglądało, jakby docierał tam „pierwiastek boski” – wspomina. Co chwilę wysiadała klimatyzacja i raz panował upał nie do zniesienia, a za chwilę trzeba było szukać zimowej kurtki, by jakoś wytrzymać. Na dodatek już podczas oprowadzania po biurze dowiedziała się, że codziennie w południe w kaplicy na drugim piętrze jest Msza św.
– Kiedy mnie – człowiekowi, któremu ostatnio zdarzało się przez parę miesięcy nie chodzić do kościoła – powiedzieli, że codziennie jest Msza, i to w pracy, i nie wypada się nie pojawić, pomyślałam: „gdzie ja jestem?” – opowiada Ola. Postanowiła jednak pójść do kaplicy – małej, niespecjalnie ładnej, z której przez oszklone drzwi widać stołówkę. – Ludzie zaczęli śpiewać jakąś portugalską pieśń, a ja zaczęłam płakać. Po raz pierwszy od wielu lat – opowiada. Właśnie wtedy poczuła, że choć na razie tego nie rozumie, powinna być dokładnie w tym miejscu i z tymi ludźmi. Kolejne miesiące były odkrywaniem Boga, wiary, siebie – także poprzez wielogodzinne rozmowy z Janete. – Nigdy w życiu tyle nie pracowałam, ale jednocześnie to był taki mój „inkubator wiary” – mówi dzisiaj.
Dziewczyny z miasta papieża
Pielgrzymi, którzy przyjadą do Krakowa w 2016 roku, by podczas Światowych Dni Młodzieży spotkać się z papieżem, będą rozmieszczeni w domach w niemal całej archidiecezji krakowskiej (na południe strefa zakwaterowania będzie sięgała do Rabki), a także na obrzeżach diecezji sąsiednich – kieleckiej, katowickiej, tarnowskiej. Daleki dojazd? Korki? O tym, że takie utrudnienia są sprawą drugorzędną może zaświadczyć Weronika Griszel, która podczas ŚDM w 2013 roku w Rio de Janeiro została – wraz z dwiema koleżankami ze wspólnoty „Chrystus w Starym Mieście” – zakwaterowana w faweli, czyli w okalającej miasto dzielnicy nędzy. – Po przekroczeniu granicy faweli musiałyśmy przesiąść się z autobusu do busa wjeżdżającego na jej teren. Podróż zdecydowanie nas przestraszyła – część trasy przejechałyśmy z otwartymi drzwiami, a żeby bus się zatrzymał, trzeba było w odpowiednim momencie zapukać pięścią w dach. Przez większość trasy głównym widokiem za oknem były rozrzucone śmieci. Bałyśmy się oczywiście, tym bardziej że wcześniej uprzedzano nas, żebyśmy do takich busów w żadnym wypadku nie wsiadały, bo to bardzo niebezpieczne – wspomina Weronika. Postanowiły jednak zaufać odprowadzającym ich wolontariuszom, wyznaczonym przez tamtejszą parafię.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).