Śledztwo w sprawie zamordowania ks. Jerzego Popiełuszki było prowadzone w taki sposób, aby potwierdzić przyjętą przez ówczesne władze wersję zabójstwa.
W czasie procesu zabójców ks. Popiełuszki zostały pominięte te wątki śledztwa, które mogłyby kierować podejrzenia na mocodawców sprawców mordu. Taki wniosek można sformułować na podstawie najnowszej publikacji Instytutu Pamięci Narodowej pt. „Aparat represji wobec księdza Jerzego Popiełuszki 1984, tom II”. Praca dotyczy jednego aspektu: śledztwa w sprawie uprowadzenia i zabójstwa kapłana. (Tom pierwszy z 2009 r. ukazywał działania SB wobec ks. Popiełuszki przed jego zabójstwem). Publikacja zawiera 193 protokoły przesłuchań świadków i oskarżonych oraz 5 innych dokumentów powstałych w czasie tego dochodzenia. Ich fragmenty były znane wcześniej, zostały bowiem odczytane w trakcie procesu toruńskiego i częściowo przytoczone w książkach dotyczących samego procesu. Obecna publikacja IPN stanowi kompletny zbiór całych dokumentów powstałych w czasie śledztwa (z pominięciem adresów i danych osobowych). Materiały zostały opatrzone przypisami i biogramami funkcjonariuszy MSW, prokuratorów i innych osób zaangażowanych w dochodzenie. Choć praca ma charakter naukowy, to dla osób zainteresowanych poznaniem prawdy o zabójstwie ks. Jerzego będzie ważną pozycją, gdyż ukazuje przebieg procesu śledczego w tej sprawie.
Priorytetowe śledztwo
W realiach PRL niemożliwe było, aby bezpośredni sprawcy zabójstwa ks. Jerzego działali z własnej inicjatywy, bez rozkazu i wiedzy przełożonych. I choć niedawno minęła 30. rocznica tej zbrodni, wciąż nie udało się pociągnąć do odpowiedzialności osób, które wydały rozkaz: „Zabić księdza”. Wśród wielu wątków, jakie pokazują protokoły przesłuchań, na uwagę zasługuje sprawa sterowania śledztwem, aby nie ujawnić udziału w morderstwie władz PRL. Dokumenty wskazują, że takie działania w trakcie postępowania podjęto, co jest potwierdzeniem, że za zabójstwem ks. Jerzego stało ówczesne kierownictwo państwa.
W pierwszych dniach po morderstwie, do którego doszło 19 października 1984 roku, Milicja Obywatelska oraz Wojewódzki Urząd Spraw Wewnętrznych w Toruniu wykonywały normalne czynności śledcze. Do napadu doszło o 21.20, o godz. 23.15 funkcjonariusze MO zostali powiadomieni o tym zdarzeniu telefonicznie przez kierowcę kapłana, Waldemara Chrostowskiego, który uciekł z rąk morderców i przebywał w szpitalu. Milicja od razu udała się na wskazane przez niego miejsce. Odnalazła tam samochód, którym podróżowali. O 23.40 wysłała psa tropiącego, który zbadał okolicę, ale żadnych śladów nie znalazł. Jeszcze w nocy został przesłuchany W. Chrostowski, a rano zawieziony w miejsce zdarzenia, gdzie znaleziono jego but oraz wyrwanego z milicyjnej czapki orzełka. W tym samym dniu przyleciała helikopterem z Warszawy grupa oficerów śledczych z Komendy Głównej MO i włączyła się w postępowanie. Biuro Kryminalne KG MO zarządziło ogólnokrajowe poszukiwania ks. Jerzego, a następnego dnia informację o jego porwaniu podano w „Dzienniku Telewizyjnym”. Sporządzono portret pamięciowy sprawców, zebrano zeznania świadków, które potwierdzały wersję kierowcy ks. Jerzego. Jak podkreśla historyk Jerzy Gołębiewski, który opracowywał tom drugi „Aparatu represji...”, z analizy pierwszych dni postępowania organów ścigania wynika, że śledztwo było prowadzone priorytetowo, poszukiwaniami kierowało Biuro Śledcze MSW – jednostki przeznaczonej do spraw o szczególnym znaczeniu, a najważniejsze decyzje zapadały na szczeblu centralnym. Zaangażowanie aparatu ścigania w śledztwo potwierdza opublikowany w książce „Plan czynności śledczych w sprawie zaginięcia ks. Jerzego Popiełuszki”.
