Zawsze będzie nas przerastał – w końcu jest Bogiem. Zawsze Jego wyzwania będą ponad ludzką miarę i ponad ludzką wyobraźnię. Warto dać Mu się poprowadzić.
O Duchu Świętym w Kościele wiele się mówi. W różnych kontekstach i sytuacjach. Rzadko jednak można usłyszeć zdania tak precyzyjnie punktujące problem, jaki my – jako Kościół – mamy z Tym, który nas prowadzi. W czasie wizyty w Turcji, podczas Mszy świętej odprawionej w sobotę, w katedrze obrządku łacińskiego w Istambule, papież powiedział:
Jest w nas pokusa, aby opierać się Duchowi Świętemu, bo miesza, rusza z miejsca, każe chodzić, przynagla Kościół, by szedł naprzód. A zawsze łatwiej i wygodnej zasiąść na swoich statycznych i niezmiennych pozycjach. W rzeczywistości Kościół okazuje się wiernym Duchowi Świętemu, na tyle, na ile nie usiłuje Go uregulować i oswoić.
Można, oczywiście te zdania zakrzyczeć. Można uznać, że popierają tę czy inną koncepcję czy optykę, to czy inne stronnictwo. Można je nawet od razu zinterpretować w kluczu zdrady nauczania Kościoła – w końcu zostały wypowiedziane w czasie wizyty w założeniu ekumenicznej. Proponuję jednak choć na trochę zawiesić proste i wygodne interpretacje i przyjąć te słowa takimi, jakie są.
To prawda: Duch Święty stanowi dla Kościoła problem. Stanowi problem dla każdego z nas. No, chyba że kompletnie na Niego ogłuchliśmy. Stanowi problem, bo stawia przed nami wyzwania. Nie, nie tylko przed hierarchią i nie tylko w kontekście poważnych decyzji duszpasterskich. Przede wszystkim przed każdym z nas. Nie od święta. Codziennie.
Stawia przede mną wyzwanie, by zauważyć drugiego człowieka. Także wtedy gdy kompletnie nie mam na to czasu i siły. Także wtedy, gdy podjęcie działania wymaga przewrócenia do góry nogami tego, do czego przywykłam. Gdy wymaga przekroczenia własnych ograniczeń, oporów i lęków. Gdy wymaga, by przestać wpatrywać się w siebie. We własną niemożność. Nawet we własny grzech.
Grzech w końcu nie jest od tego, by się w niego wpatrywać, ale by żałować, przepraszać, i iść naprzód. Nie oglądając się na to, co było.
Kościół okazuje się wiernym Duchowi Świętemu, kiedy oddala pokusę patrzenia na siebie. A my, chrześcijanie stajemy się prawdziwymi uczniami-misjonarzami, zdolnymi do budzenia sumień, jeśli zrezygnujemy ze stylu defensywnego, aby pozwolić się prowadzić Duchowi Świętemu - mówił papież.
Nawet jeśli nigdy tego nie robiłam. Nawet jeśli wszyscy wokół mówią, że to nie ma sensu, a w ogóle jest niemożliwe i nic nie da. Jeśli mam przekonanie, że to, co we mnie siedzi i woła, jest dobrem, że tak trzeba postąpić i po prostu nie można inaczej, nie warto zastanawiać się czy to ma prawo się udać. To już nie nasza sprawa.
Jeśli to dzieło Ducha Świętego, On zadba. Być może w sposób, jakiego nigdy byśmy się nie spodziewali. Być może wynik będzie kompletnie różny od naszych wyobrażeń na temat tego, jak być powinno. Ale przecież nie chodzi o to, by udało nam się zrealizować naszą wizję, ale by ocalić i pomnożyć dobro. Co za różnica, jak to się stanie?
No, chyba że bardziej nam chodzi o realizację naszego planu, niż dobra...
On jest świeżością, wyobraźnią, nowością On jest świeżością, wyobraźnią, nowością. Zawsze będzie nas przerastał – w końcu jest Bogiem. Zawsze Jego wyzwania będą ponad ludzką miarę i ponad ludzką wyobraźnię. To także źródło wielkiej nadziei: dla Niego nie ma rzeczy niemożliwych. On potrafi znaleźć drogę wyjścia z najtrudniejszej sytuacji i dotrzeć do najbardziej oddalonego człowieka. Czasem tylko potrzebuje nas.
Warto dać Mu się poprowadzić i zobaczyć DOBRO, które się dzieje. Także przez nasze ręce.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.