Belgijski onkolog Wim Distelmans dokonał eutanazji, czyli - mówiąc wprost - zabił swą wieloletnią pacjentkę Godelievę De Troyer. Jej syn dowiedział się o tym dopiero dzień po śmierci matki. Zaskarżył belgijskie prawo eutanazyjne do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu.
Co było powodem eutanazji? Jak informuje lifenews.com, kobieta nie była śmiertelnie chora. Doktor Distelmans stwierdził, że jego pacjentka cierpi na "nieuleczalną depresję", choć nie miał kompetencji w dziedzinie psychiatrii. Jego opinię potwierdziło trzech lekarzy, którzy jednak nie zajmowali się stale tą kobietą. Medycy nie uprzedzili o eutanazyjnych planach syna pacjentki, Toma Mortiera, choć - jak powiedział ten ostatni - przyczyną depresji jego matki było nie tylko rozstanie z mężczyzną, ale także poczucie oddalenia od rodziny. Co więcej, dr Distelmans w 2011 r. odmówił swej pacjentce eutanazji, a zabił ją nieco ponad pół roku później, gdy ta przekazała 2500 euro na współzałożoną przez niego eutanazyjną organizację. Belgijskie władze uznały jednak, że wszystko odbyło się zgodnie z prawem.
To właśnie prawo zaskarżył do Strasburga syn Godelievy De Troyer. - Osoby cierpiące na depresję potrzebują współczucia i miłości, a nie recepty na śmierć - powiedział Roger Kiska z broniącej życia organizacji prawniczej Alliance Defending Freedom. Dodał, że państwo jest zobowiązane do zapewnienia cierpiącym odpowiedniej opieki medycznej i możliwości konsultacji z członkami rodziny.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.