Piotrowski obciąża Pietruszkę
Sprawcy porwania zostali ustaleni na podstawie zeznań W. Chrostowskiego i świadków. 23 października aresztowano Grzegorza Piotrowskiego, dzień później Waldemara Chmielewskiego i Leszka Pękalę. W tym samym momencie – 23 października – prowadzenie dochodzenia przejęło formalnie Biuro Śledcze MSW. Dwa dni później G. Piotrowskiemu postawiono zarzut porwania kapłana. Historyk prof. Jan Żaryn mówi GN, że po przejęciu dochodzenia przez centralę śledczy kierowali postępowaniem w taki sposób, aby „stworzyć propagandową papkę przedstawioną opinii publicznej w czasie procesu toruńskiego”. Jak podkreśla, świadczy o tym fakt, że w czasie procesu prokuratura i sąd użyły tylko te protokoły przesłuchań i wezwały tylko tych świadków, których zeznania pasowały do koncepcji politycznej i propagandowej władzy. Pominęły natomiast wątki, które wskazywały na odpowiedzialność innych funkcjonariuszy SB, przede wszystkim wyższego kierownictwa. Tezę tę potwierdza analiza przesłuchań G. Piotrowskiego. W czasie pierwszych ośmiu, które odbyły się między 25 października a 1 listopada, kluczył, początkowo nie chcąc powiedzieć, kto oprócz niego brał w udział w porwaniu ani co stało się od momentu, gdy umieścili ks. Jerzego w bagażniku. Odmawiał odpowiedzi na pytania dotyczące śmierci kapłana. Zapewniał przy tym, że była to jego osobista inicjatywa: „Nie uzgadniałem z nikim swojego wyjazdu ani też nie meldowałem przełożonym o swoim wyjeździe” – zeznał.
Nieustannie twierdził, że pełne zeznanie o tym, co wydarzyło się po umieszczeniu ks. Jerzego w bagażniku, złoży „w stosownym czasie”. Te zeznania pokazują, że G. Piotrowski grał na czas, oczekując od przełożonych informacji, jaką wersję wydarzeń ma przedstawić. Warto przy tym zwrócić uwagę, że W. Chmielewski oraz L. Pękala już 26 października przyznali się do zabójstwa ks. Jerzego, a 30 października wyłowiono ciało kapłana z miejsca, które wskazali, czyli z Wisły k. Włocławka. Dopiero 3 listopada G. Piotrowski złożył obszerne zeznanie, w którym przyznawał się do winy i szczegółowo opisał przebieg wydarzeń. Klucząc w zeznaniach przez 13 dni, dał ówczesnej władzy czas na opanowanie kryzysu. Ponieważ w początkowej fazie śledztwa szybko udało się ustalić, że mordercami byli oficerowie SB, a dla opinii publicznej było oczywiste, że nie mogli przeprowadzić tej akcji sami, władza musiała na kogoś zrzucić odpowiedzialność, co miało uchronić przed karą innych mocodawców. Dlatego w kluczowym przesłuchaniu z 3 listopada, na podstawie którego śledczy przyjęli obowiązującą wersję zabójstwa, G. Piotrowski wskazał jako osobę, która kierowała akcją, wicedyrektora Departamentu IV MSW Adama Pietruszkę. Mimo że do tego momentu przeprowadzono ponad 70 przesłuchań, nazwisko A. Pietruszki padło po raz pierwszy. Znamienne, że w przesłuchaniu 3 listopada wziął udział gen. Zbigniew Pudysz, dyrektor Biura Śledczego MSW. G. Piotrowski jednoznacznie obciążył A. Pietruszkę: „O tym, że wyjeżdżam do Bydgoszczy w związku z tym, że tam także wyjechał Popiełuszko, Pietruszkę poinformowałem w południe 19 X [19]84 r. (…) Ja otrzymałem pozwolenie bezpośrednio od Pietruszki”. Przyznał też, że po powrocie z Bydgoszczy 20 października dwa razy z nim rozmawiał. Po tym zeznaniu A. Pietruszkę aresztowano następnego dnia i postawiono mu zarzut podżegania i pomocnictwa w związku z zabójstwem ks. Jerzego, a trzem pozostałym zmieniono zarzut z porwania na zabójstwo.
