O dramatycznych dniach w czasie protestów na kijowskim Majdanie, cudzie jedności oraz trudnej drodze do kapłaństwa w czasach sowieckich mówi w rozmowie z KAI ks. Jurij Nagorny z Ukrainy. W najbliższą niedzielę Kościół w Polsce będzie obchodził Dzień Modlitwy i Pomocy Materialnej Kościołowi na Wschodzie.
Jak wyglądała praca duszpasterska w ZSRR?
- Przyjechałem najpierw do Żytomierza na Ukrainie, a potem na placówkę wielkiego duszpasterza ks. prał. Józefa Kuczyńskiego, o którym napisano książkę, wydaną też w Polsce pod tytułem: „Pomiędzy parafią a łagrem”.
Ciekawa była ta praca duszpasterska. W Związku Radzieckim odbywała się ona zawsze pod nadzorem KGB i jego stałej obserwacji i szpiegowaniu. Trafiłem na teren, gdzie KC KPZR prowadziło tak zwany „ateistyczny eksperyment”. Było bowiem niezrozumiałym dla partii, dlaczego na Podolu, a szczególnie w okręgach chmielnickim i żytomierskim utrzymywała się mocna wiara, były powołania do seminarium oraz zakonów, które działały potajemne, ale KGB o nich wiedziało. Międzyrepublikański Instytut Ateizmu w Moskwie i Republikański Instytut w Kijowie otrzymały zadanie opracowania programu zniszczenia Kościoła katolickiego w tych rejonach.
Walka była okrutna. Mieli oni prawo do stosowania wszelkich środków, aby prześladować wiernych i zajmowała się tym, milicja, straż pożarną oraz inne instytucje, takie jak szkoła, czy rada wiejska. Milicja drogowa prześladowała na każdym kroku. Ludzie byli zastraszeni, a eksperyment ten trwał ponad pięć lat. Za moją działalność byłem sądzony, chciano mnie skazać na trzy lata więzienia, ale ostatecznie wyproszono, bym zgodził się na karę 100 rubli, bo partia nie przebaczy, jeśli nie zostanę jakoś ukarany.
Ludzie pisali skargi do Moskwy na urzędników. Ale jeśli kogoś w ogóle ukarano, to jednak nie za to, że źle obchodzili się z ludźmi, ale że represje stosowali nieumiejętnie. Wyleciał z pracy nawet sam szef milicji, sekretarz rejonowego komitetu partii i wielu innych ważnych urzędników. Pan Bóg pozwolił jednak, że sama władza zaniechała w końcu tego eksperymentu. Ludzie w tej walce nabrali jednak większego ducha i śmiałości. Mocniejsi stali się nie tylko katolicy, ale też prawosławni. Wielu ludzi zerwało z postawą „zamrożenia” stalinizmem, czyli zupełnego zastraszenia. Nie mieli oni jednak lidera, za którym mogliby pójść. Niespodziewanie stałem się takim liderem w rejonie, do czego przyczynili się moi wrogowie. Nie tylko katolicy mi współczuli i solidaryzowali się ze mną, ale też prawosławni i niewierzący. Był bowiem ktoś, kto mógł walczyć z władzami i pokazał, że nie są oni zawsze uzależnieni od władz zakładowych, czy rad wiejskich.
Dzięki łasce Pana Boga zacząłem studia na KUL-u. Zrobiłem licencjat, ale gdy rozpocząłem pisać pracę doktorską, w ZSRR nastała „pierestrojka”. Wróciłem wiec do pracy kapłańskiej. Było jej bardzo dużo. Można było otwierać kościoły i organizować parafie. Otworzyłem wtedy, przy pomocy śp. bp. Czesława Domina, „Caritas”. Chociaż w Związku Radzieckim Kościół nie miał prawa do działalności charytatywnej, to zarejestrowałem go pod szyldem ministerialnego „Funduszu Miłosierdzia i Zdrowia”, który dawał prawo do działalności społecznej. Nie było wtedy jeszcze biskupów i struktur kościelnych. Organizację tworzyli duchowni i świeccy, którzy w późniejszych założeniach mieli podporządkować ją diecezjom, gdy takowe zaczną funkcjonować. W statucie zapisano, że mają one prawo zapraszać na jakiś czas członków zgromadzeń zakonnych męskich i żeńskich w celu niesienia pomocy obywatelom Związku Radzieckiego. KGB przegapiło ten zapis, a dzięki pomocy jednego z prawników, zatwierdzono go. Byli na mnie wściekli, bo stworzyłem organizację, która miała prawo zapraszać zgromadzenia bez pytania władz o pozwolenie. Przyjechali zakonnicy i zakonnice z kilku zgromadzeń i wszystkim udało się też zbudować klasztory.
Stale czułem opiekę Matki Bożej. Jedna z klauzurowych sióstr karmelitanek bosych, powiedziała mi, że gdy 25 lat temu miały one wątpliwości, czy zakładać klasztor w Związku Radzieckim, więc poradziły się fatimskiej wizjonerki, siostry Łucji z Portugalii. Odpisała, że muszą tam iść, bo od tego czasu zacznie się szczególna opieka Matki Bożej nad Związkiem Radzieckim. Matko Boża, opiekuje się, Pan Bóg błogosławi – można pracować!
Rozmawiał ks. Artur Płachno, Drohiczyn
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.