„Przyszliśmy tu do was z radosną nowiną/ Aby się pokłonić przed Bożą Dzieciną/ Przyszliśmy weseli, byście nas przyjęli/ Hej, kolęda, kolęda!” – woła grupa bezdomnych.
„Ja jestem Śmierć z dyplomami, lecę z kosą nad domami/ Medycynie podstawiam nogę, sieję naokoło trwogę/ Jestem szalona, mówię wam!” – woła donośnym głosem Śmierć. W jej postać wcielił się pan Damian, który do domu sióstr przychodzi od trzech miesięcy. – Byłem w zakładzie karnym, odsiedziałem karę, kobieta mnie zostawiła, ale mam kontakt z dzieckiem – opowiada swoją historię. – Mieszkam u kolegi na działce. Mamy piec i palimy, opieka społeczna była u nas na wywiadzie środowiskowym. Jestem zarejestrowany jako bezrobotny i obecnie szukam pracy. Mam nadzieję, że wszystko się poukłada. Każdy powinien dostać szansę. Mam dopiero 40 lat i muszę stanąć na nogi. Przychodzę tu codziennie i jestem też w niedzielę na Mszy św. Będę też na wigilii.
W domu zakonnym zawsze znajdzie się kromka chleba do podzielenia się, ale nie tylko. – W tym roku przyszedł nam do głowy pomysł, aby zachęcić tych ludzi do udziału we Mszy św. Zrobiliśmy Eucharystię w niedzielę, w Godzinę Miłosierdzia, i tak od 1 września jest pełna nasza kaplica. Rekord to 72 osoby na Mszy. Jest wiele spowiedzi. Ostatnio dwóch panów poszło pojednać się z Bogiem. Jeden z nich po 31 latach, a drugi – po 27. Oczywiście nikt nikogo nie zmusza. Może to nie są wielkie rzeczy, ale dla tych ludzi to olbrzymi krok – mówi przełożona s. Samuela. – W tych ludziach są wielki ból, cierpienie i samotność, ale też pragnienie miłości. Kiedy przychodzą do nas, zaczynają się otwierać. Na początek od prostych rzeczy: „Siostro, ja nie mam nic na kolację”. A potem: „Siostro, chciałbym wrócić do domu, ale nie umiem powiedzieć »przepraszam«”. Ostatnio na Mszy św. jeden człowiek, który jest silną osobowością, zaczął płakać. Nie był upity, po prostu coś w nim się ruszyło...
Niesamowite działanie Boga
„Śpij, Syneczku, mój maleńki, śpij, moje kochanie/ Pewnie Ci tu twardo trochę w tym żłóbku na sianie/ Pewnie Ci tu trochę zimno, maleńkie nóżęta/ Chociaż grzeją Cię, jak mogą, poczciwe bydlęta” – mówi Maryja, którą gra pani Ela. – Z początku trudno było się wczuć w Maryję. Peszą mnie koledzy. Tremy trochę jest, ale chyba będzie dobrze – mówi. – Do sióstr przychodzę od 4 lat. Nie mam mieszkania. Nocuję na klatce schodowej z moim mężczyzną. Najgorsze są mrozy, ale jest kaloryfer i jakoś sobie radzimy. Mam cały czas nadzieję, że wyjdę z tej bezdomności.
Ten sam scenariusz jasełek siostry wystawiały dwa lata temu z więźniami Zakładu Karnego w Wawrowie, gdzie także posługują. – Kiedy zaproponowaliśmy jasełka tutaj, to wszyscy od razu chętnie podzielili się rolami, angażują się, ściągają nowych aktorów i chcą śpiewać. Jasełka, oczywiście, będą wystawione podczas wigilii w naszym domu, którą obchodzimy zawsze z bezdomnymi. Najpierw o godz. 17 jest Różaniec przeplatany kolędami, potem opłatek, wieczerza i kolędowanie, a na końcu Pasterka – opowiada s. Ancilla. – Bóg robi niesamowite rzeczy i bardzo różne, żeby uratować człowieka i wyciągnąć go z tego, co jest jego grzechem i słabością.
„Teraz wszyscy, bez wyjątku, zaśpiewajmy Bożemu Dzieciątku!/ Zaśpiewajmy razem, donośnie, tak uciesznie, coraz głośniej!” – mówi pod koniec jeden z Aniołów i w refektarzu rozlega się kolęda: „Z narodzenia Pana dzień dziś wesoły...”. A powodów do radości tu nie brakuje. Pani Maria (prosi o anonimowość, prawdziwe imię znane redakcji) nie gra w jasełkach, ale będzie na wigilii. Kiedyś siostry też jej pomogły. Dziś ma swój dom, męża i syna.
– Siostry znam od dziecka. Kiedyś z rodzicami chodziliśmy tu na obiady i koronkę. Z rodzeństwem wyjeżdżaliśmy też z siostrami na oazę. Mieliśmy cały czas kontakt – opowiada pani Maria. – Poznałam mężczyznę, urodził nam się syn, ale po 4 latach rozeszliśmy się z powodu alkoholu. On pił coraz częściej i stawał się coraz bardziej agresywny, a ja również z nerwów zaczęłam sięgać po alkohol. Przez dwa lata mieszkałam u sióstr. I zdarzył się cud. Znowu zamieszkali razem. Ona wcześniej przestała pić, a on też odstawił alkohol i zrobił sobie „wszywkę”. Mają własne cztery kąty, a także pracę. Zrobili jeszcze jeden niezwykle ważny krok. Rok temu wzięli ślub sakramentalny. – Siostra Samuela umie tak człowiekowi dobitnie wytłumaczyć, że człowiek od razu rozumie. To ona nas zapytała: „A może weźmiecie ślub?”.
Podczas przysięgi staliśmy twarzami zwróconymi do siebie. Wtedy zobaczyłam u męża łzy w oczach – wspomina pani Maria. – Wszystkim, którzy mają podobne, ale i większe problemy powiedziałabym, żeby odmawiali koronkę. Tą modlitwą chyba wyprosiłam, żeby między nami było dobrze. Mogę śmiało nasze życie i nasze małżeństwo nazwać cudem.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.