Pietruszka obciąża Płatka
Po zatrzymaniu A. Pietruszka zaprzeczał zeznaniom G. Piotrowskiego, które wskazywały na jego udział w zbrodni. Zapewniał, że nigdy nie sugerował wywarcia fizycznej presji na ks. Jerzym, a o wyjeździe ekipy G. Piotrowskiego do Bydgoszczy 19 października nic nie wiedział. Jednak w trakcie kolejnych przesłuchań zaczął obciążać dyrektora Departamentu IV MSW gen. Zenona Płatka. Zeznał, że to właśnie on pierwszy zauważył, iż na parkingu przed siedzibą MSW stoi samochód wskazany jako auto sprawców porwania. Z. Płatek miał powiedzieć A. Pietruszce: „Zrób z tym coś, aby z tym nie było niepotrzebnych skojarzeń”. Z tego zeznania wynika, że Z. Płatek zlecił swojemu podwładnemu zacieranie śladów zbrodni. W czasie śledztwa wątek ten nie został podjęty i wyjaśniony. Sąd w ogóle nie zajął się sprawstwem kierowniczym, które sugerował A. Pietruszka. Pominięcie w procesie wątku udziału gen. Płatka w zabójstwie nie jest jedynym dowodem na prowadzenie procesu pod z góry ustaloną wersję. W czasie przesłuchania 30 października znajoma G. Piotrowskiego, Beata Marszczek, która była sekretarką w Departamencie IV MSW, zrelacjonowała przebieg prywatnej rozmowy z nim z 21 października, a więc między zabójstwem a aresztowaniem.
Przytoczyła słowa G. Piotrowskiego, zapewniając, że są identyczne z tym, co jej wówczas powiedział: „Gdybym jeszcze raz miał to zrobić, na pewno już bym się tego nie podjął, ponieważ nie lubię niekonsekwentnych ludzi na wysokich szczeblach, którzy do pewnego czasu – gdy wszystko jest w porządku – mówią: »róbcie to, chłopcy«, a później odcinają się od wszystkiego, kiedy sprawa jest niepewna i zagraża konsekwencjami”. Znamienne, że zeznania B. Marszczek w ogóle nie pojawiły się w czasie procesu, w czasie śledztwa nikt nie podjął tego tematu. Autor opracowania w rozmowie z GN wskazuje jeszcze jeden ważny wątek, który ujawniają protokoły przesłuchań. W toku śledztwa podejrzani obszernie opowiadają o kulisach przygotowań porwania ks. Jerzego. – Te dokumenty pokazują, że zbrodnia była popełniona z premedytacją, sprawcy długo się do tego przygotowywali – podkreśla J. Gołębiewski. Drugi tom „Aparatu represji…” nie jest ostatnią publikacją IPN związaną z ks. Jerzym. W przyszłym roku ma się ukazać kolejny tom, który będzie zawierał dokumenty związane z ks. Popiełuszką wytworzone przez organy PRL: wywiad cywilny, gabinet ministra spraw wewnętrznych, Główny Urząd Kontroli i Publikacji Widowisk oraz doniesienia Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego Niemieckiej Republiki Demokratycznej.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).